Premier jedzie do USA. Zabiera silną reprezentację
Premier Leszek Miller zabrał ze sobą do USA wyjątkowo silną reprezentację pionu gospodarczego rządu. Oprócz stałej ekipy z KPRM, w skład delegacji wchodzą ministrowie: spraw zagranicznych, obrony narodowej, skarbu, nauki oraz pierwszy wiceminister w megaresorcie gospodarki i pracy i wiceminister finansów.
Z punktu widzenia Polaka obraz stolicy USA przybiera dzisiaj formę tryptyku. Z jednej strony - żałoba po załodze wahadłowca Columbia i flagi opuszczone do połowy nie tylko na masztach federalnych, ale także na setkach masztów prywatnych. Z drugiej - amerykańska ofensywa dyplomatyczna, poprzedzająca coraz bardziej nieuchronną wojnę z Irakiem. Z trzeciej zaś - polska delegacja rządowa, która przybyła do USA głównie w sprawie samolotu wielozadaniowego F-16. Okazuje się, iż te oderwane tematy można całkiem logicznie skojarzyć: otóż pułkownik Ilan Ramon, tragicznie poległy w katastrofie Columbii astronauta izraelski, w roku 1981 jako 26-letni porucznik uczestniczył w pamiętnym nalocie na ośrodek atomowy Iraku. Ów rajd samolotów F-16 do dzisiaj pozostaje najbardziej spektakularnym dowodem możliwości maszyn, których najnowszą wersję kupuje Polska.
Premier Leszek Miller zabrał ze sobą do USA wyjątkowo silną reprezentację pionu gospodarczego rządu. Oprócz stałej ekipy z KPRM, w skład delegacji wchodzą ministrowie: spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz (tylko dzisiaj w Waszyngtonie), obrony narodowej Jerzy Szmajdziński, skarbu Sławomir Cytrycki, nauki Michał Kleiber (szef komisji offsetowej) oraz pierwszy wiceminister w megaresorcie gospodarki i pracy Jacek Piechota (do niedawna minister gospodarki) i wiceminister finansów Ryszard Michalski. Program wizyty jest tak ułożony, że ăgospodarzamiÓ kolejnych punktów są różni ministrowie. Na przykład jutrzejsze rozmowy w Dolinie Krzemowej przygotowywał profesor Kleiber, natomiast piątkowa wizyta w pustynnej bazie Nellis Air Force Bombing & Gunnery Range w stanie Nevada będzie oczywiście domeną szefa MON.
Symboliczny wydźwięk ma fakt, iż wyprawa po amerykański offset rozpoczyna się od śniadania z przedstawicielami korporacji Lockheed Martin i firm wchodzących w skład Zespołu F-16. Dopiero później będzie Gabinet Owalny i strategiczna rozmowa premiera z prezydentem George'em W. Bushem. Sfery biznesu z nadzieją czekają na spotkanie grupy naszych ministrów z sekretarzem handlu Donaldem Evansem. W obrotach Polski z USA nie jest tak straszny sam deficyt (w roku 2002, do listopada - 600 mln USD), ale o relacjach obu państw przesądza inny wskaźnik. Stany Zjednoczone mają 2,7 proc. udziału w całym naszym eksporcie (zajmując miejsce dwunaste), lecz z pozycji odwrotnej wygląda to bardzo źle - towary z Polski stanowią zaledwie 0,1 proc. importu amerykańskiego.
Już samo zestawienie tych liczb wyznacza zupełnie inne priorytety i oczekiwania stron. Dla prezydenta USA obecnie absolutnie najważniejsze jest wsparcie - nie tyle militarne, ile polityczne - jego planów rozprawienia się z Saddamem Husajnem. Dlatego George Bush dla Polaków rzuca inne terminowe zobowiązania. Zaledwie 14 stycznia rozmawiał z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, a dzisiaj przyjmuje premiera. Ba, nawet odpowiednio zgrywa czas dzisiejszego wystąpienia sekretarza stanu Colina Powella przed Radą Bezpieczeństwa ONZ. Dla strony polskiej to amerykańskie łaknienie sojuszniczego poparcia stwarza niepowtarzalną szansę - NIGDY nie trafi się lepsza sposobność do wytargowania korzystniejszego offsetu niż właśnie teraz.
Wiele wskazuje na to, że Polska i USA stały się dobranymi partnerami i mogą wzajemnie zrobić sobie dobrze. Oczywiście nie ulega wątpliwości, kto w tym związku jest i pozostanie stroną dominującą - ale przecież teza postawiona w tytule komentarza jest jak najbardziej prawdziwa...