Prawdziwym zabójcą jest koronawirusowe bezrobocie

Koronawirus to czysto negatywny czynnik zewnętrzny. Na początku spowodował negatywny wstrząs podażowy, który szybko został zrównoważony negatywnym wstrząsem łącznego światowego popytu. Fakt, iż globalne ceny surowców również idą w dół, potwierdza, że mamy do czynienia ze wstrząsem popytowym.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Jedynym krótkoterminowym rozwiązaniem problemu rozprzestrzeniania się wirusa było promowanie dystansu społecznego i narzucenie ścisłej izolacji w przypadkach, gdy było to konieczne, co jeszcze bardziej pogorszyło łączny popyt. Do gospodarstw domowych apelowano, by ich członkowie pozostali w domu i unikali interakcji społecznych, przez co mniej wydawali.

Reklama

Kiedy konsumenci mniej wydają, przedsiębiorstwa zaczynają mniej produkować. Innymi słowy, nawet jeżeli niektóre firmy są w stanie utrzymać produkcję pomimo tych nietypowych okoliczności, niekoniecznie mają po temu powody. Przełoży się to negatywnie na produkcję i doprowadzi do masowych zwolnień. Na tym etapie właśnie jesteśmy.

Faza I: Tymczasowe masowe zwolnienia

W kwietniu gospodarka Stanów Zjednoczonych zmniejszyła się o ponad 20 mln miejsc pracy w wyniku izolacji, przez co stopa bezrobocia wzrosła do 14,7 proc. z poziomu 4,4 proc. odnotowanego miesiąc wcześniej. W opinii wielu członków Rezerwy Federalnej, bezrobocie może wkrótce osiągnąć 20 proc., a ostateczna wartość szczytowa może wynieść około 30 proc. Lepszym wskaźnikiem obecnej sytuacji jest jednak prawdopodobnie udział liczby pracujących w ogólnej liczbie ludności (osób powyżej 16. roku życia), który spadł do 51,3 proc.

Innymi słowy, jedynie połowa Amerykanów ma pracę. Koronawirus najmocniej uderzył w sektor usługowy: zniknęło ponad 7 mln miejsc pracy w branży turystyczno-hotelarskiej, niemal 2,5 mln w branży edukacyjnej i 2 mln w handlu detalicznym. Na wykresach poniżej widzimy stopę bezrobocia w podziale na poziom wykształcenia. Można zaobserwować, że w każdym przypadku w okresie izolacji stopa bezrobocia wzrosła dotychczas czterokrotnie, jednak - podobnie jak ma to miejsce z każdą "normalną" recesją - skala wstrząsu jest znacznie większa w odniesieniu do osób z niższym wykształceniem. Jedyną istotną różnicą jest amplituda wstrząsu w tak krótkim okresie.

Faza II: Efekt histerezy i problemy z wypłacalnością

Znaczną część zwolnień uznaje się za tymczasową (do 70 proc. według kwietniowego raportu w sprawie zatrudnienia w sektorze pozarolniczym w Stanach Zjednoczonych). Po zniesieniu ograniczeń gospodarka powróci do normalności, a przedsiębiorstwa ponownie zatrudnią pracowników zwolnionych w okresie kryzysu. Nie zgadzam się z tym założeniem. Jeżeli przyjmiemy, że w procesie tym wyprzedzającym punktem odniesienia są Chiny, nie mamy w perspektywie ożywienia w kształcie litery V. W Chinach przywrócenie zdolności produkcyjnej do 100 proc. trwało miesiąc—półtora miesiąca, jednak konsumpcja jest nadal powolna. W marcu sprzedaż detaliczna spadła o 15,8 proc. w ujęciu rok do roku, a wydatki na posiłki w restauracjach w tym samym okresie spadły o niemal 50 proc. Wiele sklepów jest nadal beznadziejnie pustych, nawet w Pekinie.

Zjawisko to znane jest pod nazwą efektu histerezy. Pomimo zakończenia pandemii, nadal ma ona zauważalny wpływ na konsumpcję i oszczędności. Ze względu na niepewne prognozy ekonomiczne i obawy o wzrost bezrobocia, konsumenci mają silną tendencję do oszczędzania, co jest wyjątkowo negatywne dla łącznego popytu i przyczynia się do pogorszenia zapaści gospodarczej. W efekcie przedsiębiorstwa mają coraz większe problemy z wypłacalnością poza wcześniejszym spadkiem zysków przemysłowych (podobnie jak w Chinach, gdzie zysk przemysłowy w I kwartale 2020 r. spadł o 37 proc.) i nie będą miały innego wyboru niż skupić się na przywróceniu przepływów pieniężnych i na cięciu kosztów, w tym zatrudnienia. Błędne koło spowolnienia łącznego popytu i problemów z wypłacalnością dopiero się rozkręca i doprowadzi do silnego i trwałego wzrostu bezrobocia, który będzie większy w krajach niedysponujących wystarczającymi automatycznymi mechanizmami stabilizacji.

Wygrani i przegrani w świecie po COVID

Konsekwencje koronawirusa osłabią gospodarkę w nadchodzących latach. Twórcy polityki, zapewniając istotny zastrzyk płynności do gospodarki, opóźnili to oddziaływanie, jednak nie wyeliminowali go w całości. Nadchodzi druga fala kryzysu ekonomicznego, charakteryzująca się słabym popytem, bezprecedensową liczbą upadłości i znacznie większym bezrobociem. Przed pandemią światowa gospodarka znajdowała się już w bardzo słabej pozycji ze względu na wysoki poziom długu publicznego i prywatnego, zawyżane wyceny rynkowe i niewielką dynamikę wzrostu. Doświadczenia historyczne wskazują, że w przeciwieństwie do wojen, po pandemiach nie następuje mocne ożywienie, a ich negatywne skutki, takie jak spadek okazji inwestycyjnych czy wzrost oszczędności gromadzonych na czarną godzinę, mogą utrzymywać się nawet przez 40 lat (szczegółowe informacje dostępne są w wyczerpującym artykule opublikowanym na stronie NBER).

Inną charakterystyczną cechą pandemii jest to, że przyczynia się do jeszcze większego zubożenia osób biednych. Jeden z ostatnich artykułów na blogu MFW, na podstawie współczynnika Giniego netto, mówi, że pandemia progresywnie pogłębia różnicę pomiędzy biednymi i bogatymi oraz pogarsza perspektywy zatrudnienia osób z wykształceniem podstawowym, w przeciwieństwie do osób z wyższym poziomem wykształcenia. Najbardziej uderzający jest wniosek, że nierówność ma tendencję do wzrostu w dłuższej perspektywie (współczynnik Giniego netto po pięciu latach jest wyższy o niemal 1,5 proc.), co potwierdza, że konsekwencje pandemii długoterminowo przekładają się na stan ogólnej gospodarki.

Istnieje ryzyko, że różnica pomiędzy bogatymi i biednymi oraz łączny wzrost wniosków o zasiłki dla bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych w tym samym okresie, jeszcze bardziej się pogłębi. W ostatnich latach zarówno MFW, jak i Bank Anglii opracowały szereg badań wykazujących, że luzowanie ilościowe powoduje trwały skok nierówności w poziomie zamożności ze względu na wzrost cen aktywów finansowych. Biorąc pod uwagę rozmiary zastrzyków płynności dostarczonych przez banki centralne na całym świecie oraz pierwotne skutki dla giełdy, w obecnym kryzysie wygranych może być zaledwie 1 proc.

Z drugiej strony przegrana będzie cała reszta ludności, w szczególności osoby o niższym wykształceniu, zmuszone do poradzenia sobie ze wzrostem bezrobocia i spadkiem siły nabywczej. Spowodowane koronawirusem bezrobocie zagraża umowie społecznej pomiędzy obywatelami a państwem i może utorować drogę populizmowi. Rządy niewątpliwie będą dążyły do rozwiązania problemu bezrobocia i nierówności poprzez wdrożenie bardziej redystrybucyjnej polityki i pogłębienie deficytu fiskalnego. Czy to wystarczy? Nie znam jeszcze odpowiedzi na to pytanie, wiem jednak, że twórcy polityki nie mogą kolejny raz zawieść tych 99 proc.

Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku

Saxo Bank
Dowiedz się więcej na temat: koronawirus | pandemia koronawirusa | PKB | bezrobocie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »