Rafał Woś: Rozbiór strategicznych spółek. Taka będzie cena gospodarczej mikromanii
Trwający na naszych oczach rozbiór PKP Cargo (zwany dowcipnie "restrukturyzacją") pokazuje, jak wielkie straty przyniesie nam dzisiejsza niekompetencja i kolonialna mentalność naszych rządzących.
Wojna w Ukrainie kiedyś się skończy. W obecnej sytuacji geopolityczej (wybory w USA) może się to zdarzyć wcześniej niż sądzono. Wtedy zacznie się na dobre wielka misja odbudowy państwa za naszą wschodnią granicą. Do zarobienia będą miliardy. Kto je weźmie? Teoretycznie Polska powinna być w grze. Problem w tym, że jako kraj robimy właśnie wszystko, by z udziału w takiej odbudowie (oraz związanych z tym zyskach) zwyczajnie zrezygnować.
Pokażmy to zjawisko lepiej na bardzo konkretnym przykładzie. Jest taka firma PKP Cargo. Spółka Skarbu Państwa i najważniejszy (jak dotąd) gracz na rynku przewozów towarowych w tej części Europy (i drugi w UE). To powinien być samograj. Pewny strzał. Wielka szansa. Biorąc pod uwagę położenie Polski jest oczywiste, że to po polskich torach szła będzie ogromna większość logistyki potrzebnej do odbudowy Ukrainy. A potem gros wymiany handlowej ze wschodnim sąsiadem Unii, która po wojnie jeszcze mocno urośnie. W takiej sytuacji właściciel PKP Cargo, czyli polski rząd, powinien tylko zacierać rączki. Mądry rząd powinien iść dalej i planować inwestycje w rozbudowę mocy przerobowych polskiego giganta torowych przewozów kolejowych.
Tylko, że polski rząd robi właśnie coś dokładnie odwrotnego. Pod wodzą obecnego kierownictwa nominowanego już przez rząd Donalda Tuska PKP Cargo przeprowadza wielki plan, ale nie strategicznej rozbudowy, która pozwoli uchwycić dziejową szanse. Tylko przeciwnie mamy wielki plan... zwijania interesu. Ten plan - firmowany przez P.O. prezesa Cargo Marcina Wojewódkę (gość każe się nazywać "doktorem", więc zróbmy mu tę przyjemność) rozpoczął się od wielkiej akcji zwolnień grupowych, które objąć miały nawet 30 proc. załogi. Ostatecznie firma pozbyła się prawie 4 tysięcy pracowników. Wielu z nich o unikatowych oraz trudnych do zastąpienia umiejętnościach. Wielkie brawa dla pana doktora od zwolnień!
Ale to dopiero początek. W kolejne fazie w Cargo zapowiada się wyprzedaż taboru. Czyli zmniejszenie własnych mocy przerobowych. Już nie tylko od strony ludzkiej czy organizacyjnej. Ale także technologicznej i sprzętowej. Następnie - mówią nam insiderzy - nowa władza przystąpi do "konsolidacji" zakładu, co oznacza kolejną fazę zwolnień i wyprzedaży majątku. Po każdej z takich "końskich kuracji" pacjent będzie coraz chudszy i coraz bardziej mizerny. Na koniec dr Wojewódka (albo jego następca) ogłosi pewnie nawet sukces. Pokaże, że spółka jest już "dochodowa". Tylko co z tego, skoro do wyścigu o odbudowę Ukrainy (oraz inne intratne zlecenia) przystąpi już "ogryzek". Bez większych szans w starciu z konkurencją. Strategiczną i dogodną pozycję lidera branży diabli wezmą. A właściwie nie diabli, tylko pewien "dottore".
A propos konkurencji. Będzie nią oczywiście europejski gigant cargo, czyli niemiecki Deutsche Bahn. Ale nie tylko. Kilka miesięcy temu koncesję na przewożenie towarów po unijnych torach otrzymała spółka Ukrainian Railway Cargo Poland - spółka córka Kolei Ukraińskich. Od tamtej pory ukraiński konkurent otrzymał od PKP Cargo prezent w postaci wspomnianych już 3-4 tysięcy zwolnionych pracowników. Dobrze wykwalifikowanych i gotowych do podjęcia pracy (nawet na gorszych warunkach). Jeżeli nic w strategii obecnej władzy się nie zmieni, to Ukraińcy zaraz dostaną także tani (bo sprzedawany na chybcika, jak to przy poszukiwaniu oszczędności zawsze bywa) sprzęt po wygaszanym PKP Cargo.
A potem będzie wielkie zdziwienie, że to znowu ktoś inny zarobił. A my możemy sobie tylko z boku popatrzeć, jak nas koncertowo rozegrano.
To jest właśnie kierunek, w którym zmierzamy. Taka jest właśnie cena niekompetencji, mentalnej mikromanii i kolonialnej mentalności obecnych przywódców naszego kraju.
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.