Problem narasta, potrzebne gigantyczne inwestycje. "Jeśli nie będzie sieci, nie będzie ekspansji OZE"

Szybkość i efektywność transformacji energetycznej w Polsce będzie zależeć od inwestycji w sieci dystrybucyjne i przesyłowe. Państwo ma tu jednak całkowity monopol, a rząd celowo wstrzymuje inwestycje, żeby go nie utracić - wynika z raportu poświęconego polskiej energetyce ING Banku Śląskiego i grupy PTWP, organizatora Europejskiego Kongresu Gospodarczego. Pierwszą ofiarą monopolu mogą paść małe i średnie firmy.

- Rząd zachowuje monopol, który można by złamać poprzez szerokie dopuszczenie ludzi i firm do produkcji (energii) ze źródeł odnawialnych. Celowo hamuje się jednak rozwój OZE po to, żeby utrwalać ten monopol - mówi cytowany w raporcie Piotr Komierowski założyciel firmy Bizon.

Dlatego polskiej energetyce grozi to, że będzie nie tylko zbyt "brudna" jak na wymogi zachowania przez firmy konkurencyjności w globalnych łańcuchach dostaw (bo trzeba będzie zmniejszać "węglowy ślad"), ale będzie zbyt droga, by polskie przedsiębiorstwa zachowały konkurencyjność kosztową. Energia w Polsce będzie za droga by produkcja w naszym kraju się opłacała. Choć po napaści Rosji na Ukrainę w całej Europie rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania nowych kierunków dostaw węgla, ropy i gazu, ten szok właśnie uświadomił ­- jak nic dotąd - że przyszłość zasilania gospodarki należy do OZE.   

Reklama

Szok energetyczny uderzył we wszystkie polskie firmy, choć w niejednakowym stopniu. Część z nich zareagowała poprawiając efektywność energetyczną procesów produkcji lub budując własne odnawialne źródła zasilania. Ale dwie trzecie małych i średnich przedsiębiorstw mówi - transformacja energetyczna nas nie dotyczy. I to one mogą paść ofiarą utrzymywania monopolu przez państwo.

Jak poradziliśmy sobie z energetycznym szokiem? Nie notowany od początku lat 70. wzrost cen nośników energii był głównym "kanałem wpływu" na koszty polskich i europejskich przedsiębiorstw. Silne wahania cen rozpoczęły się jeszcze na jesieni 2021 roku, a więc przed agresją Rosji na Ukrainę. Lokalne maksimum przypadło na lato 2022 roku. Ceny gazu wzrosły wtedy 16 razy, węgla i energii elektrycznej na rynku hurtowym - 6-krotnie w porównaniu z początkiem 2021 roku. Jesienią 2022 roku ceny zaczęły się stabilizować, a jeszcze w grudniu 2022 rozpoczął się trend spadkowy, który trwa do tej pory.  

W II połowie 2022 roku ze względu na kontrolę taryf i wprowadzone "tarcze" energetyczne energia elektryczna dla firm zdrożała w UE średnio o 39 proc. w porównaniu z II połową 2021 roku, a dla gospodarstw domowych o 26 proc. W Polsce odpowiednio - 37 proc. i o zaledwie 5 proc. W Unii największe wzrosty cen energii odczuły firmy w Rumunii i gospodarstwa domowe w tym kraju, o - odpowiednio - 182 i 111 proc.

Jak firmy zareagowały na energetyczny szok

Podwyżki cen gazu ziemnego dla firm były bardzo zróżnicowane w zależności od kraju. Średnio w Unii były wyższe niż w przypadku prądu, bo wyniosły 62 proc. Rozpiętość wynosiła od ok. 20 proc. w Holandii (28 proc. w Polsce) do 220 proc. w Rumunii. Różnice w cenach dla gospodarstw domowych były jeszcze większe. Choć przeciętnie w Unii ceny gazu wzrosły o 45 proc., to w Chorwacji zaledwie o 13 proc., w Polsce - o 17 proc., a w Czechach o ponad 240 proc.

- Wysiłki Komisji Europejskiej oraz państw członkowskich, mające na celu ograniczenie kryzysu (takie jak limity cenowe, taryfy dla wybranych grup konsumentów czy wsparcie dla najbardziej dotkniętych kryzysem sektorów) okazały się w miarę skuteczne - mówi cytowany w raporcie Tomasz Ślęzak, członek zarządu ArcelorMittal Poland.

USA stały się największym dostawcą gazu skroplonego LNG do Europy i Polski. W sezonie grzewczym UE silnie zredukowała zużycie gazu (o 17,7 proc. w porównaniu do średniej 5-letniej), Polska zaś - o 12,5 proc. Pomogła - rzecz jasna - ciepła zima i zapobiegawcze napełnianie magazynów.

Jak przedsiębiorstwa zareagowały na energetyczny szok? Cześć z nich zaczęła od razu przerzucać koszty na kontrahentów i konsumentów. Jedynie 5 proc. z badanych firm tego uniknęło. W 2022 roku jednak przerzucanie podwyżek kosztów energii na kontrahentów i konsumentów napotkało na rosnącą barierę popytu. By nie przerzucać w całości kosztów 77 proc. firm zaczęło szukać tańszych materiałów i dostawców, 60 proc. cięło inne koszty, a 41 proc. wstrzymało inwestycje w rozwój.

Ale przedsiębiorstwa podjęły również strategie obrony przed wzrostem kosztów nośników energii. Wprowadzały opomiarowanie, żeby zidentyfikować procesy najbardziej energochłonne, dokonywały pogłębionego audytu energetycznego i termomodernizacji budynków. Zastępowały gaz ziemny biogazem, węgiel - biomasą. Budowały własne farmy fotowoltaiczne. Zmieniały dostawców, kupowały prąd na rynku spot. Aktywność w podejmowaniu inwestycji na rzecz poprawy efektywności energetycznej dotyczyła jednak głównie dużych firm. Małe i średnie wskazywały raczej na postawę wyczekującą.

Przedsiębiorstwa inwestują w fotowoltaikę

Skala szoku energetycznego wpłynęła w nierównym stopniu na różne sektory i różne firmy. Zamrożeniem cen nie zostały objęte duże przedsiębiorstwa, które najbardziej odczuły wzrost kosztów. Najsilniej  sektory energochłonne - chemia, petrochemia, produkcja cementu, materiałów budowlanych oraz przemysł maszynowy i spożywczy. Zamrożenie cen energii było też "obosiecznym" mieczem, bo teraz gdy ceny na rynku spot spadły, przedsiębiorstwa, które skorzystały z zamrożenia stawek płacą nadal 750 zł za MW.

Okazało się, że te firmy, które zdecydowały się na inwestycje w energetykę odnawialną, wyszły na tym najlepiej. Obecnie więcej niż co trzecia firma chce inwestować w oszczędność energii lub zabezpieczyć własne odnawialne źródła. Efekt był taki, że w końcu 2021 roku moce zainstalowane w polskiej fotowoltaice osiągnęły prawie 8GW, podczas gdy w 2019 roku było to zaledwie 1,3 GW.   

- Przy obecnej sytuacji geopolitycznej, która rzutuje na ceny energii, podmioty, które zrealizowały inwestycje w OZE w przeszłości, są oczywiście pewnego rodzaju "wygranymi" ze względu na częściową, a nawet całkowitą niezależność od rynku energii - mówił Tadeusz Baranowski, członek zarządu SuperDrob.

- (...) ten nagły i dość nieoczekiwany scenariusz może znacząco przyspieszyć transformację energetyczną naszego kraju oraz innych państw, uzależnionych od paliw kopalnych oraz importujących je z krajów, gdzie ryzyko destabilizacji politycznej jest zwiększone - twierdzi Grzegorz Bobek kierownik ds. ochrony środowiska i zrównoważonego rozwoju Danone.

Nawet oficjalna Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku ogłoszona w 2021 roku szacuje łączne nakłady inwestycyjne w elektroenergetyce, ciepłownictwie, sektorze paliwowym, ograniczenie energochłonności budynków, transportu, przemysłu, na ok. 3,8 proc. PKB rocznie. To ponad 100 mld zł. Wydatki na sieci mają stanowić ok. jedną trzecią nakładów w elektroenergetyce i ciepłownictwie w ciągu najbliższych dwóch dekad. Raport ING stwierdza, że szacunki te są prawdopodobnie zaniżone.

Najważniejsza jest sieć

Ci, którzy zbudują sobie browar, będą mogli napić się piwa. Ale nie wszystkich na postawienie browaru stać. Do tej grupy należą m.in. małe i średnie firmy. Zaledwie 11 proc. polskich MŚP w styczniowym Szybkim Monitoringu NBP odpowiedziało, że neutralność klimatyczna jest ważnym długookresowym elementem ich strategii. Prawie dwie trzecie uważa, że ich działalność nie ma wpływu na klimat bądź realizacja celów klimatycznych oznaczałaby zbyt duże koszty albo też mają ważniejsze problemy. Zdaniem analityków ING ta różnica w podejściu dużych firm i MŚP może doprowadzić z czasem do zaburzeń w łańcuchach dostaw wewnątrz kraju.

Kwestią kluczową jest jednak przesył. W badaniach przeprowadzonych na użytek raportu wszystkie firmy odpowiedziały, że transformację energetyczną wstrzymują ustawa "antywiatrakowa" (tzw. 10h) oraz zły stan infrastruktury energetycznej w Polsce.

 - Jeśli nie będzie sieci, nie będzie ekspansji OZE. Budujemy instalacje, które nie będą użytkowane - mówił na konferencji prasowej Leszek Kąsek, współautor raportu, ekonomista ING BŚK.

- Sami nie jesteśmy w stanie wszystkiego zbudować - powiedział podczas dyskusji nad raportem Tomasz Prejs, prezes Stadler Polska.

Możliwość tzw. cable poolingu, czyli korzystania z jednej linii przesyłowej przez wielu dostawców dawałaby szansę na efektywne wykorzystanie energii ze źródeł odnawialnych. Ale państwowy operator sieci odmawia przyłączania nowych mocy. Tymczasem - jak stwierdza raport - sieci przesyłowe są wykorzystywane w ok. 40 proc. Nawet dwukrotne zwiększenie mocy byłoby zatem możliwe.

Jacek Ramotowski   

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ceny za prąd | ceny gazu | rynek energii
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »