Pory roku w gospodarce

Wszyscy znamy to uczucie: niebo bez chmurki, gorące słońce, tłumy turystów, większość z nas na urlopach. Wymarzony miesiąc - sierpień. Ale kto się uważniej rozejrzy, szybko się zorientuje że coś jest nie tak. Zieleń roślin jest już zużyta, szybciej zapada zmierzch, wieczory i poranki stają się chłodne.

Wszyscy znamy to uczucie: niebo bez chmurki, gorące słońce, tłumy turystów, większość z nas na urlopach. Wymarzony miesiąc - sierpień. Ale kto się uważniej rozejrzy, szybko się zorientuje że coś jest nie tak. Zieleń roślin jest już zużyta, szybciej zapada zmierzch, wieczory i poranki stają się chłodne.

Jeśli przychodzą deszcze, tkwi w nich już zapowiedź jesiennych szarug. Dzieci snują się z coraz bardziej smętnymi minami, bo w sklepach i centrach handlowych pojawiają się szydercze napisy: "Witaj szkoło!". Bo taki właśnie jest sierpień - z jednej strony to kwintesencja wakacji, z drugiej jednak - zapowiedź nadciągającego nieuchronnie końca lata.

Z gospodarką jest właściwie tak samo jak z porami roku. W trakcie trwającego kilka lat cyklu koniunkturalnego również mamy zimę - recesję, wiosnę - ożywienie, lato - rozkwit, i jesień - spowolnienie. Najbardziej beztroski i przyjemny jest oczywiście przełom wiosny i lata, a więc okres, gdy w przyrodzie nie jest jeszcze za gorąco, zieleń jest soczysta a wakacje dopiero przed nami.

Reklama

W gospodarce ta faza cyklu oznacza szybko rosnącą produkcję i zyski firm, kwitnącą giełdę, rosnące wpływy do budżetu, a jednocześnie ciągle jeszcze niewygórowaną dynamikę płac, niską inflację, stopy procentowe i deficyt obrotów bieżących. Ten okres mamy jednak już za sobą. Teraz jesteśmy w Polsce właśnie w gospodarczym sierpniu, gdy pogoda jest najlepsza - tzn. wzrost produkcji jest najszybszy, rosną inwestycje, spada gwałtownie bezrobocie, nieźle się trzyma giełda - a jednocześnie wciąż jeszcze nie widać ani wysokiej inflacji, ani groźnej nierównowagi w wymianie z zagranicą. Ale w gospodarczym sierpniu, mimo pięknej pogody, pierwsze zapowiedzi zbliżającej się jesieni czuje się przez skórę.

Przede wszystkim, w ostatnich miesiącach coraz wyraźniej widać stopniowo narastającą presję inflacyjną. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego - skoro bezrobocie spadło w ciągu ostatnich dwóch lat z 19 poniżej 11 proc., a w rejonach zurbanizowanych w znacznej mierze zniknęło; gwałtownie zaczęły rosnąć płace. Zamiast jeszcze niedawno obserwowanych wzrostów płac w granicach 3-4 proc., teraz w przedsiębiorstwach mamy już do czynienia z przeciętnym wzrostem przekraczającym 9 proc. Wydajność pracy zwiększa się wolniej - nie ma więc cudów, koszty produkcji i ceny muszą rosnąć, tym bardziej że nie hamuje ich bariera popytu. Mamy więc gwarantowany wzrost inflacji - w tym roku pewnie uda się ją jeszcze utrzymać poniżej 3 proc., ale w kolejnych latach będzie to niemożliwe. A to oznacza wzrost stóp procentowych i stopniowe wychłodzenie gospodarki.

Drugi letni sygnał można wyczytać w danych bilansu płatniczego. Skumulowany za minione 12 miesięcy deficyt obrotów bieżących, który jeszcze w grudniu wynosił niecałe 6 mld dolarów, z miesiąca na miesiąc wzrasta i w maju przekroczył już 10 mld dolarów. To oczywiście nadal niewiele, niecałe 3 proc. PKB, ale to również zapowiedź, że w nadchodzących latach z coraz większym niepokojem będziemy obserwować rosnącą nierównowagę w wymianie z zagranicą, która może - tak jak w latach 1999 2001 - skłonić bank centralny do schładzania popytu po to, by nie dopuścić do załamania kursu waluty (za przyszłe kłopoty będziemy mogli również podziękować politykom, którzy nie dopuścili do łatwego i bezbolesnego wprowadzenia euro w 2008 r.).

Trzeci sygnał nadesłała giełda. Ciągle nie jest źle - coraz większe zyski firm przekonują, że letnie spadki cen akcji mają jedynie charakter krótkotrwałej korekty, a indeksy giełdowe, po czasowym załamaniu, powinny znów rosnąć.

Można też wskazać na fakt, że o korekcie zadecydowała bardziej sytuacja na rynkach światowych (głównie w USA) niż w Polsce. Ale nie zmienia to faktu, że na giełdę powoli powraca niepewność i nerwowość. Wzrost będzie pewnie nadal trwał, ale będzie mu towarzyszyć coraz bardziej powszechne odczucie, że powoli nadchodzi giełdowa jesień. Niestety, okres gospodarczego lata znów przespaliśmy. Rząd nie zrobił nic, aby wzmocnić i uporządkować finanse publiczne. NBP nie zdecydował się - głównie z powodów politycznych - na ostateczną likwidację ryzyka powrotu wysokich stóp procentowych i niestabilnej waluty, którą można było uzyskać, wprowadzając euro. Sprzyjającej koniunktury nie wykorzystaliśmy ani na redukcję długu publicznego, ani na obniżenie podatków, ani na wzrost tych wydatków publicznych, które służą rozwojowi gospodarczemu, ani na sfinansowanie usprawnienia działania instytucji publicznych. Mieliśmy za to miłe wakacje.

Witold M. Orłowski

Nasz Rynek Kapitałowy
Dowiedz się więcej na temat: pory roku | zieleń | pory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »