Rafał Woś: Szklanka trochę pusta. A jednak trochę pełna
Jak będzie z tą polską gospodarką w roku 2023? Dramat i ostre hamowanie? Czy jednak ulga, bo wciąż umiemy się rozwijać. Nawet w tak skrajnie niekorzystnym otoczeniu jak teraz?
Jeśli (choćby nawet pobieżnie) śledzicie gospodarcze doniesienia w mediach to obraz wyłania się z tego dziwnie schizofreniczny. Bo z jednej strony polska gospodarka zwolniła. I to niedobrze - zwłaszcza biorąc pod uwagę potencjał i głód rozwoju, który się w nas w ostatnich latach rozbudził. Z drugiej jednak strony ta sama polska gospodarka się jednak nie przewróciła. Stoi dzielnie na dwóch nogach, choć wokoło (zwłaszcza w regionie) zawierucha jakiej dawno nie było. I z tego należy się cieszyć.
Pewne jest w tym wszystkim jedno. W 2023 roku w Polsce gospodarczej recesji nie będzie. Tak przynajmniej wynika ze wszystkich prognoz przedstawianych przez różne międzynarodowe instytucje. Bank Światowy przewiduje, że do końca roku polska gospodarka urośnie o 0,7 proc. Komisja Europejska szacuje wzrost na 0,4 proc. Zdaniem EBOiRu polski wzrost wyniesie w tym okresie 1 proc.
Dużo to czy mało? No cóż, to... skomplikowane. Bez wątpienia znajdziecie teksty i komentarze wskazujące, że to dno i dramat. Bo przecież w przeróżnych przewidywaniach sprzed roku (i sprzed wojny na Ukrainie) polska gospodarka miała rosnąć w tempie kilkuprocentowym. No i że generalnie te 3-4 proc. rocznie to powinny być takie nasze naturalne parametry rozwoju - odpowiednie zważywszy na potencjał oraz fundamenty polskiej gospodarki. Niejeden bardziej nakręcony komentator znajdzie tu oczywiście okazję do zamanifestowania swojego antyPiSizmu. I do powiedzenia, że gdyby nie Morawiecki, Kaczyński i Glapiński to parlibyśmy naprzód niczym rozpędzona lokomotywa. Po 5-7 proc. rocznie.
Warto jednak pozostać na ziemi. W tym wypadku powinno to polegać na uwzględnianiu kontekstu, w którym się znajdujemy. W przeciwnym wypadku cała ta gadanina o gospodarce będzie tylko kolejną odsłoną publicystycznego ple ple oraz myślenia życzeniowego. Gdzie każdy widzi to, co chce zobaczyć.
Jeśli więc ktoś zada sobie trochę trudu i obejrzy aktualną mapę prognoz rozwoju gospodarczego dla całego regionu w roku 2023 to dostrzeże kilka ciekawych elementów. Jeden jest taki, że generalnie im bliżej Rosji i Ukrainy, tym ten 2023 będzie trudniejszy. Pod wieloma względami obecny rok przyniesie dla regionu kumulację wszystkich negatywnych skutków tej wojny. A więc wysokich cen energii, które za nami, dwucyfrowej inflacji, która (po wyprzedzeniu dynamiki wzrostu płac) zaczyna obniżać realną siłę nabywczą społeczeństwa oraz negatywnych skutków antyinflacyjnych kuracji (podwyżki stóp procentowych), które podjęto w roku 2022.
W efekcie w całym naszym regionie na plusie w 2023 roku pozostaniemy tylko my, Chorwacja, Słowenia, Rumunia i Bułgaria. Pozostali albo pod kreską (Węgry, Łotwa) albo w okolicach zera (Litwa, Estonia, Czechy i Słowacja).
Jednocześnie to całe spowolnienie roku 2023 nie dotyczy wcale tylko Europy Wschodniej. Niemcy, Szwecja, Holandia, Finlandia czy Austria. Wszystko to kraje które w ciągu poprzedniej dekady były zawsze mocne. Mimo trwającego przez cały ten czas kryzysu w strefie euro. Jednak w 2023 one wszystkie będą albo pod kreską albo w okolicach zera. Południe Europy bynajmniej w tym czasie nie nadgoni - 1,5 proc. wzrostu Greków albo Hiszpanów to maksimum ich obecnych możliwości. I jeśli ktoś w Unii mocno w 2023 urośnie to tylko na obrzeżach - w wyspecjalizowanej w obsłudze sektora finansowego i big-techu Irlandii. Oraz na maleńkiej Malcie. Wszędzie indziej bryndza.
I nie chodzi tu bynajmniej o pocieszanie ani o tłumaczenie "słabego" wyniku Polski. Raczej o spojrzenie prawdzie w oczy. A prawda jest taka, że Polska nie jest samotną wyspą. Tylko częścią szerszego procesu eurointegracji. Na dobre i na złe. W tym wypadku także na złe. Bo słabe wyniki zachodnich partnerów uderzają także w nas. Dodajmy do tego wspomniane konsekwencje wojennej zawieruchy na wschodzie - efekty wysokich cen surowców, które straszyły nas przez długie miesiące (i które odpuściły dopiero niedawno, więc na efekty tego trzeba będzie poczekać). Dodajmy wojenną niepewność, która straszyła i straszy wielu przedsiębiorczych. Dodajmy efekty podwyżek stóp procentowych, których tak bardzo domagali się niektórzy. A które to podwyżki przynoszą wzrost centy kredytu, co ma dla biznesu znaczenie życiodajne.
Dopiero gdy zsumujemy to wszystko razem to zobaczymy pełny obrazek. Szklankę trochę pustą, ale trochę jednak pełną. Wiem, że dla wielu czytelników to nie jest to, czego oczekiwali. To nie jest ani "hurra, dobra nasza!". Ani "O Jezu, koniec świata!".
Ale tak to wszystko właśnie wygląda. Taka jest rzeczywistość roku 2023.
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie.
(śródtytuły pochodzą od redakcji)