Puszczają nerwy

Warszawski oddział ING Barings wezwał wczoraj swoich klientów, aby sprzedali polskie obligacje, spłacili transakcje swap, wyprzedali złotego albo zabezpieczyli się na wypadek jego osłabienia. Na razie na rynku walutowym inwestorzy nie poszli za radą ING. Złoty stracił około 1% do dolara i 2% do euro.

Warszawski oddział ING Barings wezwał wczoraj swoich klientów, aby sprzedali polskie obligacje, spłacili transakcje swap, wyprzedali złotego albo zabezpieczyli się na wypadek jego osłabienia. Na razie na rynku walutowym inwestorzy nie poszli za radą ING. Złoty stracił około 1% do dolara i 2% do euro.

W sobotę "Gazeta Wyborcza" opublikowała informację, z której wynika, że w najgorszym przypadku deficyt budżetowy mógłby sięgnąć 90 mld zł. Z kolei cytowane przez PAP źródło rządowe poinformowało, iż deficyt będzie nie większy niż 80 mld zł. Tymczasem rząd - jak zapowiedział Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki - będzie chciał, aby deficyt wyniósł nie więcej niż 33,7 mld zł, czyli ok. 4,3% PKB (w tym roku będzie to ok. 3,9% PKB). Także przedstawiciele Ministerstwa Finansów zapewniali w poniedziałek, że taki poziom deficytu jest celem, do którego zostaną dopasowane wydatki.

Reklama

Wczoraj Jarosław Bauc, minister finansów, spotkał się z Leszkiem Balcerowiczem, prezesem NBP i przewodniczącym RPP. Szef banku centralnego uznał, iż deficyt budżetowy na poziomie 4,3% PKB zagraża w dłuższym terminie wzrostowi gospodarczemu kraju. Jego zdaniem, dla polskiej gospodarki byłoby dobrze, gdyby przyszłoroczny deficyt był niższy od zaplanowanego na rok bieżący. - Im szybciej jest zmniejszany deficyt sektora budżetowego, tym większe są szanse na redukcje stóp procentowych - powiedział Leszek Balcerowicz.

Analitycy uważają, że reakcja Rady Polityki Pieniężnej na proponowany poziom deficytu może mieć spory wpływ na rynki finansowe, gdyż zbyt wysoki deficyt może spowodować wstrzymanie redukcji stóp procentowych. Zła opinia szefa RPP nie wróży zaś dobrze jej współpracy z rządem.

Specjaliści uważają jednak, iż deficyt na poziomie 4,3% PKB jest do przyjęcia przez inwestorów. - Rynek jest przygotowany na deficyt między 30 a 40 mld zł i byłby w stanie go zaakceptować - powiedziała Iwona Pugacewicz-Kowalska, ekonomista Pekao SA. - Poziom od 60 do 90 mld zł jest, według mnie, abstrakcyjny, nikt czegoś takiego nie zaproponuje. Ale warto pamiętać, że to, co przedstawi obecny rząd, może ulec zmianie i tak naprawdę poziom deficytu poznamy w październiku.

Zdaniem Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty BRE Banku, wszystko będzie zależało od tego, co zostanie zawarte w oszczędnościowym pakiecie, który do budżetu będzie musiał przedstawić minister finansów.

- Sądzę, że - nie znając wersji ostatecznej - dziura w budżecie wyniesie ok. 80 mld zł, bez oszczędności oczywiście - powiedział. - Resort finansów będzie chciał zaoszczędzić ok. 40 mld zł, a w takim razie reszta będzie do sfinansowania.

Na GPW ceny poszły w dół, jednak specjaliści uważają, iż jest to kontynuacja złej passy, trwającej od dłuższego czasu, którą zła sytuacja makroekonomiczna oraz kłopoty z przyszłorocznym budżetem tylko pogłębiają.

- Spadków na giełdzie nie wiązałbym bezpośrednio z debatą nad budżetem - uważa Michał Słysz, doradca inwestycyjny DM BIG-BG. - Struktura rynku nie zmienia się od dłuższego czasu i ciągle mamy do czynienia ze spadkami. Może jedynie ich zasięg byłby mniejszy, gdyby z budżetem nie było aż tak źle.

Podobną opinię prezentuje Sławomir Gajewski, doradca inwestycyjny Credit Suisse Asset Management.

- Uważam, że deficyt budżetowy to teraz podstawowy problem kraju, i to w dodatku taki, który nie rozwiąże się w najbliższych tygodniach. Pogłębiające się spadki widocznie wynikają z tego, iż inwestorzy spojrzeli na rynek w dalszym horyzoncie i pozbywają się tzw. pakietów końcowych.

Nie do końca zgadza się z tym Piotr Rzeźniczak, zarządzający funduszem Pioneer Pekao Investment Management. - Codziennie moglibyśmy wyjaśniać sytuację w podobny sposób, ale rynek jest po prostu bardzo słaby, o czym świadczą chociażby obroty - ocenia P. Rzeźniczak. W jego ocenie, debata nad budżetem jest jeszcze na tyle nieprecyzyjna, a na rynek napływają też inne wiadomości, że nie należy tego demonizować. - Bardziej obawiam się zmniejszenia zainteresowania zagranicy, która zawsze najpierw patrzy na wskaźniki makro - dodaje.

Na ostateczne decyzje w sprawie deficytu budżetowego czeka rynek walutowy. Złoty w reakcji na doniesienia o możliwej wysokości deficytu osłabł. Do dolara stracił ok. 1%, a wobec euro - więcej, bo ok. 2% w stosunku do piątkowego zamknięcia. Do spadków doszło przy niskiej płynności rynku.

Gorzej było na rynku papierów dłużnych, na którym doszło do przeceny większości obligacji. Rentowność papierów dwuletnich (OK0803) wyniosła w poniedziałek 14,15%, wobec 14,08% w piątek. Zyskowność obligacji pięcioletnich (PS0506) wzrosła z 13,2% w piątek do 13,36% w poniedziałek.

Jednak zmiany te nie są zbyt wielkie, inwestorzy wciąż bowiem czekają na ostateczne decyzje w sprawie budżetu. Czekają także na to, czy w czasie prac nad budżetem rząd będzie współpracował z opozycją. Jeśli do takiej kooperacji dojdzie, istnieje większa szansa, że przyjęty przez ten rząd projekt budżetu będzie ostateczny.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: deficyt budżetowy | puszcza | PKB | minister | złoty | inwestorzy | deficyt | nerwy | nerw | ing
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »