Przemysł poza Unią też musi być bardziej eko

Nowe wymagania związane z zielonym ładem oznaczają wzrost kosztów dla przemysłu. Ekspertyzy wskazują, że w przypadku branży chemicznej mogą one być wyższe o 20-80 proc., zależnie do tego, jak firmy zdołają przygotować się do przyszłych realiów. Spółki już teraz realizują proekologiczne inwestycje. Wskazują, że konieczne jest naciskanie na przemysł spoza Unii, by również respektował ambitne cele.

Unia Europejska prowadzi aktywną politykę prośrodowiskową. Chce stać się neutralna klimatycznie do 2050 roku. Ursula von der Leyen, szefowa KE, zaproponowała zwiększenie redukcji emisji gazów cieplarnianych do nawet 55 proc. w 2030 roku z 40 proc. obowiązujących obecnie. Wyzwanie jest ogromne, szczególnie biorąc pod uwagę uzależnienie Polski od węgla. Udział węgla w produkcji energii elektrycznej w zeszłym roku wynosił 75 proc. Na węglu przez wiele lat budowana była gospodarka kraju, bo surowiec był dostępny.

- Wszyscy zgadzają się co do celów. To będzie jednak kosztowna transformacja. Z ekspertyz wynika, że wzrost kosztów, jeśli chodzi o przemysł chemiczny, wyniesie między 20 a 80 proc. Będzie to też dotyczyło polskiej chemii. Dużo zależeć będzie od tego, jak przygotujemy się do nowych wymogów. Nie ma odwrotu od tego kierunku. Będzie to wymagało dużego wysiłku - mówił podczas kongresu Polska Chemia Zdzisław Krasnodębski, europoseł, wiceprzewodniczący Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii w Parlamencie Europejskim.

Reklama

Podkreślał, że unijne przepisy powinny uwzględniać różny punkt wyjścia poszczególnych krajów członkowskich, ich realne możliwości i uwarunkowania. - To oczywiście bardzo trudne - przyznawał. -Czy stanowisko realistyczne zwycięży? Zobaczymy. (...) Nie widzę na razie skłonności do tego, by różnicować cele klimatyczne, uwzględniając sytuację poszczególnych krajów - informował.

Skorzystać z funduszy

Adam Jarubas, europoseł, członek Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności, podkreślał, że wśród obywateli UE świadomość zmian klimatycznych jest coraz powszechniejsza. Oczekiwania społeczne powinny iść jednak w parze z możliwościami gospodarki. Z drugiej strony trzeba mieć też na uwadze strumień pieniędzy, jaki popłynie na transformację z Unii. Powinniśmy w jak największym stopniu pieniądze wykorzystać, bo zmiany i tak są przesądzone.

- Unia Europejska wskazała kierunek, jakim jest nowy zielony ład, cyfryzacja gospodarki, czyste bezemisyjne technologie, gospodarka obiegu zamkniętego. Powinniśmy firmom dać czas na dostosowanie się do nowych warunków. Transformacja jest innowacyjna, środki z funduszu odbudowy mogą być stymulatorem przechodzenia na bardziej zrównoważoną produkcję - mówił Jarubas.

Uczestnicy dyskusji podkreślali, że pandemia uzmysłowiła Europie, w jak dużym stopniu jest ona uzależniona od Azji i jakie ryzyka to za sobą niesie w momencie, gdy przerwany zostaje łańcuch dostaw. Unia powinna rozwijać produkcję na miejscu. Takie inwestycje toczą się w Polsce.

Przykładem jest realizowany przez Grupę Azoty w połączeniu z Lotosem projekt Polimery Police, wart ok. 7 mld zł. Ma on być ukończony w 2022 r. Na terenie Polic powstanie instalacja produkująca niemal pół miliona ton polipropylenu rocznie. Również Orlen realizuje inwestycje petrochemiczne. Koncern zatwierdził program rozwoju petrochemii o wartości ok. 8,3 mld zł. Instalacje mają być gotowe w 2023 r. W planach grupy jest budowa kompleksu pochodnych aromatów, rozbudowa kompleksu olefin, rozbudowa zdolności produkcyjnych fenolu i budowa centrum badawczo-rozwojowego.

Przepisy okaleczą europejski przemysł?

Istotnym problemem, który może zachwiać konkurencyjnością europejskiego przemysłu chemicznego, jest fakt, że producenci spoza Unii nie będą musieli przestrzegać tak wyśrubowanych norm, a tym samym koszt ich produkcji będzie znacząco niższy. - Produkty z Azji zabiją konkurencyjność produktów z Europy. Tymczasem dla planety emisja przy ich wytwarzaniu jest taka sama. Musi zostać wprowadzony mechanizm sprawiedliwości i to nie na poziomie Polski, ale Unii, by reszta świata również chciała podążać za zasadami zielonego ładu. Nie chcemy przecież, by przemysł zwijał się z Europy - poinformował Krzysztof Mazur.

Firmy chemiczne realizują wiele proekologicznych projektów. Sławomir Lipkowski, prezes Zakładów Azotowych Kędzierzyn, które wchodzą w skład Grupy Azoty, poinformował, że przewidywany jest spadek zużycia węgla w grupie w ciągu dwóch lat o co najmniej 50 proc. W ostatnich pięciu latach spadło ono już o 15 proc. Jego zdaniem realne jest osiągnięcie neutralności klimatycznej w 2050 r. - Mamy przed sobą prawie trzydzieści lat. To sporo czasu. Nastąpiła już duża transformacja od lat 90 - podkreślał.

PKN Orlen zadeklarował już oficjalnie, że chce do 2050 r. być neutralny klimatycznie. Spółka zamierza wydać w ciągu najbliższej dekady 25 mld zł na redukcję emisji CO2. Redukcja emisji z aktywów paliwowo-rafineryjnych ma spaść do 2030 roku 20 proc., a z aktywów energetycznych 33 proc. - Postanowiliśmy wejść w energetykę, stawiamy na zieloną energię z fotowoltaiki, z wiatraków morskich. (...) Mamy bloki energetyczne oparte o gaz, odchodzimy zdecydowanie od węgla. Zamierzamy budować biogazownie, inwestujemy w technologie wodorowe - wyjaśniał Józef Węgrecki, członek zarządu Orlenu.

Także Anwil z grupy Orlen prowadzi inwestycje w instalacje do produkcji nawozów azotowych, które zwiększą moce produkcyjne zakładu o ok. 50 proc. Wartość prac to 1,3 mld zł. - Nowe instalacja zapewni większą efektywność, niższą energochłonność, mniejszy wpływ na  środowisko - mówił Jacek Mendelewski, członek zarządu Anwilu.

Eko produkty w cenie

Ogromną wagę do rozwoju produktów proekologicznych przykłada BASF. - Opracowaliśmy systemowo całe portfolio pod kątem śladu węglowego. To cel strategiczny firmy. Wprowadzamy nowe dodatki do asfaltów przedłużające ich żywotność, wprowadzamy tworzywa biodegradowalne, rozwijamy produkty dla branży meblarskiej, zastępując stare spoiwa nowymi, bardziej prośrodowiskowymi - powiedział Marek Jagieła z BASF Polska. - Nasza deklaracja to neutralność emisyjna do 2030 roku - dodał.

Synthos także podkreśla, że od dawna stara się uwzględniać w swojej strategii założenia green dealu. Teraz działania te będą intensyfikowane. - Odchodzimy od węgla, przestawiamy się na energetykę gazową, zainwestowaliśmy w farmy fotowoltaiczne, pracujemy nad technologią wytwarzania surowców z materiałów odnawialnych. Przykładem projekt biobutadien realizowany od 2012 r. - poinformował Jarosław Rogoża.

W debacie głos zabrał także KGHM. Radosław Żydok, dyrektor miedziowej firmy podkreślał, że nie da się wykonać tak ambitnego planu tylko wewnątrz Unii Europejskiej. - UE musi w polityce handlowej egzekwować od swoich partnerów, by grali na tych samych zasadach - mówił. - Dziś miedź jest europejska, ale mamy też duży import. Pytanie, czy UE będzie przymykała oko na sprowadzanie do Europy surowców z wysokoemisyjnej produkcji - zastanawiał się.

Sam KGHM może skorzystać na green dealu, bo miedź jako doskonały przewodnik prądu jest surowcem niezbędnym przy budowie farm słonecznych, wiatraków, czy niskostratnych sieci. Jednocześnie jednak koncern musi sam podejmować działania w kierunku obniżenia własnej emisyjności. - Największa rzecz do zrobienia dla sektora surowcowego, szczególnie metali nieżelaznych, to elektryfikacja. Większość procesów można w ciągu 20-30 lat przestawić na prąd. Kluczowe będzie jednak, jaki będzie ten prąd - mówił Żydok.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ekologia | UE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »