Resort zdrowia kontra farmaceuci
Już 10 kwietnia zaczną obowiązywać w Polsce nowe zasady refundacji leków.
Prace nad zmianą zasad rozpoczęły się jeszcze przed kilkoma miesiącami. Najwięcej kontrowersji wzbudziła kwestia list leków refundowanych. Nakłady kas chorych na ten cel już w 2000 r. przekroczyły 4,4 mld złotych. W 2001 wydatkowano już 5,3 mld zł. Prognozy na rok bieżący mówiły o ponad 6,2 mld zł. Trudno się zatem dziwić, że resort zdrowia postanowił wykorzystać moment tworzenia nowych list do zmuszenia producentów i importerów farmaceutyków do obniżenia cen oferowanych przez nich wyrobów. Atak został skierowany w głównej mierze na importerów, gdyż tylko w ubiegłym roku wydatki na zagraniczne lekarstwa pochłaniały ponad 75 proc. dofinansowania. Pod koniec lutego minister zdrowia Mariusz Łapiński zapowiedział, że preparaty zagranicznych koncernów mają szansę znaleźć się na nowych listach refundacyjnych tylko od warunkiem, że ich ceny zostaną znacząco obniżone. Argumentem najczęściej używanym przez resort zdrowia były ceny leków importo
wanych, które na naszym rynku są znacznie droższe niż za granicą. Oczywiście z taką opinią nie zgadzali się przedstawiciele tych środowisk skupieni w Stowarzyszeniu Przedstawicieli Firm Farmaceutycznych w Polsce oraz Izbie Gospodarczej Farmacja Polska. W rozgrywanej na łamach mediów bitwie obalali oni racje ministra twierdząc, że leki zagraniczne na naszym rynku drożeją w znacznie wolniejszym tempie niż leki krajowe a ruch cen wynika tylko z różnic kursowych.
Bez uwzględniania tych różnic okazałoby się, że leki te nie zmieniły cen już od 1998 r., kiedy to po raz ostatni zmieniano skład list refundacyjnych.
Resort przygotował własną listę leków refundowanych wraz z cenami, która został przedstawiona do akceptacji firmom farmaceutycznym. Brak zgody na nowe ceny miał oznaczać wypadnięcie z tej listy. Trudno się zatem dziwić, że przyparte do muru firmy złożyły broń i do 20 marca, kiedy to mijał termin składania odpowiedzi na propozycje ministra Łapińskiego, w zdecydowanej większości zaakceptowały nowe ceny. Dzięki temu część leków stanie się znacznie tańsza. W skrajnych przypadkach przecena może sięgnąć ponad 40 proc. Cała ta sprawa mimo, iż formalnie zakończy się dopiero z początkiem kwietnia już pozostawia jednak pewien niesmak, co do sposobu, w jaki została załatwiona. Przedstawiciele firm farmaceutycznych wielokrotnie podkreślali, że są gotowi obniżyć ceny swoich produktów, chcą jednak rzetelnej i merytorycznej dyskusji na ten temat. Tymczasem ze strony resortu otrzymywali jedynie wytyczne, co do których nie mieli nic do powiedzenia. Takie sprawy są zupełnie inaczej załatwiane w krajach Unii Europejskiej, do której Polska tak usilnie dąży.
Obowiązująca tam dyrektywa przejrzystości określa w jasny sposób metody kwalifikowania leków na listy refundacyjne czy też kształtowania ich cen.
Preparaty tańsze u producenta bądź importera nie oznaczają automatycznie, że leki te potanieją w aptekach. Równocześnie bowiem ministerstwo postanowiło dokonać zmian w grupach refundacyjnych, do których są kwalifikowane poszczególne lekarstwa. W bardzo wielu przypadkach oznaczało to przesunięcia z grup refundowanych w 70 czy 50 proc. do grup niższych, gdzie dofinansowanie mogło sięgnąć np. tylko 30 proc. W ten sposób spośród 10 najchętniej kupowanych leków w Polsce szanse na potanienie mają tylko 3-4 pozycje. Pozostałe leki po 10 kwietnia będą znacznie droższe. Trudno zatem twierdzić, że na zmianach skorzystają pacjenci. Z pewnością zwycięzcą tej batalii okaże się Ministerstwo Zdrowia, które liczy, że dzięki zmianom zaoszczędzi około 1 mld zł, to znaczy blisko 20 proc. nakładów ponoszonych na refundację leków. Korzyścią dla pacjentów, którą udało się wywalczyć przy tej okazji, będą natomiast częstsze zmiany na listach leków refundowanych. Argument o konieczności takich zmian był podkreślany zarówno przez środowiska lekarskie jak i producentów farmaceutyków. Poprzednie korekty tych list były dokonane jeszcze w 1998 r. Teraz, jak zapewniają przedstawiciele ministerstwa zmiany na listach będą przeprowadzane kwartalnie.