RPP przed kolejną decyzją o stopach. Jakie są prognozy?
Ponad połowa ankietowanych analityków spodziewa się, że w środę Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopę referencyjną o 25 punktów bazowych do 7 proc. Taki ruch przez rynki może być jednak uznany za niewystarczający, co zaszkodzi notowaniom złotego.
- Wyjątkowo poważna realnie ujemna stopa procentowa w Polsce jest argumentem za zaostrzaniem polityki monetarnej przez RPP
- Brak determinacji NBP w zwalczaniu trendów inflacyjnych może mieć niekorzystne skutki dla złotego
- Analitycy ING Banku prognozują, że pod koniec roku euro może kosztować 4,90 zł, a ekonomiści banku inwestycyjnego MUFG, że dolar powróci do poziomu z końca września, czyli do 5,05 zł
Wzrost inflacji w Polsce w październiku do najwyższego poziomu od ćwierćwiecza (17,9 proc.) stawia Narodowy Bank Polski w bardzo trudnym położeniu przed środowym posiedzeniem Rady Polityki Pieniężnej. Poważny wpływ na decyzję będzie miała listopadowa projekcji inflacji przygotowana przez ekspertów NBP, z którą członkowie RPP właśnie się zapoznają.
Sytuację komplikuje konflikt polityczno-prawny na najwyższych szczeblach banku centralnego. Czy większość członków RPP, która mniejszości niedawno groziła prokuraturą, zagłosuje teraz za podwyżką stóp, za jaką prawdopodobnie opowiada się ta właśnie mniejszość?
Wiele wskazuje na to, że prezes NBP Adam Glapiński i duża grupa członków RPP liczy na korzystny rozwój sytuacji zewnętrznej, który zwolni ich z konieczności dalszego podwyższania stóp procentowych. Spodziewają się zapewne, że Polsce pomoże regularne podnoszenie stóp w strefie euro i w USA, które zdusi globalny popyt i koniunkturę i przyczyni się wyhamowania inflacji, w dużym stopniu poprzez spadek cen surowców. Za oceanem w tej chwili nikt nie ma wątpliwości, że w grudniu stopy procentowe znów pójdą w górę. Pytanie tylko, czy po raz piąty z rzędu o 75 punktów bazowych, czy "tylko" o 50 punktów.
Z kolei zaostrzanie polityki monetarnej przez Europejski Bank Centralny doprowadzi zapewne do spadku koniunktury w Niemczech, a ponieważ gospodarki nasza i naszego zachodniego sąsiada są "systemem naczyń połączonych", to także w Polsce będziemy świadkami ekonomicznego hamowania. Jego skutkiem powinno być obniżenie inflacji, tym bardziej prawdopodobne, że zaczął się w naszym kraju proces spadku płac realnych, który poprzez gasnący popyt przyczynia się do wyhamowania dynamiki cen towarów i usług.
Na początku tego tygodnia nasza waluta wzmocniła się w oczekiwaniu na środową decyzję RPP. Za euro i dolara amerykańskiego płaci się mniej niż 4,70 złotego, a za franka szwajcarskiego nieco ponad 4,70. Wszystkie trzy waluty na takim poziomie po raz ostatni były pod koniec wakacji. Asekuracyjna postawa RPP polegająca na podtrzymaniu obecnego poziomu stóp procentowych lub na minimalnym ich podniesieniu może jednak wywołać niebezpieczne skutki walutowe, a także na rynku długu.
Jeśli światowi inwestorzy dojdą do wniosku, że polskiemu bankowi centralnemu brakuje determinacji w zwalczaniu trendów inflacyjnych, to możemy w notowaniach złotego wrócić do poziomów z przełomu września i października, kiedy to euro kosztowało 4,90 złotego, a za dolara i franka płacono grubo ponad 5 złotych.
Co gorsza, nie poprawimy sobie też opinii mało wiarygodnego pożyczkobiorcy, która przylgnęła do nas kilka miesięcy temu. Dziś rentowności polskich obligacji 10-letnich są na niepokojąco wysokim poziomie prawie 8 proc. W połowie sierpnia było to trochę więcej niż 5 proc., a rok temu mniej niż 3 proc. Im wyższa rentowność, tym nabywca obligacji dostaje wyższą premię za sam fakt, że zdecydował się udzielić Polsce pożyczki. Polska natomiast musi pogodzić się z rosnącym kosztem obsługi zadłużenia.
Piętą achillesową naszej gospodarki jest realna stopa procentowa, zdecydowanie bardziej ujemna niż w krajach, z którymi powinniśmy się porównywać. W Polsce wynosi ona minus 11,15 proc., bo taka jest różnica między inflacją (17,9 proc.), a stopą referencyjną (6,75 proc.). W dodatku, gdy nasza inflacja na przełomie lat 2022-23 przekroczy 20 proc. (a jest to prawdopodobne), to realna stopa jeszcze się pogorszy w warunkach łagodnej polityki pieniężnej.
Tymczasem realnie ujemna stopa procentowa w strefie euro wynosi 8,7 proc. (inflacja to 10,7 proc., a stopy EBC są 2-procentowe). Brytyjska ujemna stopa jest na poziomie 6,6 proc., a amerykańska to nieco więcej niż 4 proc.
NBP kilka tygodni temu przerwał cykl podwyżek stóp procentowych. Analitycy banku inwestycyjnego Barclays są zdania, że w środę RPP podniesie stopę referencyjną o 25 punków bazowych do 7 proc.
Jednak ekonomiści UniCredit wątpią, by taki ruch został wykonany. - Wynik posiedzenia pozostawiający stopę referencyjną NBP na obecnym poziomie 6,75 proc. może doprowadzić do świeżej wyprzedaży złotego. RPP będzie dysponowała nowym zestawem projekcji inflacji i wzrostu gospodarczego, stąd komunikat powinien zawierać wskazówki co do przyszłych stóp. Jednak można się spodziewać, że wskazówki NBP nie będą zgodne z oczekiwaniami rynku - czytamy w raporcie UniCredit.
Także analitycy ING Banku biorą pod uwagę wariant, w którym NBP znów powstrzymuje się przed podwyżką stóp. - W obliczu wysokiej inflacji i niechęci NBP do dalszego zaostrzania polityki pieniężnej oczekujemy, że złoty pozostanie słaby i może zakończyć rok bliżej poziomu 4,90 względem euro. Tym bardziej, że zarówno Rezerwa Federalna, jak i Europejski Bank Centralny kontynuują zacieśnianie monetarne - prognozują eksperci ING.
Z kolei analitycy banku inwestycyjnego MUFG zakładają, że jeszcze w rym roku dolar może wrócić na tegoroczny szczyt w okolicy 5,05 złotego. Stałoby się tak zwłaszcza wtedy, gdyby NBP już w tym miesiącu podjął finalną decyzję o zakończeniu cyklu podwyżek stóp procentowych. Dla euro MUFG ma prognozę na poziomie 4,80 złotego przed końcem czwartego kwartału 2022 roku. Potem przewidują spadek notowań pary do 4,75 złotego do połowy 2023 roku i do 4,70 złotego w trzecim kwartale przyszłego roku.
Wielu ekonomistów jest przekonanych, że dolar pozostanie silny w najbliższych miesiącach, gdyż amerykański bank centralny jest zdeterminowany, by zdusić inflację. W USA wynosi ona 8,2 proc., co oznacza, że jest ponad dwa razy mniejsza od polskiej. Mimo to można się spodziewać, że Fed stopę procentową będzie chciał podnieść z obecnych 4 proc. do co najmniej 5 proc.
Szef Rezerwy Federalnej, Jerome Powell oświadczył, że nie rozważa przerwy w cyklu podwyżek stóp, a jego instytucja woli raczej zrobić zbyt dużo niż zbyt mało. To wyraźny sygnał dla innych banków centralnych na świecie, by też wybrały ścieżkę bezkompromisowej polityki monetarnej. W przeciwnym razie ich waluty nadal będą słabnąć wobec dolara, a to zwiększa presję inflacyjną.
Wszystko wskazuje na to, że Amerykanie chcą uniknąć powtórki scenariusza z lat 70. XX wieku, kiedy walka z inflacją zajęła kilka cykli podwyżek. Wówczas przedwczesne wycofanie się z zaostrzonej polityki pieniężnej doprowadziło do odrodzenia się inflacji i to do wyższych poziomów niż poprzednio. W efekcie Fed musiał wprowadzić kilkunastoprocentowe stopy i sprowokował długotrwałą recesję.
Jacek Brzeski
Zobacz również: