Recesji w Polsce nie będzie. Ale perspektywa najbliższych miesięcy nie jest najlepsza
Perspektywa najbliższych miesięcy nie jest najlepsza ze względu na spadki konsumpcji przy wciąż stosunkowo wysokiej inflacji. Będzie to wynikiem spowolnienia wzrostu w gospodarce - prognozuje w rozmowie z Interią dr hab. Jacek Tomkiewicz, ekonomista z Akademii Leona Koźmińskiego. Jego zdaniem, gospodarce nie grozi recesja a wzrost PKB utrzyma się w tym roku na poziomie 1 proc. - Miejmy nadzieję, że spadek konsumpcji będzie krótkotrwałym epizodem - twierdzi Rozmówca Interii.
Interia: Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, sprzedaż detaliczna spadła w marcu 2023 r. o 7,3 proc. w porównaniu rok do roku. Czy jest to poziom alarmowy, czy raczej - powiedzmy - wliczony w koszty obecnej sytuacji w Polsce, Europie i na świecie?
Dr hab. Jacek Tomkiewicz: - Każdy spadek konsumpcji może budzić niepokój, bo oznacza w dużej mierze spadek poziomu życia, który jest wyznaczany przez to, ile dóbr i usług konsumujemy. Na razie mówimy o jednym miesiącu, więc nie ma co panikować, tym bardziej, że porównujemy się do marca 2022, który był specyficzny - wyjście z pandemii i początek wojny w Ukrainie zwiększyło wtedy nasze krótkookresowe zakupy, więc spadek rok do roku był spodziewany.
Przy jakich wielkościach, miesiąc do miesiąca czy rok do roku, trzeba będzie powiedzieć: “Uwaga, zaczyna dziać się źle”.
- Problem będzie poważny, jeśli spadki będą głębokie (ponad 10 proc.) i utrzymywać się dłużej niż kwartał - to oznacza, że jest to trwałe spowolnienie. Oczywiście należy porównywać dane rok do roku, bo między kolejnymi miesiącami jest duża sezonowość, np. w kwietniu będzie wyższa konsumpcja niż w marcu, bo w kwietniu była Wielkanoc.
Jakie są główne przyczyny obecnej sytuacji? Co na nią wpływa?
- Przede wszystkim dochody realne w ostatnich miesiącach spadają, tj. podwyżki wynagrodzeń są niższe niż inflacja, więc spada siła nabywcza naszych dochodów, a to dochody bieżące głównie decydują o konsumpcji, która jest finansowana oszczędnościami, albo kredytem w mniejszym stopniu. Warto także zwrócić uwagę, że na większości rynków nie ma już takich niedoborów, jak kilka miesięcy temu, gdzie wielu produktów brakowało. Konsumenci widzą, że nie ma problemu z bieżącym dostępem do towarów, kupują więc mniej "na zapas", a tym samym spada bieżąca konsumpcja.
Można odnieść wrażenie, że sytuacja gospodarcza w skali makro i mikro, a w szczególności spadek sprzedaży detalicznej, jest zamkniętym kołem, z którego nie ma wyjścia. Inflacja, spowolnienie gospodarki, mniejsza dynamika płac, spadek popytu to są naczynia połączone. Od czego należałoby zacząć, żeby sytuacja zaczęła się odwracać?
- Właśnie na tym polega podstawowy problem - ograniczenie inflacji wymaga wyhamowania popytu, czyli ograniczenia konsumpcji i inwestycji. Dlatego właśnie podnosi się stopy procentowe, żeby zachęcać do oszczędzania i zwiększać koszt kredytu, a co za tym dezinflacja (ograniczanie inflacji) ma swój koszt w postaci spowolnienia gospodarczego. Na szczęście mamy bardzo niskie bezrobocie, więc nie wiąże się to z masową utratą pracy. Miejmy nadzieję, że w drugiej połowie roku sytuacja zacznie się poprawiać, tj. przyrost cen zwolni, nasze dochody w ujęciu realnym będą powoli rosnąć, a za tym konsumpcja i inwestycje.
Zgodnie z prognozami, w tym roku PKB spadnie do 1 proc., czyli o 4 p.p. w porównaniu do 2022 r. Procent to nie jest dużo, ale to wciąż nie recesja, którą od miesięcy straszy MFW. Czy, pana zdaniem, taki scenariusz jest możliwy w Polsce, a jeśli tak, to kiedy?
- Nie, recesji w całym roku raczej nie będzie. Szacuję, że w całym roku polska gospodarka wzrośnie o ponad 1 proc.
Czy sytuacja dotycząca spadku konsumpcji, w jakiej znalazła się Polska, Europa, świat (wciąż nie jest używane słowo “kryzys”, w 2008 bardzo długo zwlekano z jego użyciem) ma, pana zdaniem, happy end?
- Nie przesadzajmy - mamy spadek konsumpcji tylko w jednym miesiącu i to po bardzo dobrym roku 2022. Martwić się będziemy, gdy spadki się przedłużą i pogłębią w kolejnych miesiącach. Dobra sytuacja na rynku pracy i poprawiające się rynki energii (ropa, węgiel, gaz są tańsze niż przed wojną) spowodują, że inflacja powoli zacznie spadać, a zmniejszenie naszych dochodów realnych i co za tym idzie konsumpcji, miejmy nadzieję, będzie krótkotrwałym epizodem.
Panie profesorze, prognozy dotyczące konsumpcji na najbliższą przyszłość, powiedzmy dwa, trzy kwartały?
- Perspektywa najbliższych miesięcy nie jest najlepsza, tj. czekają nas spadki konsumpcji przy wciąż stosunkowo wysokiej inflacji, co będzie wynikiem spowolnienia wzrostu w całej naszej gospodarce. Druga połowa roku powinna jednak już być lepsza. Miejmy nadzieję, że dynamika PKB zacznie przyspieszać, a trend spadkowy inflacji się utrzyma, co w sumie powinno się przełożyć na powrót do dodatniej dynamiki płac realnych, a co za tym idzie, znów będziemy mogli zwiększać nasze zakupy.
Rozmawiała Ewa Wysocka