Raport o PKP w części utajniony. Wraca cenzura?
Najwyższa Izba Kontroli w swoim najnowszym raporcie krytykuje PKP za to, że źle zarządza swoimi nieruchomościami. Budynki, które kolejarze wynajmują komercyjnie zamiast przynosić zyski, generują koszty. Po raz pierwszy w historii część raportu jest jednak tajna.
Reprezentujący PKP prawnicy zablokowali możliwość podania do publicznej wiadomości szczegółów nieprawidłowości na Dworcu Centralnym. W ramach ochrony dobrego imienia PKP. Paweł Biedziak rzecznik prasowy Najwyższej Izby Kontroli przyznaje, że to sytuacja bez precedensu, która utrudnia obywatelom dostęp do informacji.
- Sąd swoją decyzją uderzył w opinię publiczną, która za pośrednictwem mediów dowiaduje się nie tylko o pracy NIK, ale przede wszystkim o działalności kontrolowanych firm i urzędów państwowych - twierdzi rzecznik prasowy Najwyższej Izby Kontroli. Paweł Biedziak dodaje, że pełen raport NIK dostali jedynie politycy.
Według informacji "Dziennika Gazety Prawnej", utajniony fragment dotyczy ugody między PKP a firmą M., należącą do jednego z najbogatszych Polaków. Jak ustalił dziennik, przez 10 lat firma wynajmowała od PKP pomieszczenia na Dworcu Centralnym - bez umowy i bez określonego czynszu. Co więcej, w sądzie władze kolei zgodziły się na bardzo niską opłatę w zamian za obietnicę szybkiego opuszczenia nieruchomości. Reprezentująca PKP kancelaria adwokacka wywalczyła sądowy zakaz upowszechniania tych informacji przez Najwyższą Izbę Kontroli. NIK odwołał się od tej decyzji.
- - - - -
- PKP SA nie jest zainteresowana szybką sprzedażą swojego majątku, gdyż gdyby to zrobiła, to sama spółka byłaby niepotrzebna - uważa Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że PKP źle zarządza swoimi nieruchomościami. Budynki, które kolejarze wynajmują komercyjnie, zamiast przynosić zyski, generują jedynie koszty. Kontrolerzy szacują, że dzięki pieniądzom uzyskanym z ich wynajmu lub sprzedaży koleje mogłyby uregulować swoje zadłużenie, sięgające około 4-5 miliardów złotych. Adrian Furgalski w rozmowie z IAR podkreśla, że PKP już od ponad 10 lat próbuje zarobić na swoich nieruchomościach, ale w długiej perspektywie nie ma wielkiej motywacji, by wyprzedawać kolejowy majątek.
- To jest niechęć do podcinania gałęzi, na której się siedzi. Jeżeli PKP SA sprawnie sprzedawałaby spółki kolejowe i nieruchomości, do czego jest ustawowo zobowiązana, to w pewnym momencie zadano by pytanie, po co istnieje samo PKP S. A. - powiedział ekspert.
Adrian Furgalski dodaje, że między innymi z tego powodu procesy sprzedaży nieruchomości były wydłużane. Kontrolerzy NIK odnotowali, że pomimo upływu 10 lat od rozpoczęcia restrukturyzacji polskich kolei, większość nieruchomości uznanych za zbędne dla transportu kolejowego wciąż nie została zagospodarowana. Adrian Furgalski przyznaje, że w ostatnich latach sprzedaż nieruchomości nieco przyśpieszyła, ale na przeszkodzie stoi nieprzyjazne prawo. - Zwłaszcza w tym roku sprzedano wiele zbędnych nieruchomości, ale trzeba poprawić prawo. Niezbędne jest wprowadzenie ułatwień w zagospodarowaniu terenów nad torami w centrach miast - powiedział Furgalski.
Ekspert zwraca uwagę, że postulowane przez PKP zmiany w prawie budowlanym, które wymagają wprowadzenia kilku nowych przepisów, trwały w Sejmie 4 ostatnie lata i nie zakończył się ostatecznie sukcesem. Z raportu NIK wynika, że kolej do końca nie wie, jakimi nieruchomościami dysponuje i nie obowiązują w PKP jasne zasad wynajmu nieruchomości. - Sprawdzaliśmy, jak funkcjonowała komisja przeprowadzająca inwentaryzację kolejowych nieruchomości. Mimo czterech lat funkcjonowania prace komisji nie został zakończone, więc nie ma mowy o sprzedaży nieruchomości - powiedział Paweł Biedziak z NIK. Z raportu wynika również, iż w PKP SA nie było jednolitych zasad wynajmu nieruchomości.
- - - - -
Nowy rząd nie zmienia stanowiska w sprawie przeniesienia pieniędzy z projektów kolejowych na drogowe i nadal zabiega w Komisji Europejskiej o zgodę. Powiedziała o tym w Brukseli minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska. Dodała, że nawet jeśli Komisja zezwoli tylko na częściowe przesunięcie pieniędzy z puli miliarda dwustu milionów euro z kolei na drogi, to Warszawa ponowi prośbę.
- Zwrócimy się o takie przesunięcie za dwa lata, ponieważ z całym przekonaniem mówię, że polska kolej nie jest w stanie tych pieniędzy wykorzystać, które ma przeznaczone w budżecie, a mamy wiele projektów drogowych, które mogą to zrobić. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby odbierać pieniądze kolejom, ale jestem pierwszą, która musi dbać o to, żeby one zostały w Polsce - dodała minister Bieńkowska.
Pieniądze musiałyby być zwrócone do unijnego budżetu, gdyby rząd nie wykorzystał wszystkich, obiecanych funduszy przyznanych na lata 2007-2013. Rząd w Warszawie argumentuje, że skoro koleje już teraz mają problemy z wykorzystaniem pieniędzy, to jest prawie pewne, że z wszystkimi projektami nie zdążą. Komisja Europejska, która początkowo stanowczo sprzeciwiała się przesunięciu pieniędzy z kolei na drogi, od kilku miesięcy łagodzi nieco stanowisko i dopuszcza przesunięcie części funduszy. Ostateczna decyzja ma zapaść jeszcze przed końcem tego roku.