PZU: sukces rządu i zysk inwestora...
Rząd i Eureko czekają na ważny wyrok belgijskiego sądu, to ostatnia deska ratunku dla skarbu państwa. Rozmowy w sprawie PZU zaczną się najwcześniej na początku przyszłego roku.
Po 7 latach od umowy prywatyzacyjnej minister skarbu Wojciech Jasiński nie chce oddać PZU w ręce Eureko
Sprawa Banku BPH pokazuje kierunek, w którym polski rząd może zmierzać w konflikcie o kontrolę nad PZU. Według informacji GP, politycy będą dążyli do rozwiązania wieloletniego sporu, które mogliby medialnie zaprezentować jako swój sukces, a w rzeczywistości będzie ono korzystne dla inwestora.
Tak było w przypadku konfliktu z włoskim Unicredit. Rząd poskromił włoskiego inwestora, który musiał oddać część Banku BPH, ale to tylko pozory. W praktyce Włosi i tak część placówek banku musieliby zlikwidować, a tak sprzedadzą je i jeszcze na tym zarobią miliardy złotych.
Pekao zaś, które wchłonie większość aktywów Banku BPH, i tak wkrótce zostanie największym bankiem w Polsce, do czego nie chciał dopuścić były premier Kazimierz Marcinkiewicz, broniący pozycji państwowego PKO BP.
Ostatnia szansa dla rządu
Wiceminister skarbu Paweł Szałamacha w mediach deklaruje, że ma wizję rozstrzygnięcia sporu z Eureko. Na razie jednak nie zdradza, jak ona ma wyglądać. Wszystko zależy od rozstrzygnięcia belgijskiego sądu: w tzw. sprawie Stephena Schwebla. Chodzi o sędziego Trybunału Arbitrażowego wskazanego przez Eureko, któremu strona polska zarzuca brak bezstronności. Potwierdzenie tych zarzutów przez sąd belgijski to ostatnia deska ratunku dla skarbu państwa.
- Jeśli sąd stwierdziłby brak bezstronności Schwebla, mogłoby to dać podstawy do powrotu do pierwszego etapu arbitrażu, bo orzeczenie wydane z udziałem arbitra podlegającego wyłączeniu jest wadliwe - mówi Zbigniew Kruczkowski, radca prawny w kancelarii Linklaters.
Przypomnijmy, że w pierwszym etapie dwóch arbitrów (przy zdaniu odrębnym prof. Jerzego Rajskiego, wskazanego przez skarb państwa) uznało, że Polska, nie przekazując zgodnie z umową akcji PZU na rzecz Eureko, naruszyła umowę między Polską a Holandią o wzajemnym popieraniu inwestycji.
Wyrok sądu w sprawie Stephena Schwebla ma być wydany jeszcze w tym roku. W takim wypadku do ewentualnych negocjacji dojdzie na początku przyszłego roku, a pozycje stron w końcowych negocjacjach będą zależały od tego wyroku.
Jeśli zarzuty naszego rządu nie potwierdzą się, zacznie się drugi etap arbitrażu, w którym ma zostać określona wysokość odszkodowania i sposób realizacji umowy o sprzedaży Eureko 21 proc. akcji PZU. Eureko, mając taką perspektywę, nie byłoby skłonne do ustępstw w rozmowach.
Dla polityków może to być jednak dobra sytuacja. Mogliby powiedzieć wyborcom: walczyliśmy jak lwy, ale teraz musimy się ugiąć wobec wyroku sądu. Jak już pisaliśmy w GP, niezastosowanie się do wyroku arbitrażu grozi skandalem międzynarodowym, a inwestor łatwo może ściągnąć odszkodowanie z naszych rezerw dewizowych nawet poza granicami kraju. Problem w tym, że upór polityków kosztowałby nas przynajmniej 6-7 mld zł odszkodowania, a dodatkowo i tak skarb państwa straciłby wpływ na PZU.
Jak wyjść z twarzą
Odszkodowania można by uniknąć przy innym scenariuszu rozwoju sytuacji, w którym sąd uznałby, że Schwebel nie był bezstronny. Mogłoby to skutkować powtórzeniem procedury arbitrażowej, co zajmie przynajmniej kilka lat. W tej sytuacji Eureko mogłoby być bardziej skłonne do rozmów. Mogłaby powrócić koncepcja, która pojawiła się w resorcie skarbu rok temu, czyli wejście w miejsce Eureko jego udziałowca holenderskiego - Rabobanku. Byłaby to też szansa na powrót do ugody wynegocjowanej przez byłego ministra skarbu Jacka Sochę. Zakładała ona upublicznienie PZU, a Eureko miało pozostać mniejszościowym udziałowcem do czasu zgody rządu na przekroczenie 50 proc. udziałów w PZU. Skarb państwa miał mieć 25 proc. akcji. Przypomnijmy, że obecny prezes PZU Jaromir Netzel na ostatnim walnym zgromadzeniu akcjonariuszy deklarował, że spółka jest utrzymywana w gotowości do przeprowadzenia debiutu giełdowego w ciągu pół roku od podjęcia takiej decyzji przez Ministerstwo Skarbu Państwa. Takie rozwiązanie byłoby z punktu widzenia polityków równie korzystne. Mogliby powiedzieć, że poskromili Eureko, a akcje największego ubezpieczyciela trafią w ręce indywidualnych inwestorów. A po pewnym czasie, gdy sprawa by przycichła, Holendrzy dokupiliby akcje na giełdzie, za zgodą tego lub kolejnego rządu. Mielibyśmy więc podobne rozwiązanie sporu jak w przypadku Banku BPH. Rząd ogłasza sukces, a inwestor czerpie z ugody korzyści biznesowe.
Marcin Jaworski