Prezes POLREGIO: całkowicie z rynku nie "odjechaliśmy"
- Nie ma co ukrywać, że wynik za 2020 rok będzie odzwierciedlał spowolnienie gospodarcze i odpływ pasażerów spowodowany epidemią. Wyjdziemy z tego poobijani jak cała gospodarka, bowiem odpływ pasażerów w kwietniu sięgnął 80 proc. - mówi Interii Krzysztof Zgorzelski, prezes POLREGIO. Spółka liczy na wsparcie z Tarczy Antykryzysowej 3.0.
Bartosz Bednarz, Interia: W marcu i kwietniu Polacy w dużym stopniu zostali w domach, stosując się do zaleceń administracyjnych przeszli na tryb pracy zdalnej. Pociągi opustoszały?
Krzysztof Zgorzelski, prezes POLREGIO: Na tory wyjeżdżało w wyniku pandemii mniej więcej o 30 proc. pociągów POLREGIO mniej. Od wczoraj wraz z organizatorami transportu w regionach, czyli z władzami samorządów, zaczęliśmy jednak przywracać połączenia, bądź zwiększamy zestawienie składów tam, gdzie jest to konieczne. Dzisiaj kursuje o 27-28 proc. mniej pociągów niż normalnie, aczkolwiek widzimy, że pasażerowie wracają na kolej. Przede wszystkim jednak chcemy działać zgodnie z wytycznymi MZ, tak żeby w pociągach było wystarczająco miejsca. Musimy pogodzić dwa cele: by co drugie miejsce było puste, a jednocześnie odpowiedzieć na rosnący ruch.
- W zakresie operacyjnym POLREGIO - jako największy przewoźnik kolejowy w Polsce w wyniku epidemii ucierpieliśmy głównie ze względu na odpływ pasażerów. Polacy przestali korzystać z komunikacji zbiorowej. To jest efekt samodyscypliny i zastosowania się do wytycznych rządu, Ministerstwa Zdrowia czy GIS. My też od samego początku podjęliśmy decyzje o ochronie nie tylko pasażerów, ale również pracowników. Praktycznie codziennie bierzemy udział w pracach zespołu zarządzania kryzysowego, wraz z Ministerstwem Infrastruktury, Urzędem Transportu Kolejowego i innymi uczestnikami rynku kolejowego. Codziennie omawiamy sytuację bezpieczeństwa podróżnych.
Spółka jest gotowa na kolejne znoszenie ograniczeń i powroty Polaków do pracy?
- Oczywiście, że tak. W naszym przypadku szczytowy ruch jest rano, gdy Polacy dojeżdżają do pracy i po południu, gdy wracają do domów co przy wzroście frekwencji rano pozwala reagować już po południu np. w zakresie bardziej pojemnego składu. Każdego dnia monitorujemy informacje, co do liczby pasażerów. W POLREGIO nie mamy rezerwacji i numerowanych miejsc w pociągach, opieramy się na tym, co przekazują nam pracownicy. To wystarczy, by odpowiednio szybko reagować na zmiany.
- Co do ilości miejsc w pociągach, to w którymś momencie rząd będzie zmuszony poluzować te warunki bezpieczeństwa, aczkolwiek w pociągu nie jesteśmy zamknięci układem przestrzeni pasażerskiej tak jak np. w samolocie. Mamy nie tylko miejsca siedzące, ale spora grupa pasażerów może przejechać dojeżdżając np. do pracy na stojąco. Obsługujemy głównie ruch aglomeracyjny - maksymalny czas dojazdu to nie więcej niż kolokwialnie ujmując godzina.
Czwarty rok z rzędu spółka wypracowała dodatni wynik finansowy. Zysk netto sięgnął w 2019 r. 29,38 mln złotych. Przez kryzys ta pozytywna seria zostanie przerwana?
- Nie ma co ukrywać, że wynik za 2020 rok będzie odzwierciedlał spowolnienie gospodarcze i odpływ pasażerów spowodowany epidemią. Wyjdziemy z tego poobijani jak cała gospodarka, bowiem odpływ pasażerów w kwietniu sięgnął 80 proc. Teraz jest mniejszy, ale to uderzy w nasze wyniki finansowe. Trzeba pamiętać jednak, że już na początku ub.r. przy pracach nad budżetem założyliśmy, że 2020 rok będzie inny, mając na uwadze prognozowane spowolnienie gospodarcze. Podejmowaliśmy środki, żeby na kryzys się przygotować. Nikt nie zakładał jednak takiej skali załamania. Dzisiaj kluczowe dla nas jest utrzymanie płynności. Przez 3 miesiące damy sobie radę, w dalszej perspektywie na pewno pomocne będą mechanizmy, które przewiduje rząd w przekazanej 30 kwietnia do Senatu propozycji, np. w zakresie wypłaty dotacji z tytułu ulg ustawowych na poziomie z ub. roku. Aktualnie nasze zobowiązania regulujemy na bieżąco. Ponadto 2019 r. był także na tyle wyjątkowy, że ze stroną społeczną podpisaliśmy porozumienie o wypłacie premii motywacyjnej, pod warunkiem, że wynik finansowy będzie dobry. Tak się stało. W kwietniu pracownicy dostali premie, co było dla nich pozytywnym zaskoczeniem, ale też potwierdzeniem tego, że z rynku nie "odjechaliśmy" i słowa dotrzymujemy.
Spółka nie zdecydowała się na zwolnienia?
- Nasza załoga z drużyn pociągowych to też są osoby, które stoją "na pierwszej linii frontu" walki ze skutkami koronawirusa niesłusznie pomijani w medialnym przekazie.
- Nie planujemy zwolnień grupowych. Wynika to z dwóch czynników. Po pierwsze, po zakończeniu restrukturyzacji utrzymaliśmy koszty w ryzach. Po drugie, nie ma takiej konieczności. Zakładamy bowiem, że do końca tygodnia będzie już tylko 25 proc. mniej naszych pociągów na torach niż przed pandemią, a do końca miesiąca uruchomimy kolejne, zbliżając się do pełnej zdolności operacyjnej. Ten chwilowy przestój pozwolił nam także wykorzystać zalegle urlopy pracownicze. Robimy wszystko, żeby utrzymać miejsca pracy.
Trzecia odsłona tarczy antykryzysowej ma rozwiązania m.in. dla rynku kolejowego. To długo wyczekiwane wsparcie?
- Z wielu powodów dla nas kluczowe. Po pierwsze nie możemy sięgnąć po nowe środki tarczy antykryzysowej, bo skorzystaliśmy ze wsparcia w 2015 r. Po drugie jesteśmy podmiotem jeszcze zagrożonym. Historyczna strata widnieje w bilansie spółki. Po trzecie, tak naprawdę, odnosząc się do możliwości wsparcia tj. fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych, pojawia się tam wymóg spadku obrotu o minimum 15 proc. Nam te obroty aż tak nie spadły. I najważniejsze obniżenie o 20 proc. wynagrodzenia pracowników nie byłoby rozwiązaniem. W ub.r. pracownicy zaczęli dopiero po latach dochodzić do średniej na rynku dla branży. Nie mam asumptu do tego, żeby nie mając jakichkolwiek wskaźników ekonomicznych czy operacyjnych prosić stronę społeczną, by zgodzili się na cięcia wynagrodzeń pracowników, gdy pracy eksploatacyjnej już przybywa.
- W trzeciej ustawie antykryzysowej są rozwiązania dla transportu zbiorowego, mechanizmy, które nam realnie pomogą. Od 1 kwietnia, bo z mocą wsteczną, Ministerstwo Infrastruktury będzie bowiem po wejściu w życie ustawy przekazywać dotacje z tytułu ulg ustawowych w wysokości takiej jak ubiegłoroczne. To poprawi płynność. Z tego rozwiązania na pewno skorzystamy.
Jak pan widzi powrót do normalności?
- Maseczki i płyny do dezynfekcji zostaną na stałe w naszym krajobrazie pewnie przez najbliższe dwa lata. Trochę nam to przemodeluje przyszłoroczny i następny budżet. Jeszcze większy nacisk położymy na utrzymanie czystości taboru, dostarczenie środków czystości dla pracowników i pasażerów. Prognozy odnośnie przyszłości nie są w pełni optymistyczne, społeczeństwo będzie się obawiać podróżowania. Niektóre nawyki zostaną zmienione na trwałe. Widać to chociażby już dzisiaj przy zakupie biletów. Pasażerowie przestali korzystać z tradycyjnych kas biletowych. Unikają też automatów biletowych. Rośnie za to sprzedaż biletów przez naszą stronę internetową i aplikację mobilną.
- Musieliśmy już przemodelować nasze plany inwestycyjne. Jak to się mówi w przenośni, zysk jest teorią, a płynność rzeczywistością. Większe inwestycje muszą poczekać na powrót pasażerów i stabilizację w tym zakresie. Inwestycje to bowiem wypływ gotówki. Obecnie skupiamy się na bieżących potrzebach. Mamy pomysł na to, żeby zachęcić Polaków do powrotu, pokazać podróżnych tak dotychczasowym, jak i tym, którzy chcieliby wrócić na kolej, że to dobra decyzja. Z jednego kluczowego projektu jednak nie rezygnujemy: 75 pojazdów przejdzie retrofit. Jesteśmy w trakcie uruchamiania prac, które wykonamy własnymi siłami. Latem tego roku pierwsze pociągi wyjadą na tory w Polsce w nowej, odświeżonej wersji.
Ceny biletów mogą wzrosnąć?
- Na tę chwilę nie przewidujemy żadnych podwyżek. Ostatni raz ceny podnieśliśmy w grudniu 2019 r. Obecnie zależy nam na powrocie pasażerów, nie chcemy ich w tych trudnych czasach uderzać dodatkowo po kieszeni.
Rozmawiał Bartosz Bednarz