Rosyjska ruletka, czyli rzecz o carskiej fantazji miliarderów. Bez umiaru
Fantazja Rosjan zawsze była imponująca, wbrew naturze, wbrew wszelkiej logice. Zawracanie biegu rzeki, ścinanie góry przez pół, prywatne autostrady w Tajdze, to tylko niektóre z jej spektakularnych wybryków. W czym tkwi fenomen owej nieujarzmionej wyobraźni - czy to kwestia mentalności, czy liczby zer na koncie?
Hektolitry najdroższego na świecie szampana, tony kawioru, kolekcja pięknych kochanek obwieszonych brylantami, prywatne jachty, kluby sportowe, odrzutowce, a do tego niedźwiedź w złotej klatce, który przygrywa na bałałajce ckliwe ballady do snu - oto stereotyp rosyjskiego miliardera. Czyżby rosyjska dusza nie znała umiaru?
Po upadku monstrualnego ZSRR, w latach dziewięćdziesiątych, Rosja przeżyła swe gospodarcze odrodzenie, na którym szczególnie skorzystali nieliczni, zwani dzisiaj rosyjskimi oligarchami. Są to ludzie, którzy "rozkwitli" w mniej lub bardziej klarownych okolicznościach procesów prywatyzacyjnych, stając się w błyskawicznym tempie miliarderami. Jak uważa właściciel magazynu "Forbes", Steve Forbes, "sinusoida liczby najbogatszych Rosjan przebiega synchronicznie z krzywą cen ropy, gazu i metali". Jako, że ich fortuny to rzecz zdobyta, a nie odziedziczona, zostali ochrzczeni przydomkiem Nowych Rosjan, stanowiąc od tej pory elitę międzynarodowej finansjery XXI wieku.
Do najsławniejszych należą Władimir Lisin - właściciel Nowolipieckiego Kombinatu Metalurgicznego (jego majątek wycenia się na ok. 15 mld dol.), aluminiowy książę Oleg Deripaska i Roman Abramowicz, który choć nosi skromnego Rolexa za 30 tys. dol., to jest posiadaczem największego jachtu na świecie, i - tak dla sportu - jednego z najlepszych klubów brytyjskiej Premiership - Chelsea Londyn. Wymienieni panowie są na szczycie światowych list bogaczy, ale trzeba zaznaczyć, że równie szanownych dżentelmenów, którzy imponują posiadanym majątkiem, przeliczanym na miliardy dolarów jest w Rosji przynajmniej kilkuset.
Co prawda, sytuacja zmienia się dość gwałtownie, czasami z dnia na dzień, czego przykładem jest Michaił Chodorkowski - kolega Abramowicza, były właściciel Jukosu, który obecnie zamiast urlopu na Wyspach Kanaryjskich, odsiaduje dziewięcioletni wyrok za malwersacje podatkowe w syberyjskiej kolonii karnej.
Rosyjscy miliarderzy wprost proporcjonalnie do ilości pieniędzy zyskują rozgłos na całym świecie. A wszystko dzięki ich spektakularnej rozrzutności, i iście carskiemu stylowi życia.
Według obowiązujących w środowisku Nowych Rosjan niepisanych norm, które podobno są dość ściśle przestrzegane, sama garderoba człowieka uchodzącego za przedstawiciela tej klasy powinna kosztować nie mniej, niż 60 tys. dol. Wyznacznikiem cenowym dla tych obliczeń jest podmoskiewskie centrum handlowe - Barvicha Luxury Village, które zostało wybudowane specjalnie dla kasty Nowych Rosjan. Uchodząca za specjalistkę od moskiewskiej elity Ksenia Sobczyk - gwiazda rosyjskiej telewizji, uważa natomiast, że progresywni Nowi Rosjanie zamiast drogocennej mody wybierają obecnie mniej znane marki, by w ten sposób wyznaczyć nowy trend w środowisku. - Modna moskiewska elita jest jak tajne stowarzyszenie, które ma swój własny kod (...) wtajemniczeni powinni podążać za zmianą kodu, a to bardzo delikatny moment.
Sprostanie częstym zmianom kodu w Moskwie nie jest takie łatwe, dlatego co chwilę powstają coraz bardziej ekskluzywne domy handlowe, a dla wybrednych przynajmniej raz do roku są organizowane specjalne targi, na których można kupić dosłownie wszystko. Wspominając zeszłoroczne targi Irina Volskaya - prezes firmy Quintessentially Russia, świadczącej najbardziej fantastyczne usługi, twierdzi nawet, że pojawił się klient zainteresowany kupnem słonia z okazji urodzin swojej córeczki.
Stolicą rosyjskiego karnawału jest Moskwa - najbogatsza z metropolii świata, a jej najbardziej popularną ulicą jest Rublewo-Uspenskoje Szosse, zwana potocznie ulicą rubla.
Tutaj mieszka zarówno elita polityki - premier Putin, mer Moskwy, a także najznamienitsi z bankowców i innych wielkich magnatów rosyjskiej finansjery. Długa na trzydzieści kilometrów przecina uroczy las, który gwarantuje mieszkańcom dyskrecję.
W promieniu stu kilometrów od okalających ulicę rezydencji rozsiane są satelitarne dacze symbolizujące weekendową biesiadę. Współcześnie niewiele one mają wspólnego z małą, drewnianą chatką - często są strzeżonymi twierdzami dla kochanek krezusów.
Niestety nie każdą zachciankę można zrealizować w Moskwie. I choć Nowi Rosjanie na Kremlu załatwiają najważniejsze interesy, a po intratnych operacjach, uwielbiają zagrać w ruletkę, co jest wyrazem "patriotycznej" rozrywki; wieczorem chadzają do klubów i restauracji, jak choćby do wykwintnej "Kleopatry", gdzie kelnerzy przebrani są za postacie z bajek, a szwajcarski kucharz serwuje najlepszą rybę w mieście, to jednak Moskwa im nie wystarczy.
Drugim domem bogatych Rosjan jest Londyn. W tym mieście odnalazło swoje miejsce wielu spośród najznamienitszych. Agencja nieruchomości Knight Frank sprzedała w ciągu jednego roku trzydzieści rezydencji wartych ponad sto milionów dolarów.
Wspomniany wcześniej Roman Abramowicz mieszka w posiadłości Fyning Hill w West Sussex, gdzie niegdyś przebywał król Jordanii. Posiadłość jest świetnie chronioną oazą spokoju i wielkim placem zabaw - kręgle, tor gokartowy, helikoptery i inne latające oraz pływające bajery umilają mu czas.
W Londynie Rosjanie czują się dobrze. Nikt ich nie strofuje za zbytek, nie oskarża o szwindle, są bezpieczni, a co najważniejsze szanowani. Majątek rosyjskich oligarchów stanowi miejską legendę, która na trwałe zapisała się w angielskiej kulturze. Dowodem jest wystawiona przed siedmiu laty sztuka pt. "Rynek nabywcy" w londyńskim teatrze Bush.
Gdzie indziej w Europie Zachodniej, na przykład we Francji, jest znacznie gorzej. Rosyjscy bogacze są tam przyrównywani do arabskich szejków sprzed trzydziestu lat, krytykowani są za zachłanną konsumpcję i rzekomy brak kultury w korzystaniu z dobrodziejstw zachodniej cywilizacji. Na domiar złego, francuskie służby specjalne bacznie obserwują skąd pochodzi trwoniony z zapałem cudzoziemski kapitał. Oczywiście, w żaden sposób nie przeszkadza to Nowym Rosjanom nabywać, za pośrednictwem odpowiednich firm inwestycyjnych, najdroższe wille na Lazurowym Wybrzeżu. Jednakże, gdy swego czasu biznesmen Aleksiej Fiedoriczew, chcąc pójść w ślady Abramowicza, przymierzał się do kupna klubu AS Monaco, książę Albert stanowczo zaprotestował, twierdząc, że klub jest wartością narodową.
Nowi Rosjanie nie zostają jednak nigdzie na dłużej, przemieszczając się po mapie w zależności od swoich zachcianek. Lato spędzają na plaży w Saint-Tropez lub na Sardynii, w zimie szusują na nartach po szwajcarskich stokach, ewentualnie bawią w Turcji, czy Dubaju. Są wszędzie, dlatego w każdym szanującym się hotelu od personelu wymagana jest znajomość języka rosyjskiego, który rozbrzmiewa podczas hucznych zabaw do samego rana.
Właśnie zabawa jest najistotniejszym elementem wystawności, świadczącym nie tyle o tym, na jakim miejscu w snobistycznych rankingach plasuje się dany jegomość, ale o jego sile i reputacji. Wino za tysiąc dolarów i najszlachetniejszy kawior to co najwyżej aperitif, zresztą gastronomia to kwestia poboczna, dekoracyjna. Najistotniejsza, samołutsza z noworosyjskiego punktu widzenia jest przygoda.
Tradycyjne bale nie zaspokajają dumnych zdobywców wielkich fortun, są przyziemne i nudne. Nie gardzą śpiewem, jadłem i muzyką, ale żądni luksusu Nowi Rosjanie potrzebują większej podniety. Niedawno świat zbulwersowała relacja z imprezy na cześć petersburskiego forum ekonomicznego, w którym brała udział nie tylko noworosyjska śmietanka, ale również przedstawiciele władz lokalnych i państwowych. Gospodarzem był miliarder Michaił Prochorow, który postanowił wydać przyjęcie na legendarnym, rosyjskim krążowniku - "Aurora", z którego w 1917 roku oddano historyczny wystrzał rozpoczynający szturm na Pałac Zimowy. Tym razem, strzelano, ale z szampanów. Tańce i hulanki rozsierdziły weteranów wojennych, którzy z brzegu obserwowali prestiżową orgię i serię skoków do mroźnej Newy. Cokolwiek jednak by nie mówić o tym wydarzeniu to było ono jedynie namiastką przygody.
Prawdziwa impreza odbyła się jakiś czas temu niedaleko Tuły w podmoskiewskim zagłębiu węglowym. Kilkuset uzbrojonych w łuki Mongołów otoczyło wioskę. Na sygnał dowódcy ogniste strzały zasłoniły gwiazdy, zapłonęły słomiane dachy, wioska obudziła się z krzykiem, rozjuszeni Mongołowie, czyli Nowi Rosjanie ruszyli do ataku. W programie oprócz bijatyk miały być gwałty (uzgodnione wcześniej z prostytutkami), jakkolwiek do takowych nie doszło, gdyż biesiadnicy zadowolili się podpalaniem i szturmem.
Moda na zabawy ekstremalne praktykowana jest nie od dziś. W samej Moskwie jest kilkaset agencji oferujących podobne usługi. Ostatnio, najmodniejszą tendencją jest wcielanie się w role pospolitych obywateli, na przykład w kelnera, taksówkarza, czy fryzjera. Bogacze są w stanie zapłacić grube pieniądze, by przez jeden lub kilka dni żyć prostym życiem proletariusza, albo człowieka upadłego - brudnego kloszarda, który sypia w rynsztoku.
Wbrew wszelkim ocenom przypisywanym Nowym Rosjanom, którzy bez opamiętania dają upust swoim fantazjom wydając miliony na snobistyczne zachcianki, czy też niepojęte w głupocie rozrywki, fenomen fantastycznej rozrzutności jest typowy dla nuworyszy ze wszystkich stron świata. Brak dystansu, a co za tym idzie skromności wobec posiadanej fortuny, która łatwo przybiera postać uderzającej do głowy wody sodowej może świadczyć jedynie o słabej osobowości, a nie mentalności typowej dla danego narodu.
Michał Mądracki