Rafał Woś: Polski Ład. Zjednoczona Prawica sama zapędziła się w pułapkę

Polski Ład zaczął się fatalnie. Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta. Rząd PiS zapomniał, po co właściwie zabrał się za jego realizację.

Cofnijmy się w czasie. Mamy początek roku 2021. A władza zapowiada właśnie wielki program gospodarczych zmian. Pierwotnie ma się on nazywać Nowym Ładem. Terminem jego prezentacji jest 20 marca. Ostatecznie plan zostanie z powodu  zaostrzania się kryzysu pandemicznego odłożony w czasie. I co tu dużo mówić - także mocno popsuty.

Bo musimy sobie przypomnieć, że cele tamtego "starego" Nowego Ładu były dwa. Pierwszy to wyciągnięcie się za włosy z grożącego nam (z powodu koronawirusa) zastoju gospodarczego. Miało się to wydarzyć po keynesowsku, czyli przy pomocy programu wielkich inwestycji publicznych. Ale był jeszcze drugi cel. Kto wie, czy nie ważniejszy. Komunikował go wówczas bardzo wprost sam lider PiS czyli Jarosław Kaczyński. Mówił wtedy, że realizowana przez jego partię korekta polskiej transformacji neoliberalnej musi zawierać również komponent podatkowy. A mówiąc jeszcze bardziej konkretnie Nowy Ład ma zmienić logikę polskich podatków z regresywnych na progresywne. Co oznacza, że ci, co zabraniają mniej powinni płacić podatki niższe. I odwrotnie. Zarabiający lepiej muszą - siłą rzeczy - płacić więcej.

Reklama

Ta zmiana w podatkach miała się wydarzyć bynajmniej nie dlatego, że państwo tych pieniędzy tak bardzo i na gwałt potrzebuje. Właśnie nie! PiSowcy - jako pierwsza siła polityczna po roku 1989 w Polsce sygnalizowali (przynajmniej w tej pierwotnej koncepcji Nowego Ładu), że podatki mają w nowoczesnym kapitalizmie nie tylko funkcję fiskalną. Czyli, że ich celem nie jest tylko i wyłącznie napełnianie państwowej kasy. Tym razem racją podatkowej korekty miało być przede wszystkim uczynienie z podatków narzędzia do wyrównywania społecznych nierówności. Wedle zasady: najsłabsi trochę do góry (niższe podatki, wyższa kwota wolna), a bogatsi (wyższe podatki) trochę do dołu. W efekcie - mówił wprost Kaczyński - miało być równiej. A więc i bardziej sprawiedliwie.

Ale potem ten plan się wywrócił. Zabiła go nawet wcale nie żadna pandemia. Ani też nie pogorszenie relacji z Unią Europejską. Nic z tych rzeczy. Nowy Ład w swej pierwotnej wersji został zarzucony w warunkach... prozy życia w demokracji parlamentarnej. Bo stało się tak, że na wieść o Nowym Ładzie uaktywnili się koalicjanci PiS-u ze Zjednoczonej Prawicy,  czyli Gowinowcy oraz Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. Obie grupy grały oczywiście na innych polach. Jedni w rejestrach bliższych liberalnej opozycji. Drudzy w stałej konkurencji z Konfederacją. I jedni i drudzy postanowili zaprezentować się jako obrońcy bardziej zamożnych polskich przedsiębiorców oraz lepiej sytuowanej klasy średniej. Czyli tych wszystkich, którzy mieli za Nowy Ład de facto zapłacić. 

Tak rozpoczął się trwający przez wiele miesięcy serial "Czy Zjednoczona Koalicja przetrwa?". Obfitował on w szereg mniej lub bardziej znanych zwrotów akcji. Ostatecznie - jak pamiętamy - Gowin został z rządu wyrzucony. Ziobro zaś w nim pozostał. Ceną za trwałość koalicji i kruchą większość w parlamencie było jednak rozmiękczenie Nowego Ładu. Już w połowie roku stał się on "Polskim Ładem". I z naprawiacza transformacyjnych nierówności przemienił się w program komunikowany przez władze jako "największa obniżka podatków w historii". W ten sposób cały progresywny rys operacji został niestety zagubiony. A opozycji bez trudu udało się zbudować opowieść o Polskim Ładzie, który jest ściemą i chaosem.

Oczywiście na bardziej całościową ocenę programu przyjdzie jeszcze pora. Zwłaszcza, gdy zostaną uruchomione także jego części inwestycyjne. Na razie jednak można mówić o kompromitującym falstarcie.

Bo przecież PiS mógł to rozegrać inaczej. Mógł zacząć od wyższego opodatkowania najbogatszych. Czy to w formie wyższych podatków dochodowych. Czy też na przykład podatków od kolejnych (niemieszkaniowych) nieruchomości. Do tego powinna była dojść  cierpliwa i konsekwentna komunikacja wskazująca na pozytywne skutki istnienia bardziej progresywnych podatków. A jest ich przecież niemało. Od równiejszego społeczeństwa, przez pobudzanie popytu wśród tych, którzy mają wciąż wiele niezrealizowanych potrzeb konsumpcyjnych. Po przywracanie zmasakrowanej w okresie polskiej transformacji społecznej spójności.

Zamiast tego dostaliśmy program nieprzekonujący, nieszczery (wiadomo przecież, że "niższe podatki dla wszystkich" to marketingowa zagrywka nie mająca z prawdą wiele wspólnego) oraz dziurawy (jak pokazała sprawa obniżonych noworocznych wynagrodzeń dla wielu pracowników budżetówki). I tak Zjednoczona Prawica sama zapędziła się w pułapkę. Ciekawe, jak z niej wybrną.

Rafał Woś

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: podatki | Polski Ład
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »