Rozmowy ostatniej szansy w sprawie strajku kolejarzy
Kolejarze i rząd umówili się, że usiądą dziś do stołu. Już o północy okaże się, z jakim skutkiem.
Na poniedziałkowym posiedzeniu kolejowej komisji trójstronnej stawili się karnie członkowie rządu, zarządu PKP i przedstawiciele komitetu strajkowego kolejarzy. Zabrakło tylko merytorycznej dyskusji.
Ostre spięcie
Komitet strajkowy chciał negocjować. Rząd, reprezentowany m.in. przez Macieja Leśnego, wiceministra infrastruktury, uznał, że nie jest stroną w sporze zbiorowym, a komisja trójstronna nie jest miejscem do targowania warunków, które mają uchronić przed strajkiem. Do akcji więc wkroczył Andrzej Piłat, sekretarz stanu w resorcie infrastruktury, który na co dzień z koleją ma niewiele wspólnego, ale ma jedną zaletę: nie jest Maciejem Leśnym, na którego obrazili się związkowcy. Efekt: wczoraj wieczorem miała się odbyć kolejna tura rozmów z wicepremierem Markiem Polem (do chwili zamknięcia numeru nie było wiadomo o ich efektach), a dziś ich kontynuacja. Dobre i to, bo zdaniem ministra Leśnego, wielodniowy strajk kolejarzy, który ma się zacząć dziś o północy, może doprowadzić tylko do upadku PKP.
- Przedstawiliśmy założenia programu restrukturyzacji PKP. Wiele wskazuje na to, że kolejarzom najbardziej przeszkadza projekt prywatyzacji Cargo. Pozostałe elementy są dla nich nieważne. W środę o 9.00 czekamy w siedzibie PKP na przedstawicieli związków. Chcemy rozmawiać, ale stroną mogą być poszczególne związki, a nie komitet strajkowy - mówi Maciej Leśny.
- Jesteśmy bardzo blisko utrzymania decyzji o strajku. Nie ma czasu na rozmowy ze związkami - ripostuje Stanisław Kogut, szef komitetu protestacyjnego.
Wolne tory
Jeszcze w poniedziałek zarząd Polskich Linii Kolejowych, spółki nadzorującej sieć kolejową, próbował przekonać pracowników, że nie mają powodów do strajkowania.
- Jako jedna z niewielu spółek PKP nie zwalniamy, lecz zatrudniamy pracowników. Główny postulat komitetu protestacyjnego związany z naszą firmą - zwiększenie dofinansowania z budżetu do 500 mln zł na inwestycje w modernizację sieci - jest trochę na wyrost, ponieważ 240 mln zł z budżetu plus własne środki i dotacje UE pozwolą nam zrealizować łącznie projekty warte aż 1,5 mld zł - mówi Tadeusz Augustowski, prezes PKP PLK.
Gdyby pracownicy PLK nie przystąpili w środę do protestu, chociaż części strat mogliby uniknąć przewoźnicy kolejowi nie związani z grupą PKP.
Wyjście awaryjne
Koncesje na przewóz towarów (rzadziej osób) ma łącznie ponad 20 firm. Większość z nich obsługuje kopalnie węgla, piasku oraz zakłady energetyczne i ciepłownicze.
- Papier czy sprzęt AGD zamierzamy w zastępstwie przewieźć ciężarówkami, ale rudy, węgla czy surowców dla przemysłu chemicznego tak się nie da transportować - mówi Ireneusz Gójski, prezes firmy spedycyjnej Trade Trans, która korzysta z pośrednictwa PKP Cargo.
- Jeśli strajk potrwa krócej niż tydzień, jesteśmy w stanie, choć nie bez problemów, nadrobić opóźnienia i zaległości - dodaje Andrzej Półka, prezes Rail Polska.
- Przygotowujemy alternatywne rozwiązania - zapewnia Tadeusz Augustowski.
Szef PLK nie chce ich ujawnić. Można oczekiwać, że jednym jest wykorzystanie nieużywanych linii - z ponad 23 tys. km tras około 40 proc. nie jest wykorzystywanych.