Pracujemy za grosze, na nic nas nie stać
Polacy nie mogą sobie pozwolić na wakacje, a co piątego nie stać na jedzenie mięsa lub ryb co drugi dzień. Zarobki są zatrważające.
Według opublikowanego w ubiegłym roku raportu "Praca Polska 2010" opracowanego przez Biuro Eksperckie KK NSZZ Solidarność i firmę S.Partner aż 43,6 proc. Polaków zarabia poniżej 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia, a 65,4 proc. - poniżej przeciętnego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej.
Jak napisano w raporcie, 10 proc. najlepiej zarabiających Polaków pobiera pensje o niemal 800 proc. wyższą od 10 proc. osób z najniższymi dochodami. Rozpiętość płac jest więc ogromna. A to wpływa na statystyki.
W trzecim kwartale 2010 roku średnia pensja w gospodarce narodowej wyniosła 3203,08 zł brutto (tak wyliczył GUS). Na rękę Polacy dostają przeciętnie 2300 zł. Z badania przeprowadzonego przez Money.pl wynika, że na Mazowszu zarabia się 3 tys. zł netto. Następne są województwa: pomorskie i małopolskie z o 700 zł niższą pensją. W większości województw zarobki oscylują wokół 2 tys. zł netto. Mniej dostają mieszkańcy województw: świętokrzyskiego, podkarpackiego i lubelskiego (tam jest najgorzej - mediana zarobków, czyli wartość środkowa, biorąc pod uwagę wszystkie płace, to 1880 zł).
Problem w tym, że nawet te wyliczenia są sztucznie zawyżone. Windują je gigantyczne zarobki prezesów dużych firm. Prezesi banków zgarniają co miesiąc po kilkaset tysięcy złotych, podczas gdy ich podwładni często dostają na rękę mniej niż 2 tys. zł. W rzeczywistości ponad 65 proc. Polaków nie zarabia nawet średniej pensji, a więc co miesiąc do dyspozycji mają mniej niż 2300 zł. Niemal 19 proc. pracowników otrzymuje pensję dwa razy niższą od średniej. Dla porównania - dwa razy więcej niż wynosi średnia zarabia niewiele ponad 6 proc. osób.
Najniższe wynagrodzenia od lat otrzymują zatrudnieni w kulturze i sztuce oraz nauce i szkolnictwie (2600 zł brutto). W polskich szkołach pracuje ok. 600 tys. nauczycieli. Dostają na rękę średnio ok. 1870 zł.Bardzo niskie pensje mają także pielęgniarki. W Polsce pracuje ich ponad 300 tysięcy. Wynagrodzenie sióstr, przeciętnie 2300 zł brutto (niecałe 1670 zł netto) jest o 1000 zł niższe od średniej krajowej.
Mało zarabiają też młodzi. Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, przeprowadzonego przez firmę Sedlak & Sedlak, w 2009 roku mediana wynagrodzenia osób z rocznym stażem pracy wyniosła jedynie 2,2 tys. zł brutto, czyli niewiele ponad 1,5 tys. zł na rękę.
Wyniki tych badań pokazują także, że pracownicy szeregowi zarabiali 2,3 tys. zł brutto. 50 proc. z nich otrzymywało wynagrodzenie w wysokości od 1,7 tys. zł do 3,2 tys. zł brutto. Dla porównania płace dyrektorów kształtowały się na poziomie 10 tys. zł, a wynagrodzenia członków zarządu wynoszą 12 tys. zł. Z badań wynika, że w porównaniu z 2008 r., nasze pensje spadły o prawie 10 proc.
Przeciętna polska rodzina składająca się z rodziców i jednego dziecka przeznacza niemal 16 proc. domowego budżetu, czyli blisko 800 zł miesięcznie, na utrzymanie mieszkania. W odniesieniu do zarobków w Europie więcej na ten cel wydają tylko Słowacy (blisko 17,2 proc.) - wynika z badań przeprowadzonych przez Eurostat. Mimo iż średnio w Europie na utrzymanie mieszkania wydaje się w przeliczeniu 1124 zł miesięcznie, to w relacji do zarobków obciążenie mieszkańców innych europejskich krajów jest mniejsze niż Polaków.
Załóżmy, że rodzina z dwójką dzieci ma do dyspozycji dwie średnie pensje w wysokości 2300 zł netto. Ponad 800 zł wydaje na utrzymanie mieszkania. Zostaje 3800 zł. Portal Money.pl
wyliczył, że obecnie na dziecko trzeba wydać ok. 900 zł miesięcznie. Dwoje dzieci kosztuje więc co najmniej 1800 zł co miesiąc. Kolejny tysiąc wydamy na podstawowe artykuły spożywcze kupione w hipermarkecie (jeśli kupujemy: kilogram mięsa - cena waha się od 10 do 25 zł, chleb - ok. 2-3 zł, masło - 3-4 zł, 200 g wędliny - ok. 3 zł, mleko - ok. 2 zł za litr, kg jabłek - teraz zapłacimy 3- 4 zł, makaron - ok. 5 zł za pół kilo, ser żółty - 4-5 zł za 300 g i ziemniaki - 2 zł za kg).
A to przecież tylko podstawowe artykuły. W praktyce kupujemy o wiele więcej. Do tego ceny w małych osiedlowych sklepach często są o wiele wyższe. Zostaje tysiąc złotych, z których musimy zapłacić za korzystanie z telefonu stacjonarnego: 30 zł za podstawowy abonament, zwykle co najmniej jedna osoba w rodzinie ma też telefon komórkowy - razem 60 zł. Coraz więcej rodzin nie może obyć się też bez internetu, za który zapłacimy co najmniej 50 zł. Jeśli ktoś ma telewizję kablową - musi wydać dodatkowe 70 zł. Razem: ok. 180 zł.
Do tego dochodzą wydatki na artykuły chemiczne: ok. 50 zł miesięcznie (szampon, mydło, 2 dezodoranty, płyn do kąpieli, proszek do prania) i ubrania - nowa zimowa kurtka - co najmniej 200 zł, podobnie zimowe buty. Po odliczeniu tych wydatków, zostanie nam jeszcze niewielka kwota na niespodziewane wydatki czy przyjemności - na przykład wyjście z rodziną do kina. Możemy jednak związać koniec z końcem.
Ale to tylko teoria. W praktyce część z nas wynajmuje mieszkanie lub spłaca kredyt. To podnosi koszty utrzymania o co najmniej 1000 zł miesięcznie. A co najmniej jeden kredyt spłaca obecnie co czwarty Polak. Trudno jest w takiej sytuacji odłożyć na wakacje czy zapłacić za rozwój zainteresowań swoich czy dziecka. W tej sytuacji nie dziwi więc, że 67 proc. Polaków nie ma żadnych oszczędności.
Trzeba też pamiętać, że podwójna średnia pensja w rodzinie to luksus. Większość osób zarabia mniej, a w części rodzin pracuje tylko jedna osoba. Do tego w co najmniej 145 tys. rodzin wychowuje się niepełnosprawne dziecko.
Utrzymanie chorego dziecka to koszt wyższy o co najmniej 500 zł miesięcznie. Z kwotą poniżej 3 tys. zł na rękę nie ma mowy o godnym życiu trzyosobowej rodziny.
Według ekspertów wypowiadających się dla Sfery Biznesu, w związku ze wzrostem VAT-u czteroosobowa rodzina będzie musiała w tym roku zapłacić miesięcznie za żywność o 80-100 zł więcej.
Ważniejsze od tego, ile zarabiamy, jest to, co możemy z pensji kupić. Czy możemy sobie pozwolić np. na wyjazdy urlopowe, żywność wysokiej jakości, wizyty w prywatnych placówkach służby zdrowia czy dodatkowe wydatki na edukację? Badał to na zlecenie GUS i Komisji Europejskiej prof. Tomasz Panek z Instytutu Statystyki i Demografii SGH.
Z opublikowanych na przełomie 2009 i 2010 roku badań wynika, że biorąc pod uwagę czynniki niemonetarne, czyli te, które wpływają na jakość życia, najuboższym województwem jest łódzkie (najwyższy odsetek biednych - 20,81 proc.). Na tygodniowe wakacje raz w roku nie stać aż 68 proc. rodzin w tym województwie (średnio w Polsce 63 proc.). A 20 proc. mieszkańców nie może sobie pozwolić na jedzenie mięsa lub ryb co drugi dzień. Co czwarta łódzka rodzina musi oszczędzać na ogrzewaniu.
W trudnej sytuacji znajdują się także mieszkańcy województwa dolnośląskiego (20 proc. ubogich). Wrocław jest jednym z najbogatszych miast w Polsce, ale w innych rejonach województwa, np. w Wałbrzychu czy Jeleniej Górze, jest gorzej.
W lubelskim ludzi ubogich jest 18,95 proc., małopolskim - 18,92 proc., w warmińsko-mazurskim - 18,77 proc., a na Podkarpaciu - 18,56 proc.
- Porównywaliśmy dwie kategorie biedy: monetarną, czyli dochody ludności i pozamonetarną, czyli jakość życia ludzi - tłumaczył "Dziennikowi" prof. Tomasz Panek. - Jakość życia rozpatrywana w takich kategoriach jak to, czy ludzi stać na wyjazd raz do roku na tygodniowe wakacje, na regularne jedzenie mięsa, drobiu lub ich wegetariańskich zamienników, zupełnie nie pokrywa się z prostą informacją, ile zarabiają - stwierdził.
W porównaniu z krajami Europy Zachodniej płaca minimalna jest u nas bardzo niska. Obecnie wynosi 1386 zł brutto. Ustawowa granica ubóstwa wynosi dla czteroosobowej rodziny 1404 zł. To znaczy, że w rodzinie, w której pracuje jedna osoba i dostaje za nią płacę minimalną, panuje bieda. W 2009 roku najniższą pensję pobierało 10 proc. zatrudnionych.
Bieda coraz częściej dotyka ludzi pracujących. Przychody niemal 8 proc. gospodarstw domowych były niższe niż 1404 zł (w czteroosobowej rodzinie) - wynika z badań przeprowadzonych przez GUS. Ponad 5 proc. gospodarstw domowych żyje natomiast poniżej minimum egzystencji, co oznacza, że ich członkowie narażeni są np. na głód i choroby z nim związane (w tym wypadku czteroosobowa rodzina dysponuje kwotą mniejszą niż 1196 zł).
Z danych Eurostatu za rok 2008 wynika, że 20 proc. Polaków nie może sobie pozwolić na to, by wystarczająco ogrzać mieszkanie, 21 proc. - by przynajmniej raz na dwa dni jeść mięso, drób, rybę albo ich wegetariański, pełnowartościowy zamiennik, a 17 proc. nie stać na samochód.
Uniwersytet Łódzki zbadał natomiast, że 54 proc. młodych małżeństw nie ma swojego mieszkania. Prawie 30 proc. z nich wynajmuje lokal, a ok. 18 proc. mieszka u rodziców lub krewnych. Sytuacja ta dotyczy w większości osób aktywnych zawodowo, z wykształceniem wyższym lub średnim.
Jeśli porównamy zarobki mieszkańców Warszawy i Nowego Jorku, okazuje się, że Polacy zarabiają jedynie 23,7 proc. tego, co Amerykanie. Trudno spodziewać się porównywalnych płac, ale wszyscy chcielibyśmy dostawać za naszą pracę godne wynagrodzenie. A do tego, jak wynika ze statystyk, póki co daleko.
Barbara Doraczyńska