Rewolucji w kopalniach nie unikniemy

Zmiany w polskim górnictwie są nieodzowne. Zmniejsza się dostęp do krajowych zasobów, które są ulokowane coraz głębiej pod ziemią, pogarszają się parametry jakościowe węgla, ale przede wszystkim rośnie presja regulacyjna na odchodzenie od tej kopaliny. Stopniowo jej miejsce zajmować będą alternatywne, zielone technologie wytwarzania energii. Od transformacji nie uciekniemy, działać trzeba już teraz.

Od dłuższego czasu kopalnie borykają się ze zwałami niesprzedanego węgla. Jak podaje ARP, na koniec czerwca zapasy wynosiły 7,3 mln ton. W poszczególnych spółkach górniczych zabrakło już miejsca do składowania, stworzono więc centralny magazyn w Ostrowcu Wielkopolskim.

Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka - w wyniku pandemii COVID-19 spadło zużycie energii elektrycznej, co oznacza mniejszy popyt na węgiel. Poza tym polski surowiec nie wytrzymuje konkurencji cenowej z wyraźnie tańszym węglem importowanym, na który decyduje się część przedsiębiorstw.

Reklama

Zakłady górnicze notują straty, które dodatkowo pogłębiło zamknięcia w czerwcu na trzy tygodnie kopalń Polskiej Grupy Górniczej ze względu na rozprzestrzeniającego się wśród górników koronawirusa. PGG zatrudniająca około 41 tys. osób poszukuje środków na sierpniową wypłatę wynagrodzeń i nie ma pieniędzy na wynagrodzenia wrześniowe. Od dwóch miesięcy nie płaci VAT-u i ZUS-u. Zabiega o pożyczkę w wysokości 1,75 mld zł w PFR.

Niefortunny program

Zarząd PGG opracował program, który przewidywał m.in. likwidację kopalń Ruda i Wujek, a także zawieszenie na trzy lata wypłat tzw. czternastej pensji i uzależnienie 30 proc wynagrodzeń od efektywności pracy. Miał on być przedstawiony górnikom, ale ostatecznie rząd wycofał się z tych propozycji, zanim bowiem zdążył je zaprezentować zainteresowanym, ci, opierając się na doniesieniach medialnych, stanowczo i jednoznacznie dali do zrozumienia, że akceptacji dla tych propozycji nie będzie.

Wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin zapowiada, że w ciągu najpóźniej dwóch miesięcy przedstawi nowy plan, stworzony w porozumieniu ze stroną społeczną. Przyznaje, że łatwo nie będzie. Rządzący mają jednak świadomość, że zmiany są niezbędne.

Tymczasem górnicy nie chcą słyszeć o radykalnych krokach. Dominik Kolorz, szef Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność, przekonuje, że transformacja polskiego górnictwa powinna trwać przynajmniej 40 lat. - Upadłość PGG to będzie IV i V powstanie śląskie - mówił.

Jeszcze niedawno związkowcy PGG wywalczyli podwyżkę wynagrodzeń. W 2019 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w PGG, z uwzględnieniem dodatków takich jak Barbórka, czternastka czy deputat węglowy, wyniosło ponad 7,2 tys. zł. W lutym tego roku podpisano porozumienie o podwyżkach o 6 proc., czyli średnio 350 zł netto na osobę. Taka podwyżka oznacza wzrost kosztów stałych firmy o 270 mln zł. Rządzący kupili sobie spokój, ale tylko na chwilę. Teraz problemem jest pozyskanie środków na wypłaty.

Polski węgiel zalega głęboko

Jakub Szkopek, analityk mBanku, zwraca uwagę, że w Polsce węgiel wydobywany jest z pokładów położonych około jednego kilometra w głąb ziemi. Trudno nam konkurować, jeśli chodzi o koszty produkcji, z kopalniami, w których węgiel leży w połowie tej głębokości czy - jak w Australii - wydobywany jest w kopalniach odkrywkowych. Stąd biorą się główne różnice w cenach węgla na rynku krajowym w zestawieniu z cenami surowca zagranicznego.

W pierwszym kwartale 2020 roku średnia cena węgla CIF ARA wynosiła 48,9 dol. za tonę, co oznacza spadek aż o 34,3 proc. rok do roku i o nieco ponad 14 proc. kwartał do kwartału. W tym czasie średnia cena węgla energetycznego na rynku krajowym wynosiła 282,5 zł za tonę.

Jak przewiduje Instytut Jagielloński w swoim lipcowym raporcie, ceny węgla kamiennego w kraju mogą jeszcze rosnąć do 2025-2026 roku, m.in. ze względu na utrzymanie wolumenu wytwarzania energii elektrycznej z węgla w Polsce w tym czasie i utrzymujące się wysokie koszty krajowej produkcji, ale w dłuższym terminie, w horyzoncie 2030-2040, powinny zmierzać w kierunku poziomów globalnych.

- Wynikać to będzie ze spadku wytwarzania energii elektrycznej z WKE (węgla kamiennego energetycznego - redakcja), a także spodziewanego wzrostu wolumenów importu w obliczu wysokich poziomów kosztu wydobycia w kraju (...). W długim horyzoncie (2040 r.), cena WKE w Polsce wykazywać będzie zbieżność do globalnego średniego kosztu wydobycia, szacowanego na ok. 50 dol. za tonę - napisano.

Zgodnie z szacunkami Instytutu Jagiellońskiego, w 2025 roku ceny węgla energetycznego w Polsce wyniosą 350 zł/t, w 2030 roku 325 zł/t, w 2035 r. 250 zł/t, a w 2040 już 200 zł/t. A to oznacza, że otoczenie dla polskiego górnictwa będzie jeszcze bardziej wymagające.

Poza wysokimi kosztami produkcji problemem są koszty uprawnień do emisji CO2. Handel emisjami jest dotkliwy dla energetyki i ciepłownictwa, ale też hutnictwa, produkcji cementu czy szkła.

Jakość spada

Jak podkreślał Polski Instytut Ekonomiczny w raporcie poświęconym przyszłemu miksowi energetycznemu Polski, w miarę upływu czasu nie tylko wyczerpują się zasoby łatwo dostępnego węgla, ale też pogarszają się parametry surowca. Wyższy jest udział siarki, popiołu, chloro- i fluorowodoru, a także metali ciężkich, szczególnie rtęci.

To przekłada się na wyższą emisyjność paliwa, ograniczając możliwość jego sprzedaży do energetyki zawodowej i ciepłownictwa, które to branże odpowiadają za około połowę rocznego zużycia tej kopaliny.

Kolejnym problemem jest dostęp do wody wykorzystywanej do chłodzenia bloków węglowych. Coraz częściej mamy do czynienia z suszą. Polski Instytut Ekonomiczny wskazuje, że krajowe zasoby wodne są znacznie ograniczone i należą do najmniejszych w Europie (mniejsze posiadają jedynie Czechy, Dania i Malta).

Co niezwykle istotne - spada dostępność finansowania inwestycji węglowych. Banki komercyjne odchodzą od finansowania brudnej energetyki. To stawia w kłopotliwej sytuacji grupy energetyczne, które posiadają w swoich strukturach aktywa węglowe. Wyzwaniem staje się pozyskanie przez nie środków na rozwój. Rządzący analizują plan wydzielenia aktywów węglowych z koncernów energetycznych, by umożliwić im transformację w kierunku zielonej energetyki.  

Udział węgla w produkcji energetycznej w ostatnich latach spadł, ale i tak ten surowiec stanowi podstawę obecnego miksu. W 2005 roku łączny udział węgla kamiennego i brunatnego w produkcji energii elektrycznej wynosił w sumie 89 proc., w 2018 roku było to 80 proc., a w 2019 roku 75 proc.

Tempo odchodzenia od węgla będzie musiało przyspieszyć ze względu na ambitną i wymagającą politykę klimatyczną Unii Europejskiej, która do 2050 roku zamierza osiągnąć neutralność klimatyczną. Wszystko wskazuje, że atak azjatyckiego wirusa w tym nie przeszkodzi. Kryzys związany z pandemią może nawet przyspieszyć ten proces, jako że inwestycje związane z czystą energią mają stać się jednym z kół zamachowych dotkniętej spowolnieniem gospodarki. To na nie między innymi ma zostać przeznaczona istotna część środków z funduszu odbudowy.

Monika Borkowska

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »