Rok pod znakiem zmagań z rosyjskim naporem
Prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski napisał, że rok 2022 będzie dla jego kraju przełomowy. A jaki to będzie rok dla Polski i Polaków? Z geostrategicznego punktu widzenia charakteryzowały będą go czynniki które zarysowały się już wcześniej, jednak teraz zmierzać będą do kulminacji a z pewnością wzmocnienia. Będziemy mieć do czynienia z asertywną polityką Rosji, bo na Kremlu najwyraźniej doszli do wniosku, że właśnie nadszedł czas, aby przebudować architekturę bezpieczeństwa w Europie, Stany Zjednoczone nadal będą kontynuowały swój zwrot w stronę Azji, a Europa coraz głębiej rozdarta będzie podziałami na tle różnic w postrzeganiu zagrożeń i recept jak sobie z nimi radzić.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Skupmy naszą uwagę na czynniku najistotniejszym, czyli polityce Rosji. Moskwa od dłuższego czasu sygnalizowała, że zbliżają się kluczowe rozstrzygnięcia w polityce międzynarodowej, zmienia się układ sił, słabnie amerykańska hegemonia a relatywnie wzmocniła się pozycja Rosji i Chin. Tradycyjne sposoby oddziaływanie, takie jak siła wojskowa w nowych czasach mieć będą, w zgodnej opinii zarówno przedstawicieli rosyjskiego establishmentu jak i ekspertów, większe znaczenie. Wygląda na to, że Rosja właśnie przystąpiła do działania.
Dwukrotnej koncentracji wojsk przy granicy z Ukrainą, wiosennej i trwającej jeszcze zimowej, towarzyszyło wysunięcie żądań o charakterze politycznym, choć właściwie należałoby mówić o nowej wizji porządku europejskiego, którą w serii wystąpień zaprezentowali przedstawiciele rosyjskiego obozu władzy. Alarm wojenny na rosyjsko-ukraińskiej granicy to zresztą nie jedyna forma oddziaływania Moskwy na świat Zachodu.
Równolegle mieliśmy do czynienia z kryzysem migracyjnym, demonstracjami siły i stanowczości przy okazji ćwiczeń Zapad 2021, stopniowym połykaniem Białorusi, której władze uznając de facto aneksję Krymu odeszły od swej polityki "równego dystansu" stając się częścią obozu rosyjskiego. Tym wszystkim działaniom towarzyszy europejski kryzys energetyczny wywołany błędami Brukseli, ale wykorzystany przez Moskwę, który zwiększył rosyjskie możliwości oddziaływania. Niektórzy amerykańscy eksperci, tacy jak Andrew Michta są wręcz zdania, że Rosja już rozpoczęła ze światem Zachodu wojnę, choć poniżej progu konfliktu kinetycznego uzasadniającego uruchomienie art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, jednak niedostrzeżenie tego faktu i niezrozumienie istoty rosyjskiego naporu, jest, w jego opinii, pierwszym krokiem aby przegrać rozgrywkę, która się już zaczęła.
Pod koniec roku Rosja przedstawiła swą wizję nowego porządku międzynarodowego, której warto poświęcić nieco uwagi, bo jej urzeczywistnienie gruntownie zmieni sytuację Polski pozbawiając nas zdobyczy ostatnich 30 lat.
Komentując przebieg swojej rozmowy z prezydentem Joe Bidenem Władimir Putin powiedział, że były one "konstruktywne" a także, stwierdził iż dostrzega możliwość "przedłużenia" dialogu, co jego zdaniem jest chyba największym osiągnięciem spotkania. Zarazem rosyjski prezydent poinformował o planach stworzenia jakiegoś amerykańsko-rosyjskiego ciała konsultacyjnego, które miałoby zajmować się kwestiami bezpieczeństwa w sieci, a jego doradca ds. polityki zagranicznej uzupełnił te informacje dodatkowo mówiąc o powołaniu grup eksperckich, które miałyby przygotować formułę i tematykę rozmów Stany Zjednoczone - Rosja w kwestiach bezpieczeństwa.
Istnienie tego rodzaju grup roboczych potwierdziła także Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, dodając, że "eksperci już pracują", ale zarazem zaznaczyła, iż potrzebują więcej czasu aby wypracować ramy dialogu. Rosja, co jest dość czytelne, dąży do instytucjonalizacji dialogu i jego sformalizowania, przy czym, na co warto zwrócić uwagę, nie ma mowy o nadal formalnie istniejących płaszczyznach prowadzenia tego rodzaju rozmów w rodzaju forum NATO - Rosja, ale o utworzeniu nowej, w której uczestniczyłyby wyłącznie "wielkie mocarstwa". To podejście zgodne jest z myśleniem w Moskwie na temat potrzeby przywrócenia koncertu mocarstw i przekonaniem, że w gruncie rzeczy zimnowojenny porządek 2.0 byłby jej na rękę.
Rosja nie ma zamiaru zaniechać akcji zmierzających do rozbicia jedności umownego bloku Zachodu, ale, i to korzystna dla Rosji zmiana, instytucjonalizacja dialogu Moskwa - Waszyngton zwiększa jej pozycję jako państwa aspirującego. Jest również istotna z zupełnie innego powodu. Otóż jeśli rozmowa ma dotyczyć polityki bezpieczeństwa regionalnego, to w opinii Rosji, w dialogu winny uczestniczyć państwa będące lub chcące być "dostawcami bezpieczeństwa", a zatem takie których możliwości wojskowe mają realny wymiar. Z tego ostatniego względu prowadzenie rozmów na ten temat z Niemcami czy Francją byłoby z rosyjskiej perspektywy stratą czasu.
Co innego jeśli chodzi np. o kwestie gospodarcze, ale to inny wymiar. Innymi słowy Rosja "przekierowuje" negocjacje na pole na którym czuje się silna i może dyskutować jak równy z równym.
Putin podkreślił też, wypowiadając się na temat rozmowy z Bidenem po spotkaniu z greckim premierem Mitsotakisem, który przyjechał do Soczi dzień po rozmowie obydwu prezydentów, że "globalne bezpieczeństwo winno odnosić się w równym stopniu do wszystkich". W tym zdaniu najważniejsze jest sformułowanie "w równym stopniu" bo przedstawiciele rosyjskiej elity władzy, w tym i sam Władimir Władimirowicz, często mówili, że o ile NATO-wskie i amerykańskie instalacje wojskowe znajdują się kilkaset kilometrów od Moskwy, o tyle Rosjanie nie robią niczego co mogłoby zagrozić Waszyngtonowi i Amerykanie, patrząc na sprawę z tego punktu widzenia, mogą czuć się bezpieczni. W tej narracji chodzi nie tylko o pokazanie, iż rosyjskie obawy są uzasadnione, co w oczywisty sposób, zważywszy na siłę wojskową jaką dysponuje Moskwa a także charakter jej polityki zagranicznej, wydaje się przesadą, ale również o coś zupełnie innego.
Kreml chce bowiem eskalować, jak się wydaje, obecny konflikt do poziomu przypominającego kryzys kubański z roku 1962. Otwarcie powiedział o tym wiceminister spraw zagranicznych Rosji Sergiej Riabkow odpowiedzialny za rozmowy strategiczne ze Stanami Zjednoczonymi, którego zdaniem logika tego, co się dzieje może doprowadzić do eskalacji o skali podobnej do zdarzeń które o mały włos nie doprowadziły do wybuchu światowego konfliktu atomowego.
Zapewne nieprzypadkowo w tym samym czasie w trakcie spotkania z mediami Walerij Gierasimow, szef sztabu generalnego rosyjskich sił zbrojnych poinformował swoich rozmówców, że 95 proc. wyrzutni rakietowych z głowicami jądrowymi znajduje się w stanie gotowości, a jeśli chodzi o sytuację na Ukrainie, to w jego opinii "wszelkie prowokacje i dążenie władz Ukrainy do siłowego rozwiązania problemów Donbasu zostaną stłumione". Powiedział to na spotkaniu z attaché wojskowymi akredytowanymi w Moskwie, co również nie wydaje się kwestią przypadku.
Kilka dni po rozmowie Biden - Putin rosyjski MSZ umieścił na swej stronie internetowej długie oświadczenie którego lektura pozwala zrozumieć cele polityczne, jaki Moskwa stawia sobie w obecnej rozgrywce. Intencją autorów oświadczenia jest, jak piszą, przedstawienie stanowiska Rosji w sposób jasny, tak aby nie mogły zaistnieć spory co do jego interpretacji. Jasność w tej materii jest tym istotniejsza, że "stosunki między Rosją a kolektywnym Zachodem nadal się pogarszają i osiągnęły punkt krytyczny." W największym skrócie rzecz ujmując rosyjski MSZ jest przekonany, bo tego rodzaju narrację prezentuje, iż kontrolowany politycznie przez Zachód reżim w Kijowie przygotowuje się do siłowego rozstrzygnięcia w Donbasie, co oznacza, że wojna jest obecnie znacznie bardziej prawdopodobna niźli w przeszłości.
Kwestia członkostwa Ukrainy w NATO, która jest w świetle oficjalnych deklaracji, zarówno Kijowa jak i Kwatery Głównej wyłączną ich domeną, z rosyjskiego punktu widzenia wygląda zupełnie inaczej. Moskwa posługuje się w tym miejscu argumentacją na temat "wspólnego systemu bezpieczeństwa w Europie", co w oficjalnej jej interpretacji oznacza, że nie można na naszym kontynencie budować bezpieczeństwa jednego czy grupy krajów kosztem uszczerbku w tej materii innego państwa.
To przekonanie o wspólnym systemie bezpieczeństwa w Europie, jakie znalazło się w oświadczeniu rosyjskiego MSZ-u, jest kluczowym elementem nie tylko rosyjskiego rozumienia sytuacji, ale przede wszystkim planu, który Kreml obecnie realizuje. Jeśli bowiem bezpieczeństwo w Europie musi mieć charakter kolektywny, to Rosja, powinna być jednym z elementów tego systemu. To właśnie proponuje obecnie Putin - Rosja jako jeden z twórców, ale również gwarantów europejskiego systemu bezpieczeństwa. Przypomnijmy, że rozpad ZSRR oznaczał wypchnięcie Rosji z Europy, jej granice przesunęły się 500 km na Wschód, a nasz kontynent poszukiwał bezpieczeństwa w relacjach z zamorskim mocarstwem, czyli Stanami Zjednoczonymi. Przyjęcie rosyjskiej propozycji oznacza w gruncie rzeczy to, że Waszyngton jest już w Europie niepotrzebny, podobnie jak NATO.
Przewrotnie autorzy oświadczenie rosyjskiego MSZ-u odwołują się w nim do porozumień zawieranych zaraz po rozpadzie ZSRR, kiedy wydawało się, że demokratyczna Rosja może być elementem europejskiego systemu bezpieczeństwa. Moskwa deklaruje, że chce do budowy tego systemu właśnie teraz powrócić. Nowe traktaty, o których wielokrotnie mówił Putin w ostatnich tygodniach, w połączeniu z faktem ich wynegocjowania pod groźbą wojny z Ukrainą, a może nawet o szerszym wymiarze, zupełnie zmienią architekturę bezpieczeństwa na naszym kontynencie.
Elementami nowego systemu mają być zarówno trwała neutralizacja Ukrainy, bo to oznacza traktatowe potwierdzenie, że nie zostanie ona przyjęta do NATO, jak i "odsunięcie" paktu dalej na Zachód. Bez ogródek rosyjski MSZ stwierdza - "Nalegamy na zawarcie prawnie trwałego porozumienia o nierozmieszczaniu przez Stany Zjednoczone i inne kraje NATO systemów broni uderzeniowej, które stanowią zagrożenie dla Federacji Rosyjskiej na terytorium państw sąsiednich, zarówno członków Sojuszu Północnoatlantyckiego, jak i nimi nie będących" a także "Nalegamy również na otrzymanie konkretnej odpowiedzi NATO na nasze wcześniejsze propozycje zmierzające do zmniejszenia napięć w Europie, w tym w szczególności a zakresie:
- wycofania obszarów ćwiczeń operacyjnych w uzgodnionej odległości od linii kontaktowej Rosja-NATO;
- koordynacji maksymalnych odległości zbliżania się okrętów wojennych i samolotów w celu zapobiegania niebezpiecznym działaniom wojskowym, przede wszystkim w rejonie Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego;
- wznowienie regularnego dialogu między resortami obrony na linii Rosja-USA i Rosja-NATO."
Jednocześnie Moskwa oczekuje, że Waszyngton przyłączy się do proponowanego przez Rosję moratorium na rozmieszczanie w Europie rakiet średniego i pośredniego zasięgu, co w praktyce oznacza zgodę Stanów Zjednoczonych na utrwalenie co najmniej trzykrotnej (pesymiści twierdzą, że nawet pięciokrotnej) przewagi Rosji. Przyjęcie przez Stany Zjednoczone tego warunku oznaczałoby w gruncie rzeczy zwinięcie nad Europą amerykańskiego parasola nuklearnego, co byłoby zresztą naturalną konsekwencją akceptacji moskiewskich propozycji w zakresie europejskiego systemu bezpieczeństwa. Tylko kwestią czasu byłaby w takiej sytuacji likwidacja NATO, który przestałby być potrzebny.
Tym niewątpliwie rewizjonistycznym propozycjom formułowanym przez Moskwę pod adresem kolektywnego Zachodu towarzyszą inne, związane z możliwościami współpracy. Władimir Putin mówił o tym długo w trakcie forum inwestycyjnego Rosja Wzywa, przechodząc płynnie od przypomnienia rosyjskich "czerwonych linii" do kwestii inwestycyjnej i gospodarczej kooperacji. Mówił o zagrożeniu inflacyjnym, podkreślając iż Rosja nie uległa pokusie "luzowania ilościowego" co w jego opinii oznacza, że jest wiarygodnym państwem przywiązanym do konserwatywnej polityki monetarnej, o tym, że z gospodarczego punktu widzenia Rosja już przezwyciężyła skutki COVID-19 i prowadzi stabilną, godną zaufania politykę w zakresie finansów publicznych. Zapowiedział też uruchomienie ważnych projektów dla przyszłości w zakresie rozbudowy infrastruktury. Ma to być jeden z motorów rozwoju Rosji w przyszłości. Ponadto Rosja zamierza wspierać projekty w zakresie "zielonej energetyki", zarówno o charakterze lokalnym jak i nastawione na eksport.
W tym kontekście Putin położył nacisk na eksport "zielonego wodoru" co ma stać się rosyjską specjalnością i powiedział, że rosyjski sektor energetyczny jest "najbardziej ekologiczny w świecie", zważywszy na udział energetyki atomowej i gazu ziemnego. Wreszcie rosyjski prezydent zaznaczył, że Rosja jest zainteresowana cyfrową transformacją, nowymi technologiami w tym zakresie i ich szerokim zastosowanie. Zaraz po swoim exposé Putin zaczął odpowiadać na pytania uczestników forum, a to kto je zadawał i o co pytał raczej nie było kwestią przypadku, ale elementem przekazu. Pierwszy dopuszczony został do głosu przez Andrieja Kostina Mansour al-Mahmoud, szef państwowego katarskiego funduszu inwestycyjnego, który jest jednym z największych inwestorów w Rosji. Putin w odpowiedzi na jego pytanie co spędza mu sen z powiek powiedział, że Moskwa jest zainteresowana rozwojem a jej strategia zakłada przyciągnięcie zagranicznych inwestorów. Jest to klasyczne przesłanie, czy może komunikat strategiczny w którym tylko jednym z elementów jest określenie rosyjskich "czerwonych linii" i konsekwencji nie przyjęcia przez Zachód nowych zasad i nowego układu sił. Innymi elementami wystąpienia Putina jest pokazanie perspektyw rozwoju i możliwości robienia przez Zachód w Rosji korzystnych interesów - w sektorze energetycznym, w rozbudowie infrastruktury, w transformacji cyfrowej. Rosyjskie władze dały też jasno do zrozumienia Zachodowi, i temu służyło "pytanie" al-Mahmouda, że nie są skazane na kooperację z nim i mają atrakcyjne alternatywy.
Mamy zatem do czynienia z tradycyjną strategią "kija i marchewki". Jej cel jest oczywisty - uzyskanie akceptacji państw europejskiego Zachodu i Stanów Zjednoczonych dla nowych porządków. Apetyty Rosji są przy tym umiarkowane.
Chodzi o zmianę sytuacji w Europie Środkowej i Wschodniej, zbudowanie rosyjskiej "strefy buforowej" lub w wariancie mniej ambitnym wianuszka państw graniczących z Rosją o innym niźli w przypadku Zachodu statusie bezpieczeństwa. Ta odmienność sprowadzałaby się w gruncie rzeczy do tego, że Moskwa miałaby głos w kwestiach polityki bezpieczeństwa Kijowa, Bukaresztu i Warszawy. Państwa regionu będące niegdyś częścią "obozu socjalistycznego" kontrolowanego wojskowo i politycznie przez ZSRR nie zmieniłyby formalnie swego geostrategicznego statusu, ale musiałyby się pogodzić z tym, że ich pozycja jest słabsza, gwarancje bezpieczeństwa rozwodnione a kluczowe decyzje powinny być konsultowane z Kremlem.
Marek Budzisz