Recesja w samorządach zahamuje rozwój Polski?
Jeżeli samorządy zaprzestaną inwestycji - a mogą być do tego zmuszone - nasz wzrost gospodarczy już w 2020 roku może być nawet o 1,5 do 2 pkt proc. niższy niż tego oczekujemy - ostrzegają ekonomiści zaproszeni przez Polski Instytut Ekonomiczny. Jeśli polska gospodarka urośnie w przyszłym roku o 3 proc. to i tak będzie bardzo dobrze.
Po dwóch dobrych pierwszych kwartałach tego roku, po których wydawało się, że w gospodarce zaczął działać inwestycyjny silnik, w III kwartale wzrost inwestycji się mocno załamał. Stało się tak głównie dlatego, że całkowicie załamały się inwestycje samorządów, które spadły o 10 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Tymczasem to właśnie inwestycje samorządów - dokonywane za pieniądze z Unii - podtrzymywały przez minione trzy lata bardzo słabe wydatki inwestycyjne w naszym kraju.
- Widać, że z kwartału na kwartał inwestycje hamują i w przedsięborstwach, i w samorządach. W tych ostatnich jest już recesja - mówiła podczas konferencji PIE Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
Samorządowcy nie od dziś mówią, że subwencja oświatowa nie rekompensuje nawet części wydatków, jakie musiały ponieść w związku z wprowadzoną przez rząd tzw. reformą edukacji.
Skokowe podwyżki cen prądu spowodowały, że w niektórych gminach najciemniej jest pod latarniami - świecie się co druga, albo co najwyżej do północy. W lipcu rząd wydał rozporządzenie o rekompensatach podwyżek cen prądu dla samorządów i spółek komunalnych, ale niejedna gmina pieniędzy nie widziała do tej pory. Trzeba było więc na gwałt wstrzymywać inwestycje, bo w budżetach pojawiały się dziury.
Z inwestycjami z funduszy unijnych jest tak, że samorząd musi je prefinansować. Musi więc najpierw ponieść 100 proc. kosztów, a dopiero później Unia oddaje pieniądze, zazwyczaj ok. 80 proc. kwalifikowanych kosztów inwestycji. Przez okres pomiędzy samorządowym wydatkiem a zwrotem funduszy samorząd musi jakoś związać koniec z końcem. A inne wydatki w międzyczasie urosły tak, że nie dało się tego zrobić.
To jeszcze nie koniec kłopotów, bo od przyszłego roku samorządy będą dostawać mniej pieniędzy wskutek obniżki podatków. A w tej sytuacji trudno w ogóle ułożyć im teraz budżety, a tym bardziej zaplanować w nich inwestycje. Dlatego może się okazać, że te, które zostały wstrzymane w tym roku, nie ruszą wcale także w roku przyszłym.
- Głównym czynnikiem ryzyka (w 2020 roku) będą inwestycje samorządów i mogą odjąć od dynamiki wzrostu 1,5 punktu, a nawet 2 punkty proc. PKB - powiedział prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys.
A to oznaczałoby, że w przyszłym roku wzrost naszej gospodarki mógłby się nagle stoczyć do poziomu niższego nawet niż 2 proc. Bo na przyszły rok najbardziej optymistyczne prognozy mowią o wzroście polskiej gospodarki o 3,8 proc. Ale część ekonomistów mówi, że - biorąc pod uwagę sytuację na świecie oraz zmniejszenie się w kraju popytu konsumpcyjnego - będzie dobrze, jeśli urośniemy o 3 proc.
- W 2020 roku każdy wynik powyżej 3 proc. będzie bardzo dobry i będzie oznaczać, że przez kolejny cykl spowolnienia przechodzimy suchą stopa. Główne ryzyka dla wzrostu są lokalne - powiedział Paweł Borys.
Jacek Ramotowski
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze