Przesłuchanie w Senackiej Komisji ds. bankowości

Plan przedstawiony w minionym tygodniu przez sekretarza Paulsona spełnił jedno ze swoich podstawowych zadań - powstrzymał na rynku panikę. Jednak efekt psychologiczny to zdecydowanie zbyt mało w zestawieniu ze skalą proponowanych działań. Szczegóły - choć pojedynczo wyłaniane podczas weekendu - nadal nie stanowią jeszcze kompletnej całości.

Plan przedstawiony w minionym tygodniu przez sekretarza Paulsona spełnił jedno ze swoich podstawowych zadań  - powstrzymał na rynku panikę. Jednak efekt psychologiczny to zdecydowanie zbyt mało w zestawieniu ze skalą proponowanych działań. Szczegóły  - choć pojedynczo wyłaniane podczas weekendu  - nadal nie stanowią jeszcze kompletnej całości.

Przypomnijmy, iż w ramach planu, Departament Skarbu ma skupować od banków kłopotliwe produkty związane z rynkiem kredytów hipotecznych. Sprecyzowana została wstępnie lista produktów, jednak nadal nie wiadomo do końca po jakich cenach będą nabywane i jak miałyby zostać odsprzedawane. A jest to istotny element, gdyż obecnie płynność na tych rynkach jest tak niska, że wartość aktywów ustalana jest za pomocą wewnętrznych modeli - ewentualna zbyt wysoka cena zakupu oznaczać będzie już bezpośrednie dotowanie z pieniędzy podatnika. Pytań jest więcej, jak choćby te dotyczące mniejszych banków.

Reklama

Banki regionalne mają nieco mniej kłopotliwe produkt, które nie będą skupowane - i tu rodzi się kolejny dylemat: tylko duże banki, które podejmowały największe ryzyko dostaną pomoc państwa. Te i inne pytania będą mogły paść dziś podczas przesłuchania w amerykańskim Senacie, w którym udział wezmą sekretarz Paulson i przewodniczący Fed. Posiedzenie rozpoczyna się o godzinie 15.30 naszego czasu. Wracając do powodzenia planu, wiele zależeć będzie od sytuacji rynkowej. Jeśli ta ulegnie dalszej poprawie (mowa głównie o rynkach kredytowych i akcji) plan paradoksalnie może zostać zmniejszony i wprowadzony kosztem innych "dodatków". Dla przykładu, demokraci już zaczęli mówić o tym, że powinien on zawierać zwiększoną ochronę przed przejęciami domów (kandydat na prezydenta Barrack Obama ujął to w ten sposób: "it should benefit both the Wall Street and the main street"), a więc kolejny silny mechanizm interwencyjny. Z historii polityki gospodarczej można wysnuć wniosek, że podobne plany rzadko wprowadzane były na tyle sprawnie, aby odnieść swój sukces. Również i w tym przypadku nie można jeszcze być pewnym niczego poza pierwszymi efektami psychologicznymi.

Tymczasem tempo przeobrażeń w sektorze finansowym jest ciągle duże. Dwa największe banki inwestycyjne, którym udało się przetrwać kryzys zgłosiły chęć zostania "tradycyjnymi" bankami, tj. pozyskania bazy depozytowej, co również sprawi, iż będą bezpośrednio nadzorowane przez Fed. Jest to zatem koniec ery (zapoczątkowanej po wielkim kryzysie), kiedy banki nie mogły łączyć tradycyjnej działalności depozytowo -kredytowej z działalnością inwestycyjną. Morgan Stanley pozyska również nowego mniejszościowego akcjonariusza, którym będzie Bank of Tokyo - Mitsubishi UFJ. Natomiast część firm spoza sektora finansowego, jak choćby Microsoft i HP, uważają, że jest to świetny moment do skupienia własnych akcji i przeznaczają na ten cel pokaźne kwoty.

Dane makroekonomiczne w dniu dzisiejszym nadal będą pozostawać w cieniu wydarzeń w sektorze finansowym. Jednym wskaźnikiem, na który warto zwrócić uwagę jest wstępny odczyt PMI dla strefy euro za wrzesień. Oczekuje się spadku wskaźnika dla sektora usług do 48 pkt. i produkcji do 47,3 pkt. Oznaczałoby to szybsze tempo spadku aktywności.

Paulson uderzył w dolara

To, że plan ratunkowy jest niekorzystny dla amerykańskiej waluty jest oczywiste. Niesie on bowiem konieczność skokowego zwiększenia amerykańskiego długu o 700 mld USD. Duża część tych emisji będzie musiała znaleźć nabywców na zewnątrz, podczas gdy wielu tradycyjnych kupców amerykańskich obligacji już od kilku lat mówi o dywersyfikacji. Efekt to spadek wartości dolara i wzrost rentowności amerykańskich papierów. Pytanie dotyczy tylko tego, w jakimi stopniu osłabi się dolar, gdyż w chwili obecnej rynki dyskontują dopiero to, co ewentualnie miałoby się wydarzyć. Wczoraj dolar tracił jeszcze mocniej niż w piątek. Para EURUSD notowała wzrost z 1,4470 do nawet 1,4863. W przypadku jena był to znacznie mniejszy ruch - USDJPY odnotowała spadek z 106,80 do 105,40, jednak ta para to w ostatnich dniach nieco inna historia. Teoretycznie dość silny opór na parze EURUSD powinien zostać napotkany w okolicach 1,4960-1,50. To, czy okaże się skuteczny zależeć będzie m.in. od kolejnych detali planu.

Ten nieoczekiwany rozwój sytuacji na rynkach bazowych sprzyja notowaniom złotego, który jest najmocniejszy od ponad miesiąca. Wczoraj na koniec dnia notowania pary USDPLN obniżyły się do poziomu 2,24 - całe dziesięć groszy niżej niż w piątek rano. Na parze EURPLN mieliśmy lekki wzrost (z niecałych 3,28 do 3,29) po wyraźnym spadku z piątku. W kolejnych dniach to właśnie notowania głównej pary walutowej powinny mieć kluczowy wpływ na złotego. Raczej drugorzędne znaczenie będzie miała decyzja RPP, gdyż oczekujemy, że stopy nie zostaną zmienione.

Przemysław Kwiecień

x-Trade Brokers DM SA
Dowiedz się więcej na temat: bank | przesłuchanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »