Renta za pracę w getcie
Dziś niemiecki rząd ma przyjąć projekt ustawy umożliwiającej realizację umowy polsko-niemieckiej o wypłacie rent dla osób pracujących w czasie wojny w utworzonych przez Niemców gettach. Dotychczas Polacy byli wykluczeni z tych świadczeń.
Ustawa wejdzie na szybką ścieżkę legislacyjną, co pozwoli na wejście w życie umowy przed końcem pierwszej połowy przyszłego roku - zapewniło niemieckie ministerstwo pracy i spraw socjalnych w przesłanym PAP komunikacie. Tym samym sukcesem zakończą się wieloletnie starania o zapewnienie poszkodowanym w Polsce takich samych świadczeń, jakie otrzymują ofiary Holokaustu mieszkające na terenie Niemiec i innych krajów. Dużą rolę odegrała w tym procesie niemiecka partia opozycyjna Lewica (Die Linke). W Polsce żyje jeszcze około 500 osób uprawnionych do otrzymania renty z tytułu pracy w getcie. Umowę o eksporcie rent dla osób mieszkających w Polsce, które wykonywały pracę w getcie, podpisali przedstawiciele ministerstw pracy Polski i Niemiec 5 grudnia.
Umowa likwiduje "ogromny brak" w przepisach niemieckich - oświadczyła posłanka Lewicy Azize Tank. "Po 12 latach została wreszcie zniesiona niesłychana dyskryminacja byłych pracowników w getcie mieszkających w Polsce" - zaznaczyła niemiecka parlamentarzystka. Żydzi i Romowie, którzy musieli w nieludzkich warunkach pracować w niemieckich gettach, a dzisiaj mieszkają w Polsce, zostali wreszcie zrównani w prawach z innymi osobami zatrudnionymi w gettach - powiedziała Tank.
Jak podkreśliła, sukces nie byłby możliwy bez współpracy z polskimi organizacjami - Stowarzyszeniem Dzieci Holokaustu oraz Stowarzyszeniem Żydów Kombatantów, a także historykami i prawnikami.
Jak powiedział PAP wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Dzieci Holokaustu Marian Kalwary, dopiero po ratyfikacji umowy przez Bundestag ustalone zostaną szczegóły dotyczące tego, komu dokładnie zostaną przyznane renty. Sama umowa nie określa takich szczegółów - stwierdza jedynie, że jest to możliwe. Dziś nie wiadomo więc np., czy nowymi regulacjami objęte zostaną wszystkie osoby, które pracowały w gettach, ani co dokładnie będzie uznawane za pracę.
Powiedział, że w Polsce umowa będzie ratyfikowana prawdopodobnie jeszcze w grudniu.
Niemiecki sąd do spraw socjalnych uznał po raz pierwszy w 1997 roku prawo byłych pracowników gett do emerytury. Uchwalona w 2002 roku przez Bundestag ustawa stworzyła wiele biurokratycznych barier utrudniających uzyskanie świadczenia. 90 proc. składanych wniosków było odrzucanych.
Poszkodowani mieszkający w Polsce zostali zupełnie wykluczeni z grupy uprawnionych. Niemieckie władze powoływały się na zawartą w 1975 roku przez Polskę i RFN umowę o ubezpieczeniach społecznych. Zdaniem Berlina umowa uniemożliwia transfer świadczeń emerytalnych z Niemiec do Polski, a osoby mieszkające w Polsce powinny otrzymywać świadczenia od polskiego ZUS.
"To bzdura" - powiedział PAP Kamil Majchrzak, polski prawnik współpracujący z klubem parlamentarnym Lewicy w Bundestagu. "Kwestie zbrodni wojennych, pracy przymusowej i eksploatacji pracy należą do niemieckiej odpowiedzialności" - tłumaczył, nazywając postępowanie władz niemieckim cynicznym. Zarzucił władzom niemieckim dążenie do "biologicznego rozwiązania" problemu rent.
W 2009 roku Federalny Trybunał Socjalny pod naciskiem opinii publicznej zliberalizował kryteria przyznawania rent gettowych, dzięki czemu 24 tys. wcześniej pominiętym osobom przyznano świadczenia. W mocy utrzymano jednak zastrzeżenie, iż nie przysługują one poszkodowanym zameldowanym w Polsce. Dopiero interwencja Lewicy doprowadziła do podjęcia przez rząd w Berlinie - równolegle do prac nad nowelizacją ustawy z 2002 roku - negocjacji z Polską.
Przepisy znowelizowane w czerwcu tego roku przez Bundestag zawierają szereg udogodnień dla poszkodowanych. Umożliwiają im staranie się o świadczenie wstecz aż do pierwszego wyroku sądowego, czyli 1997 roku. Zniesione zostały terminy składania wniosków. "To gest przeciwko zapomnieniu" - mówiła w parlamencie sekretarz stanu w ministerstwie pracy Gabriele Loesekrug-Moeller. Decyzja o rentach przychodzi o wiele za późno, gdyż wielu poszkodowanych już nie żyje - krytykował poseł Lewicy Matthias Birkenwald.