Referendum za zwiększeniem podatków?
Polska "w żadnym razie nie może pozwolić sobie na zwiększenie deficytu budżetowego", ponieważ grozi to utratą środków unijnych. Premier zaproponował przeprowadzenie referendum, które miałoby pokazać, czy społeczeństwo jest za zwiększeniem podatków - by zaspokoić postulaty m.in. protestujących pielęgniarek.
- Mamy w Polsce nową sytuację, bardzo dobry stan gospodarki, wzrost płac - powiedział premier. Podkreślił, że doprowadziło to do fali roszczeń; "to co dzieje się pod Kancelarią Premiera jest dość skomplikowanej natury sytuacją".
Być może w referendum pojawi się pytanie o prywatyzację służby zdrowia - powiedział premier Podkreślił, że jego rząd jest takiej prywatyzacji przeciwny. Szef rządu ocenił też, że nie ma możliwości oszczędności w aparacie państwowym.
- Rząd jeździ starymi samochodami, lata samolotami, które nie powinny już istnieć (...) nie jest tak, że ktoś tu rozrzuca pieniądze - powiedział.
Premier poinformował też, że w ministerstwie finansów powstaje plan podwyższenia podatków dla najbogatszych.
Kaczyński powtórzył na konferencji prasowej, że jest poza jakąkolwiek wątpliwością, iż protest pielęgniarek to "przedsięwzięcie polityczne".
- Te wszystkie spoty Platformy Obywatelskiej (konfrontujące zarobki ludzi PiS w spółkach Skarbu Państwa z zarobkami lekarzy i nauczycieli) były gotowe jeszcze przed wszystkimi wydarzeniami. To, że jest to polityczne przedsięwzięcie, jest poza jakąkolwiek wątpliwością - podkreślił premier.
- Już nie mówiąc o ocenie tego rodzaju przedsięwzięć w trakcie naszych rokowań (w Brukseli), kiedy walczymy naprawdę o elementarne interesy Polski, to jest skrajna nieodpowiedzialność, to jest obrzydliwe, to pokazuje poziom moralny naszych politycznych przeciwników - dodał szef rządu.
Samoobrona popiera inicjatywę zgłoszoną przez premiera.
- Myślę, że jest to bardzo dobry pomysł. My jako Samoobrona jesteśmy zwolennikami dosyć częstego odwoływania się w takich kluczowych problemach do obywateli - powiedział rzecznik partii Mateusz Piskorski.
Jak powiedział Piskorski, Samoobrona godzi się na podniesienie podatków dla najbogatszych, ale pod warunkiem zmniejszenia obciążeń najbiedniejszym.
Jego zdaniem, obciążenia najlepiej zarabiających w Polsce nie są wysokie w porównaniu z niektórymi państwami europejskimi.
Piskorski zastrzegł, że jego partia mówiła już wcześniej o tym, by zwiększyć opodatkowanie najzamożniejszych przy jednoczesnej obniżce podatków dla najsłabiej zarabiających.
- Taki pomysł opodatkowania dodatkowego tych osób możemy przemyśleć pod warunkiem, że spełniony zostanie nasz postulat zwiększenia kwoty wolnej od podatku do poziomu minimum socjalnego - podkreślił polityk.
Piskorski nie obawia się, że podniesienie podatków dla najbogatszych spowoduje, że będą oni woleli płacić je za granicą w miejscach, gdzie są one niższe.
- To jest do uniknięcia. Tak naprawdę niewiele innych krajów europejskich oferowałoby korzystniejsze opodatkowanie - ocenił.
Szef SLD Wojciech Olejniczak jest przeciwny organizowaniu referendum w sprawie podniesienia podatków, by wpływy z nich przeznaczyć na płace dla pracowników służby zdrowia. Proponuje natomiast, by prezydent Lech Kaczyński zawetował przyjętą w zeszłym tygodniu przez Sejm nowelizację ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, która obniża składkę rentową o 7 procent.
- Nie ma co czekać na referendum. Apeluję dziś do prezydenta i premiera, aby zawetować ustawę (o systemie ubezpieczeń społecznych - PAP), która obniża podatki - powiedział Olejniczak.
Jak ocenił, na obniżce składki rentowej zyskali głównie najbogatsi; biedni natomiast nie zyskali prawie nic.
- Trzeba odejść od tej ustawy, zawetować ją i będziemy mieli w budżecie 20 miliardów i będą mogły być zrealizowane wszelkie postulaty środowisk medycznych - podkreślił szef Sojuszu. Dodał, że referendum to rozwiązanie drogie i czasochłonne.
- Mam nadzieję, że pan prezydent wsłucha się w głos protestujących.
Sekretarz klubu PSL Marek Sawicki negatywnie ocenił propozycję premiera
Jego zdaniem, przeprowadzenie takiego referendum jest bezzasadne.
- Propozycja ta jest absurdalna. Po co narażać się na koszty związane z referendum? Nikt nie chciałby płacić wyższych podatków - powiedział Sawicki.
Poseł powiedział, że:
- wcześniej takim "cwaniactwem" jak premier wykazał się marszałek Sejmu Ludwik Dorn w sprawie "kamaszy" i "dzikiej lustracji". Z ludźmi należy rozmawiać, nie traktować ich w taki sposób - dodał.
Sawicki powiedział też, że nie podoba mu się "złe traktowanie" czterech pielęgniarek, które od kilku dni przebywają w Kancelarii Premiera.
- To, że utrudnia im się kontakt z innymi, nie daje papierosów czy środków higienicznych, jest niedopuszczalne - powiedział.
Nakłady na służbę zdrowia można zwiększać bez podnoszenia podatków - uważa szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) Krzysztof Bukiel.
Jego zdaniem, przedstawiony przez premiera pomysł referendum nie jest dobry.
Bukiel uczestniczy w posiedzeniu Komitetu Strajkowego OZZL, które odbywa się w Warszawie.
- Załóżmy, że ludzie w referendum wypowiedzą się i będzie ono ważne, że pielęgniarka ma zarabiać 500 zł, a lekarz - 600, to co? Tak ma być? To jest kompletny absurd - powiedział Bukiel.
Dodał, że w referendum można zapytać co najwyżej o to, czy obywatele chcą mieć finansowanie opieki zdrowotnej ze środków publicznych czy z prywatnych.
- Można znaleźć inne cele, niż podnoszenie podatków, na które dziś idą pieniądze publiczne i z nich zrezygnować, a przeznaczyć więcej na ochronę zdrowia - dodał Bukiel.
Na pytanie, czy lekarze dołączą się do pielęgniarek pikietujących kancelarię premiera, Bukiel powiedział, że lekarze cały czas tam są, choć jest ich mało. Dodał, że nie zamierzają "stawiać namiotów, bo preferują inne formy strajków, głównie poprzez składanie wypowiedzeń z pracy".
W naszych postulatach nie ma nic o referendum - tak rzecznik Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Ewa Obuchowicz skomentowała ostatnią propozycję premiera.
- Ja również mogę zadać społeczeństwu pytanie, czy jedna pielęgniarka powinna pracować na dyżurze. To chyba nie o to chodzi, my po prostu czekamy na rozmowy z panem premierem - powiedziała Obuchowicz, która znajduje się wśród protestujących pod kancelarią premiera.
Pikieta przebiega spokojnie. W piątek po południu liczba manifestujących wzrosła do około 500 osób. Z całego kraju do Warszawy przyjechali autokarami i pociągami pracownicy służby zdrowia m.in. z Krakowa, Lublina, Szczecina, Siedlec, Słupska, Wrocławia, Suwałk.
W najbliższych dniach mają przyjechać także górnicy ze Śląska. Manifestację wspiera kilkunastu ze związku "Sierpień 80".
Na trawniku naprzeciwko Kancelarii Premiera rozbijane są kolejne namioty - jest już ich kilkadziesiąt. Cały czas mieszkańcy Warszawy przynoszą pielęgniarkom m.in. jedzenie, napoje, koce, ubrania.
Hałas syren i grzechoczących butelek rozlega się regularnie 19 minut po pełnej godzinie. W środę bowiem o godz. 7.19 policjanci, by udrożnić przejazd Alejami Ujazdowskimi, przesunęli grupę pielęgniarek z jezdni na chodnik.
Wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO) ocenił w piątek, że rząd Jarosława Kaczyńskiego to "rząd bezradności i braku decyzji". Według Komorowskiego, rząd nie radzi sobie z problemami służby zdrowia. Przedstawioną przez premiera propozycję przeprowadzenia referendum w sprawie podniesienia podatków nazwał "próbą ucieczki (rządu) od odpowiedzialności".
Komorowski pytał na konferencji dlaczego Jarosław Kaczyński "szuka pieniędzy w kieszeni Polaków", proponując zwiększenie kosztów pracy, czego skutkiem będzie m.in. dalsza emigracja zarobkowa.
Wicemarszałek uważa, że pomysł podniesienia podatków to myślenie w kategoriach "czysto socjalistycznych". Rząd powinien znaleźć sposób rozwiązania kryzysu w służbie zdrowia bez zwiększania obciążeń fiskalnych.
Komorowskiego nie przekonała też deklaracja premiera, że nie ma możliwości dalszych oszczędności w aparacie. Według niego, w ciągu ostatniego roku wydatki na administrację zwiększyły się o 3 mld zł i przybyło w niej 6 tys. etatów.
- W stosunku do ubiegłego roku - w okresie roku rządów Jarosława Kaczyńskiego - wydatki państwa polskiego na szeroko pojętą administrację państwową zwiększyły się o 3 mld. O ponad 6 tys. zwiększyła się liczba etatów, na których jest zatrudniona w tej chwili cała sfora nie tyle urzędników, ile kolegów, znajomych, przyjaciół z kręgów polityków koalicji rządzącej. To jest właśnie to miejsce, gdzie należałoby szukać oszczędności, pieniędzy na zwiększenie płac w służbie zdrowia, a nie w kieszeniach Polaków, bo one i tak są bardzo często puste - mówił Komorowski.
- Argument, że rząd i tak jest niesłychanie oszczędny, (...) nie ma nowych samochodów i samolotów i jest koronnym dowodem na to, iż nie można szukać oszczędności w państwie - nas, Platformy, nie przekonuje. Premier może jeszcze dorzucić, że nie ma własnego konta, bo prowadzi mu je mama, ale to nie jest argument, który przekona Polaków, że jego rząd realizuje ideę "Taniego Państwa" - dodał Komorowski.
Zarzucił też premierowi powtarzanie wobec pielęgniarek argumentów władzy komunistycznej przeciwko strajkującym w okresie "Solidarności".
- Argumenty o tym, że ktoś, że politycy mieszają się w strajki (premier) powinien doskonale znać z roku 1980, gdy używała ich władza komunistyczna próbując zniechęcić społeczeństwo polskie do strajku w Stoczni Gdańskiej - dodał polityk Platformy.
Jak zaznaczył, argumenty - "że to politycy mieszają się do protestu robotników" - były wówczas używane również przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, jego bratu oraz wielu prominentnym działaczom opozycji demokratycznej.
Business Centre Club (BCC) uważa, że propozycja referendum w sprawie służby zdrowia to pójście rządu na "łatwiznę przez przerzucenie problemu na kogo innego", a podwyższanie podatków jest niebezpieczne dla gospodarki - poinformował rzecznik BCC Arkadiusz Protas.
BCC zwraca uwagę, że problem nie polega na tym "czy dać podwyżkę", ale w jaki sposób przeprowadzić reformę systemu ochrony zdrowia i reformę finansów publicznych.
"Jedynym właściwym sposobem rozwiązania problemu płac w sferze budżetowej jest racjonalizacja wydatków publicznych i reformy systemowe. Zwiększenie opodatkowania jest antyreformatorskim krokiem w tył" - oceniają eksperci BCC.
Propozycja referendum w sprawie służby zdrowia to pomysł oryginalny i przewrotny - uważa wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR) Bohdan Wyżnikiewicz.
- Każdy rezultat referendum jest dobry dla rządzących. Jeżeli będzie wynik pozytywny - to zostaną podniesione podatki, bo tak sobie życzy społeczeństwo. Wynik negatywny oznacza, że rząd chciał pomóc służbie zdrowia, ale społeczeństwo się nie zgadza - powiedział Wyżnikiewicz. Pomysł premiera określił jako rozwiązanie niespotykane.
- Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałem - dodał.
- Mogą być dwa podejścia do sprawy referendum. Jedni uznają, że lekarze za mało zarabiają i opowiedzą się za podniesieniem podatków - będą to raczej ludzie zamożniejsi. Natomiast ci, którzy będą głosować przeciwko takiemu rozwiązaniu - będą twierdzić, że rozdysponowywanie budżetu oraz przeprowadzenie zmian systemowych leży w gestii państwa - powiedział ekspert.
Jego zdaniem, służba zdrowia potrzebuje zmian systemowych.
- Można przypuszczać, że pieniędzy na ten cel w budżecie nie brakuje, tylko są one niewłaściwie rozdysponowywane - uważa Wyżnikiewicz.
To dowód bezsilności i braku koncepcji polityki rządu w sprawie ochrony zdrowia w Polsce - tak propozycję premiera ocenia OPZZ.
Porozumienie uważa, że "jeśli rząd nie jest w stanie prowadzić odpowiedzialnej polityki społecznej i gospodarczej, to należy przeprowadzić referendum, ale nie w sprawie podniesienia podatków, tylko w sprawie dalszego funkcjonowania tego rządu".
Zdaniem OPZZ, propozycja premiera to także "wynik braku dialogu społecznego pomiędzy rządem a partnerami społecznymi" oraz "próba zdjęcia odpowiedzialności z rządu, który ponosi konstytucyjną odpowiedzialność za kształtowanie polityki zdrowotnej państwa".
"Dzieje się to w sytuacji bardzo dobrej koniunktury gospodarczej w Polsce, co automatycznie oznacza zwiększenie wpływów do budżetu i dochodów państwa" - czytamy w stanowisku OPZZ.
Potrzebne są zmiany systemowe w służbie zdrowia, referendum w tej sprawie nie rozwiąże problemu - uważa szef rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Robert Gwiazdowski.
- Niech rząd przestanie finansować salowe i pielęgniarki, a zajmie się przeprowadzeniem systemowych zmian w służbie zdrowia - powiedział Gwiazdowski. Jego zdaniem, "w systemie ochrony zdrowia nie brakuje pieniędzy", tylko - jak podkreślił - jest on "postawiony na głowie".
- System jest jak dziurawa balia. Niezależnie od tego, ile tam wody nalejemy w postaci pieniędzy, to one i tak stamtąd wyciekną. Ani złotówki więcej dopóty, dopóki nie zrobimy z tym porządku - powiedział.
Dodał, że "absurdem jest płacenie coraz więcej pieniędzy na ochronę zdrowia przez podatników".