Rafał Woś: Kto wygra w 2023 roku?

Czy w polskich wyborach 2023 roku gospodarka zdecyduje o zwycięstwie? Gdyby miała zdecydować, to PiS wygrałby to głosowanie w cuglach. Ale pewnie ekonomia jednak… nie zdecyduje.

Zazwyczaj publicysta ekonomiczny przekonuje swoich czytelników, że gospodarka jest najważniejsza. I że to ekonomiczna "baza" decyduje o wydarzeniach, tendencjach i trendach w ekonomicznej "nadbudowie". Rzeczywistość współczesnej spolaryzowanej demokracji medialno-socialmediowej jest jednak bardziej skomplikowana. Bardzo dobrze będziemy mogli to zobaczyć przy okazji wyborczej gorączki roku 2023, która już się przecież rozpoczęła. 

Obiektywnie rzecz biorąc stan polskiej gospodarki jest dziś dobry lub nawet bardzo dobry. Zacznijmy od tych wszystkich "liberalnych" wskaźników ekonomicznych jak dynamika PKB, równowaga finansów publicznych albo kurs walutowy. Każdy z nich jest u progu wyborczego roku 2023 relatywnie mocny. Relatywnie - bo takie wskaźniki trzeba zawsze umieszczać w międzynarodowym kontekście, gdyż nikt w otwartej kapitalistycznej gospodarce samotną wyspą nie jest. Wzrost? Ukształtuje się w nadchodzącym roku w granicach 1 proc. - czego nie będzie o sobie mogło powiedzieć wielu naszych partnerów handlowych z Zachodu. Na czele z wielkim niemieckim bratem, który prawdopodobnie zaliczy recesję. 

Reklama

"Finanse publiczne są w większej równowadze niż w 2015 roku"

Finanse publiczne? Wbrew dętej opowieści o "ogromnym długu" są w większej równowadze niż były w roku 2015 (50 proc. długu do PKB licząc z tzw. długiem ukrytym). Polski złoty też jest naszym wielkim stabilizatorem - ostatnio zaś, po wojennej zawierusze ustabilizował się wobec euro na rozsądnym i przewidywalnym poziomie. Posyłając do stu diabłów tych wszystkich, którzy wieszczyli jeszcze w połowie roku jego rychły upadek. Generalnie jest stabilnie.

Do tego dochodzą jeszcze wszystkie bardziej społeczne wskaźniki. I one też trzymają się bardzo solidnie. Od kilku miesięcy największym problemem jest dynamika płac realnych. A mówiąc konkretnie to, że płace przestały nadążać za inflacją. Jednak - po pierwsze - dzieje się tak dopiero od połowy roku. Po drugie - jest szansa, że dzięki zatrzymaniu podwyżek stóp procentowych przez NBP w 2023 dynamika wzrostu płac nie zostanie wygaszona i gdy przyjdzie (w pierwszym kwartale) dezinflacja to wrócimy na ścieżkę wzrostu. I wreszcie po trzecie - na tle Europy Zachodniej Polska pod względem długofalowej dynamiki wynagrodzeń realnych wygląda bardzo dobrze. W ciągu minionej dekady mamy tu jakieś plus 30 procent. A gdy idzie o płacę minimalną to nawet więcej. W tym samym czasie w wielu krajach Europy (Włochy, Wielka Brytania) płace realne w tym samym okresie nie tylko nie zaliczyły żadnego wzrostu. Ale wręcz spadły. Do tego dochodzi ustanowienie w Polsce po roku 2015 całego szeregu instrumentów realnego państwa dobrobytu (500+) czy zrównywania płac w sektorze prywatnym (stawka godzinowa, wzrosty płacy minimalnej). Tego wcześniej nie było i to jest wielka zasługa rządu PiS.

"Polska gospodarka dorosła"

Obiektywnie rzecz biorąc gdyby wybory wygrywało się ekonomią Zjednoczona Prawica miałaby sukces w kieszeni. Bo gospodarka nie tylko się nie zawaliła (jak wieszczył w ciągu minionych lat niejeden liberalny ekonomista). Ale stało się coś dokładnie przeciwnego. Polska gospodarczo dorosła i wypłynęła na nowe - nieznane wcześniej wody.

W wyborach roku 2023 to wszystko odgrywać będzie jednak rolę drugorzędną. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze - spolaryzowana demokracja tak właśnie działa. Sprawia ona, że opinia publiczna NAJPIERW dzieli się ze względu na głębsze polityczne sympatie. A dopiero potem następuje WYBIÓRCZA analiza liczb, danych i faktów. W tym sensie polityczny antyPiS wybierze takie elementy ekonomicznego opisu rzeczywistości ("nie ma miliona aut elektrycznych, które obiecał Morawiecki", "gdzie są tanie mieszkania na wynajem?!" etc), które będą pasowały do z góry założonej tezy o tym, że PiS jest zły. Albo w ogóle ten temat przemilczy - stawiając na tematy zastępcze. Na wojnę kulturową, na przekaz o PiSowskim nepotyzmie czy korupcji albo na wojowanie z ministrem Czarnkiem i innymi "czarnymi ludami".

Po drugie, PiS nadzieje się bez wątpienia na wiele negatywnych konsekwencji swojej własnej rozwojowo-równościowej polityki gospodarczej. Na przykład na niepokój klasy średniej. Tej która przez większą część III RP utrzymywała bezpieczną przewagę ekonomiczną nad "ludem" i "klasa robotniczą". Teraz zaś z niepokojem patrzy jak przeróżne PiSowskie eksperymenty, które tym ich poczuciem wyższości zatrzęsły. Oczywiście to niezadowolenie zostanie wyrażone w inny sposób i ubrane w odmienną frazeologię (na przykład o wojnie kulturowej albo trosce o demokrację czy sądownictwo). W rzeczywistości zamanifestuje się to już pewnie w wyborach roku 2023.

Wszystko to czyni bardzo prawdopodobnym następujący scenariusz: PiS wybory 2023 roku wygrywa, lecz nie zdobywa większości. Więc zostaje odsunięty od władzy przez szeroką koalicję egzotycznych partii. Połączonych jednym tylko pragnieniem - odsunąć Kaczyńskiego z Morawieckim. A potem się zobaczy...

Rafał Woś

Autor felietonu wyraża własne opinie.

(śródtytuły pochodzą od redakcji)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: felieton | wybory | wzrost PKB | dług publiczny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »