Run na złoto, czyli kto stoi za ceną uncji

Inwestycyjna panika wywołana przez obawy związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa winduje cenę złota do coraz wyższych poziomów, bo inwestorzy rozpaczliwie poszukują tzw. bezpiecznej przystani dla kapitału. Jednak swój udział mają w tym także banki centralne, przemysł oraz spekulanci, którzy wcale nie chcą posiadać złota, a jedynie zarabiać na obrocie instrumentami opartymi o cenny kruszec.

Cena uncji trojańskiej złota (31,1 grama) doszła już do 1650 dolarów, czyli jest o blisko 10 proc. droższa niż na początku roku. Bezpośrednią przyczyną runu na złoto jest obawa, że epidemia koronawirusa może mieć nieobliczalne skutki w kategoriach globalnych, spowolni nie tylko chińską, ale i światową gospodarkę, dla której Chiny odgrywają ogromną rolę w łańcuchu dostaw.

Uwaga inwestorów kieruje się na złoto

Stąd - jak zawsze w momentach kryzysowych - uwaga inwestorów kieruje się na złoto, bo obok dolara amerykańskiego i franka szwajcarskiego - uchodzi za pewną inwestycję na trudne czasy. Historia ucieczki do złota, określanego mianem "bezpiecznej przystani", jest historią kryzysów, ale dotychczas największy wpływ na skokowe zwiększanie kursu miały zawirowania geopolityczne, a nie epidemie. Zdiagnozowanie zachorowań na koronawirusa w Chinach w połowie grudnia początkowo nie przekładało się na znaczący wzrost ceny złota, dopiero rozprzestrzenianie się wirusa poza Azję nakręciło prawdziwą spiralę spekulacyjną. W przeszłości wzrost kursu cennego kruszcu wielokrotnie powodowany był także osłabianiem się dolara, bowiem złotem (podobnie jak np. srebrem) handluje się właśnie w dolarach. O obecnej skali lęku inwestorów tym bardziej świadczy fakt, że złoto dynamicznie drożeje pomimo że równolegle umacnia się również dolar.

Reklama

Kruszec ma wzięcie

Ale i bez paniki wokół koronawirusa złoto miało w ostatnim czasie wzięcie. Na początku roku inwestorzy bali się zagrożenia wojną w Zatoce Perskiej po zabiciu przez USA czołowego irańskiego generała w Bagdadzie. Tym bardziej, że każdy wzrost napięcia na linii Teheran-Waszyngton jest już tradycyjnym katalizatorem cen złota. Warto przypomnieć, że rewolucja islamska w Iranie, obok inwazji radzieckiej na Afganistan, doprowadziła w 1981 r. do ustanowienia niepobitego przez 27 lat rekordu - 850 dol. za uncję. Inwestorzy nerwowo reagują i "przesiadają" się na złoto także w emocjonalnej reakcji na inne niebezpieczne wydarzenia geopolityczne, szczególnie w regionach, gdzie mamy broń jądrową. Dlatego właśnie rzucili się na złoto np. po zamordowaniu w 2008 r. b. premier Pakistanu Benazir Bhutto, a także po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 r. Wojna z terroryzmem spowodowała, że na początku 2002 r. pękła granica 300 dol., a rok później - przed atakiem wojsk koalicji na Irak - złoto kosztowało ponad 375 dol.

Uwaga na banki centralne

Złoto systematycznie drożeje nie tylko dlatego, że co chwilę mamy regionalne kryzysy albo - jak teraz - globalne zagrożenie epidemią. Prawdopodobnie inwestorzy nie wywindowaliby ceny do 1650 dol. za uncję, gdyby nie wieloletnie działania banków centralnych, i to na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, na potęgę dodrukowują dolary, jeny czy franki, co powoduje tzw. inflację aktywów. Od ponad dekady (od kryzysu finansowego w 2008 r.) na globalnych rynkach pieniądza jest bardzo dużo, a przede wszystkim jest bardzo tani, bo stopy procentowe są na niskich poziomach. Mający nadmiar kapitału globalni inwestorzy masowo kupują akcje na największych giełdach i nieruchomości.

Popyt na bezpieczne obligacje jest tak ogromny, że wiele z nich (np. niemieckie) ma ujemne rentowności, więc nabywcy faktycznie dopłacają do nich, aby je tylko mieć w portfelach. Na tym tle rośnie atrakcyjność złota. Cały poprzedni rok można określić jako "złoty", bo i bez koronawirusa kruszec podrożał (w ujęciu dolarowym) z grubsza aż o 20 proc. Najlepszy interes zrobili inwestorzy, którzy zainteresowali się złotem w czerwcu 2019 roku - uncja była "jedynie" po 1300 dol.

Po drugie, również banki centralne nakręcają ceny swoimi zakupami. W poprzednich latach rezerwy w złocie powiększał m.in. nasz NBP. Czasy, gdy banki centralne wyprzedawały swoje rezerwy przeszły już do historii. To właśnie wyprzedaż złota przez banki centralne w dużej mierze spowodowała, że na początku 2000 r. cena uncji przekraczała niewiele ponad 275 dol. Oznacza to, że w ujęciu dolarowym kurs przez dwie niespokojne dekady wzrósł aż pięciokrotnie!  Do rekordu - ponad 1900 dol. - jest jeszcze daleko, ale dystans się kurczy.

Czysta spekulacja

Dla ceny złota liczy się także to, że nie można skokowo zwiększyć jego produkcji, a przecież służy nie tylko jako lokata kapitału, ale także ma znaczenie przemysłowe. Branża jubilerska odbiera ok. 60 proc. produkcji, ma zastosowanie również w przemyśle motoryzacyjnym i nowoczesnej elektronice.

W końcu złoto służy także do czystej spekulacji jak każdy inny metal szlachetny lub poszukiwany surowiec, bowiem na światowych rynkach operują potężne fundusze hedge, które wcale nie chcą fizycznie posiadać złota, a wystarczy im, że zarabiają na obrocie instrumentami finansowymi, dla których złoto jest bazą.

Tomasz Prusek, publicysta ekonomiczny, prezes Fundacji Przyjazny Kraj

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: złoto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »