Przez błąd egzaminatora musiała poprawiać maturę. Okazało się, że miała 72 proc.
Błędy egzaminatorów sprawdzających tegoroczne matury liczone są już w tysiącach. Uczennica, która "oblała maturę” z języka polskiego, całe wakacje musiała przygotowywać się do poprawki. W dniu ponownego egzaminu okazało się, że ten pierwszy zaliczyła na ponad 70 procent. Błąd egzaminatora nie tylko zmarnował jej wakacje, ale także pozbawił szans na wymarzone studia. Podobnych przypadków jest więcej - kto za nie zapłaci? Niektórzy uważają, że uczniowie powinni ubiegać się o odszkodowania.
- Do CKE wpłynęło 41,6 tys. wniosków o wgląd do tegorocznych matur.
- W ponad 2,5 tys. przypadkach zmieniono wyniki egzaminów.
- Liczba błędów egzaminatorów jest rekordowo wysoka. Cierpią na tym zwykli maturzyści, który musieli poświęcić wakacje na naukę do poprawki, a wielu z nich nie dostało się na wymarzone studia.
Złożono 41,6 tys. wniosków o wgląd do prac tegorocznych matur. Pomyłki w wynikach sięgają kilkudziesięciu procent - informuje środowa "Rzeczpospolita". Po interwencjach maturzystów wyniki egzaminów zmieniono w ponad 2,5 tys. przypadkach.
Błędów popełnionych przez egzaminatorów sprawdzających matury jeszcze nigdy nie było tak wiele, jak w tym roku. Świadomość praw jest wśród maturzystów coraz większa, dlatego w sytuacjach, kiedy wynik wydaje się im podejrzany, wnioskują o ponowne sprawdzenie.
Pomyłki w wynikach tegorocznych matur sięgają nawet kilkudziesięciu procent, co sprawia, że wielu maturzystów "oblewa" pierwszy termin. Za czas zmarnowany na naukę do poprawki oraz brak możliwości aplikowania na wymarzone studia (rekrutacje zamykają się w lipcu, poprawki są w sierpniu) uczniowie powinni otrzymać gigantyczne odszkodowania - sugerują nauczyciele.
Do CKE wpłynęło ponad 40 tysięcy wniosków rozżalonych maturzystów o ponowne sprawdzanie matur, a ci coraz skuteczniej kwestionują wyniki.
Gazeta przytacza przykład uczennicy, która według CKE, nie zaliczyła pierwszego terminu pisemnej matury z języka polskiego. Młoda kobieta była zaskoczona wynikiem, więc po wglądzie do matury, złożyła wniosek do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej o ponowne sprawdzenie jej pracy, a gdy to nie pomogło - do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego.
Wiadomość, że maturzystka jednak zaliczyła język polski, przyszła już po egzaminie poprawkowym. Po sprawdzeniu okazało się, że już w maju dziewczyna otrzymała 72 proc. (do zaliczenia matury potrzeba 30 proc.).
- Nie wszyscy uczniowie chodzą na wglądy, nie wszyscy odwołują się od wyniku. Nie mamy żadnej pewności, jak tak naprawdę kształtują się wyniki. Przecież gdy ktoś miał np. 67 proc., prawdopodobnie nie będzie kwestionować wyniku - napisał Paweł Łęcki, nauczyciel języka polskiego z Trójmiasta, który nagłośnił całą sprawę.
Uczniowie, którzy wnieśli wniosek o ponowne sprawdzenie matur, cieszą się, że jednak zaliczyli egzaminy już w pierwszym terminie, ale nikt nie zwróci im czasu, który podczas wakacji musieli poświęcić na naukę.
Niektórzy maturzyści w pierwszym terminie mieli otrzymać nawet 0 procent - co oczywiście okazało się nieprawdą. Błędy egzaminatorów mają poważne konsekwencje dla absolwentów uczniów szkół średnich. Terminy większości rekrutacji na studia mijają w lipcu, a sesja poprawkowa odbywa się dopiero w sierpniu. Zatem źle sprawdzona matura, w której uczeń rzekomo nie osiągnął 30 proc., uniemożliwiła maturzystom rekrutację na wymarzone studia.
Co prawda, uczelnie wyższe zazwyczaj idą na rękę studentom i uznają poprawiony wynik, dopisując kandydatów na zamkniętą już listę. Nie dla wszystkich jednak wystarczy miejsc. - Na Uniwersytecie Jagiellońskim w tym roku wpłynęło już 48 takich wniosków, na razie uwzględniliśmy 10 z nich - informuje Piotr Szumliński, dyrektor Centrum Wsparcia Dydaktyki UJ.
Nikt jednak nie wynagrodzi uczniom stresu, który wiązał się z niezaliczeniem matury i przygotowaniami do poprawki. Łęcki uważa, że odszkodowania powinny być gigantyczne, ale "w Polsce najprawdopodobniej nic się nie wydarzy".
- Zadośćuczynienie mogłoby być rozważane, gdyby maturzysta, bezpośrednio wskutek błędnych wyników egzaminu maturalnego, doznał uszczerbku na zdrowiu - tłumaczy Aleksander Jakubowski z Wydziału Prawa i Administracji UW.
Maturzyście przysługuje odwołanie od wyniku matury. Weryfikacja arkusza maturalnego może przesądzić, czy absolwent dostanie się na studia.
Jak odwołać się od wyniku matury? Najpierw trzeba złożyć wniosek o wgląd do pracy (maturzysta ma na to sześć miesięcy od momentu ogłoszenia wyników), następnie dostaje termin, kiedy będzie mógł zobaczyć pracę - może ją fotografować i robić notatki.
Jeżeli po sprawdzeniu uzna, że egzaminator popełnił błędy, maturzysta ma dwa dni na złożenie wniosku o ponowne sprawdzenie arkuszu. W ciągu następnych siedmiu dni pracownik komisji dokonuje powtórnego sprawdzenia, po którym maturzysta otrzyma pisemną odpowiedź (14 dni).
Jeśli suma punktów będzie inna, maturzysta otrzyma nowe świadectwo lub aneks. Jeżeli absolwent dalej będzie niezadowolony z wyniku, może złożyć odwołanie do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego.