Resort kultury chce ugody z ojcem Rydzykiem. Postawiono mu wybór
- Złożyliśmy w sądzie wezwanie do próby ugodowej i mówimy ojcu Tadeuszowi Rydzykowi “sprawdzam". Albo fundacja zwróci Skarbowi Państwa 210 mln zł, albo przekaże na rzecz Skarbu Państwa działki, które są własnością fundacji - mówi Interii Biznes wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Maciej Wróbel, odnosząc się do kwestii zbudowanego przez fundację Lux Veritatis muzeum "Pamięć i Tożsamość". Wskazał kierunki zmian, jakie mają objąć twórców, zapowiadając ponadto kolejne kontrole w organizacjach zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi. Odniósł się również do planowanej likwidacji abonamentu RTV, potwierdzając, że będzie to możliwe najwcześniej od stycznia 2026 roku.
- Resort kultury i dziedzictwa narodowego złożył Fundacji Lux Veritatis propozycję ugody ws. fundacji "Pamięć i Tożsamość" - ojciec Tadeusz Rydzyk miałby zwrócić Skarbowi Państwa pieniądze lub przekazać działki.
- Polska Fundacja Narodowa będzie wykonywała swoje działania statutowe do czasu, aż będzie funkcjonować - mówi wiceminister Maciej Wróbel, podkreślając, że prawo do jej wcześniejszego rozwiązania mają spółki będące jej fundatorami.
- Potwierdza, że likwidacji abonamentu RTV należy spodziewać się najwcześniej z początkiem 2026 roku, zaś w przypadku długów zakłada się częściową ich abolicję.
- W rozmowie z Interią Biznes, wiceminister wskazuje, że wnioski po przeprowadzonej kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich skłoniły resort do podjęcia audytów w pozostałych organizacjach zarządzających prawami autorskimi.
- MKiDN planuje w tym roku prace nad zabezpieczeniem socjalnym artystów, w połowie roku nad ustawą medialną, a następnie szykuje kolejną nowelizację prawa autorskiego.
Paulina Błaziak, Interia Biznes: Na ostatnim Forum Prawa Autorskiego mówił pan, że będzie ustawa uwzględniająca postulaty środowiska twórców. Czy to ma być kolejna nowelizacja wyłącznie ustawy o prawie autorskim czy jakiś szerszy katalog zmian?
Maciej Wróbel, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego (KO): Tych postulatów jest bardzo dużo. Dotyczą między innymi statusu utworów plastycznych i fotograficznych w obecnych przepisach, rozdzielenia dozwolonego użytku na rzecz badań i edukacji, regulacji utworów out-of-commerce. Wszystkie stowarzyszenia, które brały udział w forum miały prawo zgłaszać swoje uwagi, które nadal do nas spływają. Będziemy rozmawiać o wszystkich. Nie bez znaczenia jeszcze jest kwestia sztucznej inteligencji.
Co w tym obszarze się dzieje?
- Zorganizowaliśmy w Łodzi dużą konferencję w tej sprawie. Zdecydowaliśmy, że powołamy grupę roboczą dotyczącą AI. Dokładnie zbadaliśmy jakie są problemy w tym zakresie. Grupa będzie miała za zadanie zbadać możliwości zmiany przepisów dotyczących wykorzystywania sztucznej inteligencji.
To będzie dotyczyło też wynagrodzenia dla twórców, których utwory wykorzystywane są przez AI?
- Grupa wypracuje przepisy i także to będzie przedmiotem analiz. W jej skład wejdą przedstawiciele różnych środowisk. Mówimy: stwórzmy dobre prawo, rozmawiajmy o tym w gronie fachowców.
Czego zabrakło w ubiegłorocznej nowelizacji prawa autorskiego?
- Świat się bardzo dynamicznie zmienia, technologicznie - można powiedzieć - z miesiąca na miesiąc. W tego typu przypadkach, jeżeli chodzi o prawo autorskie, my też musimy szukać najlepszych rozwiązań. I żeby dobrze odpowiedzieć na to pytanie, należałoby spojrzeć na to, w jakich okolicznościach ta nowelizacja prawa autorskiego była uchwalana. Groziły nam gigantyczne kary za niewdrożenie unijnej dyrektywy. Rząd Morawieckiego wstrzymał ten proces obawiając się chyba reakcji środowiska artystycznego. My wybraliśmy współpracę. Zrobiliśmy pierwszy krok, ale od samego początku mówiliśmy, że czeka nas niejedna nowelizacja. Pamięta pani protest mediów, które oczekiwały od rządu wprowadzenia arbitrażu z big-techami. To wprowadzono, ale w mojej ocenie dzisiaj to nie do końca spełnia swoją rolę.
To znaczy?
- Niewiele się zmieniło, wydawcy nie otrzymują spodziewanych środków od big-techów, więc w tej kwestii także czeka nas dyskusja. Być może należałoby szukać jakiegoś innego sposobu rozmowy z platformami, aby zaczęły ściślej współpracować z polskimi wydawcami.
- Od samego początku mówiliśmy, że chcemy stworzyć jak najlepsze prawo, ale w przypadku prawa autorskiego jest mnóstwo rozbieżnych postulatów, bo różne są grupy interesów. Ta ustawa była efektem kompromisu. Wprowadzono przepisy co do których była zgoda. W przypadku, gdy nie będzie zgody środowiska, a następnie zgody większości sejmowej, tego typu przepisów nie da się wprowadzać. Przed nami dużo pracy w tej sprawie, a my jesteśmy na nią gotowi. Dowodem jest chociażby praca zespołu antypirackiego, reaktywowanego po wielu latach paraliżu.
Czyj to był pomysł?
- Absolutnie nasz. Mało tego, zespół się spotyka i w tej chwili wypracowuje model blokowania nielegalnych transmisji, na przykład sportowych, w internecie. Tutaj w tej kwestii też swoje zmiany proponuje Ministerstwo Cyfryzacji. Zależy nam bardzo na tym, aby te zmiany weszły w życie, bo nadawcy, którzy kupują prawo do transmisji meczów sportowych są narażeni na ogromne straty w przypadku, gdy ktoś nielegalnie taką transmisję realizuje w internecie.
Jest zgoda w rządzie?
- Ministerstwo Cyfryzacji w tej sprawie z nami współpracuje. Proponuje, aby blokowanie treści w internecie odbywało się nie w modelu sądowym, ale administracyjnym. My chcemy, żeby nie administracja publiczna, czyli de facto rząd blokował treści, bo ktoś może zarzucić, że cenzurujemy internet. Niech to robi niezawisły sąd, najlepiej e-sąd, w szybkiej ścieżce, po rozpatrzeniu elektronicznego wniosku.
Jak ocenia pan funkcjonowanie organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi (OZZ) w Polsce?
- OZZ powstały po to, żeby reprezentować interesy twórców. Otrzymują środki relatywnie duże, które powinny przekazywać twórcom. Opinia o OZZ być może jest teraz trochę gorsza, gdy po wielu latach braku kontroli i nadzoru nad nimi sprawdzamy wydatkowanie przez nich otrzymywanych środków. Zdecydowaliśmy się przeprowadzić kontrole we wszystkich OZZ, żeby sprawdzić zgodnie z kompetencjami nadzoru czy środki są przez nie wydatkowane prawidłowo.
Kontrola w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich sporo odsłoniła.
- Pokazała, że jest duża wątpliwość co do wydatkowania tych pieniędzy. 1,2 mln zł wydane na alkohol, miliony złotych wydane na dzieła sztuki czy setki tysięcy złotych na leasing luksusowych samochodów to nie są wydatki ponoszone na rzecz twórców.
SFP odniosło się już do wystąpienia pokontrolnego?
- SFP złożyło prośbę o wydłużenie terminu na odpowiedź o kolejny miesiąc, przychyliliśmy się do niej. Niezależnie od tego, co wynika z tej kontroli w tej chwili prowadzone jest przez prokuraturę postępowanie w tej sprawie.
Mowa o postępowaniu, które wszczęto na wniosek nowego zarządu SFP. Będą kolejne wnioski?
- Decyzja w tej sprawie zapadnie po tym, jak otrzymamy odpowiedź na raport.
Po wynikach kontroli w SFP zawiesili państwo zarząd Związku Artystów Wykonawców STOART. Zawiódł nadzór ze strony ministerstwa?
- Przez osiem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości nie było kontroli w organizacjach zbiorowego zarządzania, więc nastąpiło dość duże rozprężenie. W związku z tym my postanowiliśmy je sprawdzić. Nie możemy z jednej strony zmieniać prawa, dbać o zabezpieczenie twórców legislacją, a z drugiej strony pozwalać na to, żeby pieniądze, które mają trafiać do twórców, były marnowane.
- Kwestia samego rynku filmowego jest dla nas bardzo ważna. Dzisiaj przygotowujemy dużo różnego rodzaju zmian dotyczących tego sektora, rozmawiamy intensywnie o tym ze środowiskiem. Chcemy zmienić system tzw. zachęt, wprowadzić zmiany dotyczące finansowania filmu. Twórcom nie podoba się to, że gdy ogłoszony zostaje nabór, to pula w ciągu kilkunastu czy kilku minut zostaje wyczerpana, a bardzo często ci, którzy otrzymują środki na zachęty, nawet nie rozpoczynają w ciągu najbliższych miesięcy zdjęć do tego filmu.
Co w praktyce się ma zmienić?
- Chcemy określić czas, jaki ma upłynąć od momentu aplikowania o środki do pierwszego klapsu na planie. Ponadto dni zdjęciowe muszą być w trybie ciągłym przez minimum 5 dni. To będą te dwa warunki. Toczy się dyskusja z branżą filmową o tym, kiedy te zdjęcia miałyby się rozpocząć.
- Chcemy też bardzo wprowadzić pewną zmianę w funkcjonowaniu finansowania polskiego filmu, czyli de facto doprowadzić do zwiększenia tego budżetu. Mamy informacje, które jasno pokazują, że każda złotówka wydana na film wraca do gospodarki jako 3 zł, a ponad 60 proc. kosztów produkcji filmu to są koszty pozafilmowe, czyli zyskują hotelarze, restauratorzy, taksówkarze, przewoźnicy itd. Jeżeli uwierzymy w to, że pieniądze wydawane na kulturę wzmacniają gospodarkę, są naszym soft power, to zbudujemy dużo większy potencjał polskiego filmu. Da się zrobić biznes na filmie, na kinie, na kulturze i jednocześnie wzmacniać naszą gospodarkę.
Ale z drugiej strony branża kinowa narzeka na swoją sytuację, od kilku lat nie mogąc mieć jednej tabeli wynagrodzeń ustalonej przez OZZ. Nie można jej wprowadzić?
- Różne rzeczy "leżą na stole". Nie jesteśmy także obojętni względem pomysłu tzw. jednego okienka, czyli jednego inkasenta, który będzie pobierał środki i przekazywał je poszczególnym OZZ, by te przekazywały je twórcom. Wtedy będziemy mieli pełną wiedzę, o jakich pieniądzach mówimy i ile pieniędzy trafia do twórców. Nie będziemy mogli pozwolić na to, aby środki te były wydatkowane tak, jak to było w przypadku SFP.
SFP złożyło pozew przeciwko Skarbowi Państwa, jeśli chodzi o czyste nośniki, domagając się 416 mln zł odszkodowania w ramach rekompensaty dla twórców i producentów za korzystanie z ich utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego. Słusznie?
- Moim zdaniem postawili wszystko na jedną kartę, wiedząc, że MKiDN nie jest obojętne i w tej kwestii. Przygotowujemy pewne rozwiązania w tej sprawie, myślę, że będą one gotowe do zaprezentowania w drugiej połowie roku.
Chodzi o aktualizację listy czystych nośników?
- SFP zadeklarowało, że w przypadku, gdy rozpoczniemy prace w tej sprawie, oni będą gotowi wycofać pozew i zrzec się tych roszczeń. To jest dobry sygnał, bo pokazuje, że jest zgoda, aby o tym rozmawiać, aby nad tymi założeniami pracować i nie byłbym tutaj uczciwy, gdybym negatywnie ocenił tę postawę.
Kontrole w innych OZZ będą w tym roku?
- One są zaplanowane i systematycznie pracownicy ministerstwa będą odwiedzać OZZ, żeby sprawdzić wydatkowanie środków, żeby mieć ogólny raport na ten temat. Proszę pamiętać, że swój raport na temat OZZ też przygotowała Polska Izba Komunikacji Elektronicznej i on nie jest dla nich pozytywny.
Dlaczego jego premiera odbyła się tuż przed Forum Prawa Autorskiego? Nie można było przesunąć konferencji o kilka dni?
- To nie my byliśmy autorami tego raportu i nie my decydowaliśmy o terminie jego publikacji.
Problemy finansowe są obecne nie tylko w OZZ, ale i w różnego rodzaju fundacjach, np. Lux Veritatis ojca Tadeusza Rydzyka. Co obecnie dzieje się w sprawie Muzeum “Pamięć i Tożsamość"?
- Toczą się dwa postępowania. Pierwsze prowadzi prokuratura w Rzeszowie, chodzi o przestępstwo w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych przez wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego. Druga sprawa dotyczy umowy zawartej przez MKiDN w 2018 roku z fundacją Lux Veritatis, która dotyczyła utworzenia muzeum "Pamięć i Tożsamość". Umowa została zawarta w naszej ocenie w sposób narażający Skarb Państwa na stratę, bo zdecydowano się wydatkować ponad 210 mln złotych na budowę muzeum wraz z wystawą stałą na działce będącej de facto własnością prywatną.
- Smaczku sprawie dodaje też fakt, że w momencie, kiedy fundacja Lux Veritatis i Ministerstwo Kultury podpisywały umowę, to Fundacja nie była jeszcze właścicielem żadnej z tych działek. Dopiero kilka miesięcy później warszawscy Redemptoryści przekazali działkę fundacji.
Będzie spotkanie w sądzie?
- Złożyliśmy w sądzie wezwanie do próby ugodowej i mówimy ojcu Tadeuszowi Rydzykowi “sprawdzam". Albo fundacja zwróci Skarbowi Państwa 210 mln zł, albo przekaże na rzecz Skarbu Państwa działki, które są własnością fundacji. Wtedy muzeum nie będzie już stało na prywatnej nieruchomości, czyli interes Skarbu Państwa zostanie zabezpieczony. Bo umowa zawarta w 2018 roku mówiła, że gdy ministerstwo zrezygnuje ze współprowadzenia tego muzeum, to budynek, czyli faktycznie nakłady za 210 mln złotych przechodzą na własność fundacji. Dochodzi wówczas do bezprawnego wzbogacenia się fundacji.
Fundusz Kościelny powinien zostać zlikwidowany?
- Fundusz Kościelny jako taki zabezpiecza ludzi Kościoła np. na wypadek przejścia na emeryturę. Oczywiście to wymaga zgody politycznej, żeby Fundusz Kościelny przestał istnieć. Jeżeli zadbamy o to, aby te środki trafiały faktycznie na zabezpieczenie socjalno-emerytalne osób duchownych, to jakieś tego typu zabezpieczenie powinno istnieć. Ale faktycznie być może należałoby rozważyć, w jaki sposób te pieniądze, które są dzisiaj przeznaczane na Kościół, są ostatecznie wydatkowane.
- Fundusz Kościelny to też koszty związane z funkcjonowaniem parafii, plebanii, ale de facto poza taką szczegółową kontrolą. Podczas mszy przekazujemy pieniądze na tacę, nikt nie wie, ile i na co są przeznaczane. Jest taki cytat z filmu “Kler": “Nie chodzi o to, żeby zbudować, chodzi o to, żeby budować".
Może więc powinna być nad tym większa kontrola?
- Pewnie tak. Za Fundusz Kościelny odpowiada Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, nie minister kultury.
Za to MKiDN odpowiada za Polską Fundację Narodową. Spółki Skarbu Państwa będące założycielami nie chcą jej dalej finansować.
- PFN, zgodnie z umową założycielską funkcjonuje do końca 2026 roku. Zarząd fundacji funkcjonuje dzisiaj bez Rady Fundacji; pani minister Hanna Wróblewska odwołała w zeszłym tygodniu niemalże cały jej skład, rezygnację złożył przewodniczący Rady. Pozostał w niej tylko przedstawiciel spółki KGHM. Zarząd dzisiaj dysponuje środkami finansowymi, które są na koncie fundacji i realizuje swoje działania statutowe, wspiera pewne inicjatywy w kraju i za granicą.
Jakie?
- Między innymi prowadzi akcję związaną z edukacją na rzecz dezinformacji, ale także wspiera wydarzenia, które promują różnego rodzaju kwestie kulturalne, gospodarcze w kraju. To są małe projekty o wartości 100-200 tys. zł.
- Fundacja będzie wykonywała swoje działania statutowe do czasu, aż będzie funkcjonować. Otwartą pozostaje kwestia tego, co dalej ze środkami, które powinny być wpłacone na rzecz fundacji, bo zarząd fundacji, żeby nie narażać fundacji na straty, będzie oczekiwał od spółek wpłat na rzecz fundacji. A zarządy spółek, żeby nie narażać ich na straty powinny te kwoty uiszczać, gdyż od każdej z tych kwot potem sąd może zasądzić odsetki.
PFN wezwało już do zapłaty składki za ten rok; nie wpłacił nikt poza KGHM właśnie. Czy dobrze rozumiem, że MKiDN nie jest za tym, aby wcześniej rozwiązać PFN?
- Fundację powołali fundatorzy i to oni są władni do tego.
Ale nadzór sprawuje MKiDN.
- Tylko fundatorzy, którzy powołali fundację mogą ją rozwiązać. Umowa została zawarta do końca 2026 roku, więc wtedy fundacja powinna przestać istnieć. Fundacja nie może zostać rozwiązana w przypadku, gdy ma majątek i gdy ma zobowiązania, a zobowiązania to też te pieniądze, które powinna otrzymać. Fundacja dzisiaj nie ma podstaw do tego, by zakończyć swoją działalność, ponieważ musi wypełnić wszystkie zadania wynikające ze statutu.
To jak wygląda nadzór ministerialny nad PFN?
- Nadzór ministerstwa nad jakąkolwiek jednostką polega na tym, że organy ministerstwa kontrolują chociażby to, czy zarząd przestrzega prawa. W sytuacji, gdyby zarząd fundacji dokonywał sprzeniewierzenia jej majątku, wydawałby środki niezgodnie z przeznaczeniem, minister ma prawo wnioskować o odwołanie zarządu. Dzisiejszy zarząd PFN prowadzi przede wszystkim działalność kontrolną swoich poprzedników. Stąd też został wniosek do prokuratury, który dotyczy trzydziestokrotnego wyrządzenia szkody dużych rozmiarów, czyli wydania z naruszeniem statutu ponad 30 milionów złotych!
- Cel PFN był szczytny - stworzyć ciało, które będzie realizowało działania, nie będące w kompetencji żadnego resortu, wykraczające poza klasyczne programy ministerialne. Ale w momencie, kiedy fundacja wydała 8 mln zł na szkalowanie polskich sędziów czy 12 mln zł na projekt na Litwie, który nigdy nie powstał powstaje pytanie, czy faktycznie chodziło o promocję Polski, czy o jednak wyprowadzenie publicznych pieniędzy?
Co z zapowiadaną likwidacją abonamentu RTV?
- Projekt nowej ustawy medialnej przewiduje likwidację abonamentu RTV i stałe stabilne finansowanie z budżetu centralnego, czyli de facto to, co dzieje się dzisiaj, bo środki z abonamentu RTV mrożone są przez przewodniczącego KRRiT Macieja Świrskiego, a media publiczne utrzymywane są z pieniędzy z budżetu. Jeżeli ustawa zostanie w ciągu wakacji przyjęta przez Sejm, Senat i w sierpniu podpisana przez prezydenta, to w optymistycznym wariancie wejdzie ona w życie w jakiejś części już we wrześniu, a założenia finansowe od 1 stycznia 2026. Wówczas od tego dnia nie będzie obowiązku płacenia abonamentu RTV. Skarb Państwa przejmie obowiązek finansowania mediów publicznych.
Koszt dla budżetu państwa wyniesie, zgodnie z zapowiedziami, 0,09 proc. PKB?
- Takie są założenia w przygotowanej koncepcji. One będą jeszcze dyskutowane z Ministerstwem Finansów, czy będzie to wartość zależna od PKB, czy może kwota bazowa waloryzowana co roku o inflację. Telewizja Polska pozyskuje z rynku około miliarda złotych rocznie. Żeby funkcjonować przy obecnym kształcie antenowym, potrzebuje minimum około 3 mld złotych, resztę musi dopłacić budżet państwa.
- Obecna karta powinności zobligowała Telewizję Polską do utrzymywania konkretnej liczby anten. Chcemy to zmienić i dać zarządowi pewną swobodę w kreowaniu tej polityki. Np. oddziały terenowe Telewizji Polskiej kosztują około 360 mln złotych rocznie, z czego ponad 220 mln zł to są koszty stałe, czyli budynki, administracja itp. Można tu szukać oszczędności; dalibyśmy zarządowi prawo do decydowania o tym, ile programu lokalnego produkują oddziały terenowe. Nie narzucamy tego w żaden sposób.
Co stanie się z długami osób, które nie płaciły do tej pory abonamentu RTV?
- Przewidujemy częściową abolicję w tej sprawie. Szczegóły będą przedstawione w ustawie.
Wyczekiwana jest też ustawa o zabezpieczeniu socjalnym artystów.
- Ona jest w tej chwili już na finiszu prac przygotowawczych i w ciągu najbliższych tygodni trafi na posiedzenie rządu, a potem do Sejmu. Tą ustawą zabezpieczymy najbiedniejszych artystów zawodowych, którzy nie osiągają miesięcznie najniższej krajowej pensji, a co za tym idzie - wypadają z systemu ubezpieczeń społecznych.
- Czyli na ten rok mamy zaplanowane trzy najważniejsze kwestie: najpierw zabezpieczenie socjalne artystów, w połowie roku ustawa medialna, a pod koniec roku prawo autorskie.
A co z kwestią polityki dotyczącej dotacji? Lux Veritatis, dalej: Instytut Pileckiego - problemy z wydatkowaniem pieniędzy można mnożyć.
- Dużo się już zmieniło jeśli chodzi o konkursy grantowe. Pani minister zrezygnowała z tzw. oceny strategicznej, ja ją nazywam polityczną, bo minister Gliński mógł do dowolnego projektu dopisać kilkadziesiąt swoich punktów i wtedy projekt wskazany przez ministra dostawał dofinansowanie. Teraz pełnię oceny dokonują niezależni eksperci, którzy są losowani jak sędziowie w sądach, a oni wylosowują wnioski, które oceniają.
- W przypadku Instytutu Pileckiego to sytuacja jest absurdalna, bo wydano ponad 700 mln zł z budżetu ministerstwa. Kupiono nieruchomość za kilkadziesiąt milionów złotych, potem powstały spółki córki na prawie zagranicznym w Niemczech w Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych. Prowadzimy w tej chwili kontrole, mamy już wyniki audytu w USA.
I co z niego wynika?
- Na przykład to, że zatrudniono tam kancelarię, która obsługiwała spółkę za 108 tys. dolarów miesięcznie. Ta kancelaria nie miała zbyt dużo pracy, bo sama spółka amerykańska praktycznie niczym się nie zajmowała. Pracowali tam ludzie, którzy zarabiali nawet do 100 dolarów za godzinę. Były prezes spółki, żeby opłacać różnego rodzaju opłaty wynikające ze swego pobytu w Stanach Zjednoczonych korzystał z karty kredytowej prawnika, który jemu tej karty kredytowej po prostu użyczał.
Czy w takim razie MKiDN należycie dba o swoje pieniądze?
- Obecnie tak, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Mówimy dzisiaj o tym, jakie trupy wypadły nam z pisowskich szaf i to pokazuje skalę braku nadzoru nad pieniędzmi publicznymi, nad dobrem Skarbu Państwa, braku należytego dbania o nasze wspólne dobro. Te pieniądze, które przeznaczono na muzeum “Pamięć i Tożsamość" mogłyby wyposażyć 420 bibliotek powiatowych w całej Polsce. Za pieniądze, które wydano na Instytut Pileckiego wyremontowalibyśmy wszystkie domy kultury w tym kraju. To jest obraz tego, z czym mamy do czynienia i oczywiście ktoś może powiedzieć, jesteśmy tak bogatym krajem, że nas na to stać, ale nie stać nas na marnowanie pieniędzy publicznych.
Rozmawiała Paulina Błaziak