Rynek mocy i nowe normy CO2
Polscy producenci energii elektrycznej obawiają się unijnych norm, dotyczących emisji dwutlenku węgla. Nakładanie limitów emisji CO2 na elektrownie, które miałyby działać w ramach rynków mocy, grozi utratą niezależności energetycznej Polski i wyższymi kosztami dla odbiorców - ostrzegają zrzeszenie polskich firm energetycznych. Komisja Europejska chce, żeby nowe elektrownie, które będą czerpały z publicznych pieniędzy (Rząd PiS planuje specjalną dopłatę, która będzie dodawana do rachunków za energię elektryczną), były bardziej ekologiczne.
Analiza przygotowana na zlecenie Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej wskazuje, że wymóg emisji do 550 g CO2 na kilowatogodzinę zaszkodzi polskiej gospodarce, ale także odbiorcom energii.
Maciej Burny z Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że nowe normy oznaczałyby nieopłacalność i likwidację energetyki węglowej w Polsce. Najnowocześniejsze elektrownie zasilane węglem emitują około 700 g CO2 na kilowatogodzinę.
W miejsce odstawionych elektrowni węglowych musiałyby powstać elektrownie na gaz, co zdaniem autorów opracowania zwiększyłoby popyt na błękitne paliwo o 70 procent. Poprzez zwiększony import takie rozwiązanie, mogłoby ograniczyć niezależność energetyczną Polski.
Taka zmiana oznaczałaby także podniesienie rachunków za prąd. Jak wyjaśnia rozmówca Informacyjnej Agencji Radiowej, zwiększone nakłady inwestycyjne podniosłyby rachunki o około miliard złotych do 2040 roku.
Komisja Europejska chce zaostrzenia norm emisji dwutlenku węgla od 2019 roku, z okresem przejściowym dla niektórych instalacji wytwarzających energię do 2024 roku. Jej stanowisko popierają duże, zachodnioeuropejskie koncerny energetyczne.
Polska administracja stara się wywalczyć okres przejściowy dla rodzimych producentów energii. Raport przygotował ośrodek analityczny Compass Lexecon. Autorzy pracowania w poprzednich latach doradzali rządom Wielkiej Brytanii i Francji, które wprowadzały wówczas w swoich krajach tak zwany rynek mocy.
IAR
.........................
Energetycy straszą wyższymi kosztami dla odbiorców - ostrzega zrzeszenie polskich firm energetycznych.
To wnioski, jakie płyną z opublikowanej w tym tygodniu analizy firmy doradczej Compass Lexecon, przygotowanej dla Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (PKEE). Raport odnosi się do zaproponowanego w ubiegłym roku limitu emisji CO2 dla elektrowni mających działać w ramach rynku mocy.
Rynek ten ma zapewnić ciągłość dostaw energii elektrycznej, m.in. dzięki dopłatom czy gwarancjom ze strony państwa. KE chce, by wszelkie nowe elektrownie, które miałyby korzystać ze wsparcia, spełniały wyśrubowane normy środowiskowe. Proponowany limit emisji CO2 na jedną kilowatogodzinę (kWh) wynosi 550 g (tzw. EPS 550), co na obecnym poziomie rozwoju techniki wyklucza elektrownie węglowe.
Nad rozporządzeniem w sprawie wewnętrznego rynku energii elektrycznej pracują obecnie Parlament Europejski i państwa członkowskie. Polskie władze, a także opierająca się głównie na węglu energetyka przekonują, że wprowadzenie limitu emisji dwutlenku węgla dla elektrowni mających korzystać ze wsparcia to złe rozwiązanie.
Według analizy, na którą powołuje się PKEE, limit 550 wyeliminuje z polskiego rynku mocy wszystkie jednostki wytwórcze oparte na węglu, co doprowadzi do drastycznego zwiększenia zależności od importowanego gazu.
"Do 2040 r. EPS 550 doprowadzi do zwiększenia zużycia gazu ziemnego w Polsce o blisko 70 proc. w porównaniu do wprowadzenia rynku mocy bez EPS 550. Dodatkowo budowa nowych niezbędnych jednostek gazowych w miejsce odstawianych węglowych może napotkać na opóźnienia, wprowadzając dodatkowe ryzyko zapewnienia bezpieczeństwa dostaw" - ostrzega PKEE.
Analiza wskazuje też na wyższe koszty ponoszone przez odbiorców końcowych z związku z restrykcjami. W porównaniu ze scenariuszem wprowadzenia rynku mocy bez limitu 550, proponowany standard emisyjności doprowadzi do zwiększenia kosztów ponoszonych przez odbiorców końcowych o ok. 1 mld zł na przestrzeni lat 2017-2040 - wyliczyła firma Compass Lexecon.
Koszty te wynikają z konieczności budowy nowych mocy gazowych (budowy nowych elektrowni lub rozbudowy istniejących). PKEE nie podaje, jakie koszty będą związane z rozbudową lub modernizacją elektrowni węglowych, która jest również konieczna w celu zapewnienia dostaw.
Zgodnie z raportem, limit 550 ma też podnieść ceny pozwoleń emisji CO2 w naszym kraju o 5 euro za tonę. To dwa razy więcej niż obecnie. Pozwolenia na emisje są w założeniu KE narzędziem, które mają skłaniać firmy, aby inwestowały w technologie mogące poprawić standardy środowiskowe. Propozycje legislacyjne, jakie powstają na poziomie UE, mają służyć podniesieniu cen pozwoleń na emisję i tym samym ich redukcji.
- Analiza Compass Lexecon wyraźnie pokazuje zagrożenia, jakie spowoduje wprowadzenie standardu emisyjności w rynku mocy w Polsce. EPS 550 w skrócie oznacza utratę niezależności energetycznej oraz wyższe koszty energii dla obywateli. Wzrosną również koszty redukcji emisji CO2, a wpływ EPS 550 na spadek emisji w Polsce będzie marginalny. Pojawia się też poważne ryzyko związane z możliwością szybkiego zastąpienia odstawianych wcześniej bloków węglowych nowymi mocami gazowymi - oświadczył prezes PKEE Henryk Baranowski.
Zrzeszenie zwraca uwagę, że bez ekonomicznego impulsu do budowy nowych elektrowni Polska będzie się zmagała z problemem niedoboru mocy wytwórczych. Rząd pracuje nad wdrożeniem rynku mocy, który będzie odpowiadał na ten problem.
Komisja chce jednak, żeby nowe elektrownie, w związku z tym, że będą czerpały z publicznych pieniędzy (w Polsce planuje się specjalną dopłatę, która będzie dodawana do rachunków za energię elektryczną), były bardziej ekologiczne. Ograniczenie emisji 550 g CO2/kWh nie będzie dotyczyło elektrowni, które nie będą dostawały dopłat w ramach rynku mocy. Limitu dla elektrowni domagały się organizacje ekologiczne, wskazując m.in. na koszty zdrowotne związane ze spalaniem węgla oraz zanieczyszczeniem, które to powoduje.
Rynek mocy
Z analizy firmy doradczej Compass Lexecon zleconej przez Polski Komitet Energii Elektrycznej wynika, że bez wprowadzenia rynku mocy, od 2020 r. w Polsce nie będzie można zapewnić bezpiecznych i niezawodnych dostaw prądu. Pod koniec tygodnia w polskim parlamencie rozpoczną się prace nad rządowym projektem ustawy o tzw. rynku mocy. Proponowane rozwiązania wprowadzą w Polsce dwutowarowy rynek energii elektrycznej - towarami będą energia i moc. Teraz towarem jest tylko energia. Uzasadniając projekt rząd przekonuje, że funkcjonujący w Polsce jednotowarowy rynek energii "nie zapewnia odpowiednich sygnałów cenowych do utrzymania w systemie energetycznym wymaganych zdolności wytwórczych".
Czyli nie zapewnia przesłanek ekonomicznych do kontynuowania udziału w rynku lub podejmowania decyzji o wejściu na ten rynek z nowymi inwestycjami. Sytuacja taka występuje w szeregu krajów, w tym i w Polsce.
Do podobnych konkluzji dochodzą analitycy Compass Lexecon, którzy przekonują ponadto, że po wprowadzeniu mechanizmu rynku mocy, koszt energii dla polskich odbiorców będzie - w perspektywie 2040 r. - o ponad 30 mld zł niższy niż w scenariuszu gdyby go nie było.
"Dodatkowy koszt dla odbiorców końcowych związany z wprowadzeniem rynku mocy będzie z nadwyżką kompensowany niższym kosztem niedostarczenia energii oraz niższymi cenami hurtowymi. Analiza wskazuje, że ceny energii elektrycznej na rynku hurtowym przy wprowadzeniu rynku mocy będą w okresie do 2040 r. średnio o ponad 20 zł/MWh niższe niż bez rynku mocy.
Będzie to efektem mniejszej fluktuacji cen energii i powiązanych z tym niższych kosztów kapitału dla nowych inwestycji, zwłaszcza dla źródeł szczytowych" - czytamy w opublikowanej analizie przedstawionej przez Polski Komitet Energii Elektrycznej, organizacji skupiającej największe firmy branży.
Jak zauważył cytowany w komunikacie prezes PKEE, jednocześnie szef Polskiej Grupy Energetycznej Henryk Baranowski, wyniki tej analizy "jednoznacznie wskazują, że w długim terminie jednotowarowy rynek energii elektrycznej nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa dostaw energii w Polsce".
"Konieczne jest utworzenie rynku dwutowarowego, na którym przedmiotem obrotu będzie nie tylko energia elektryczna, ale też gotowość jej wprowadzenia do systemu, czyli moc. Żadne alternatywne rozwiązanie nie będzie systemowo rozwiązywało tego problemu w sposób korzystny dla odbiorców" - podkreślił Baranowski.
Według informacji dzisiejszej "Rzeczpospolitej" w Brukseli rozważana jest możliwość wprowadzenia dłuższego okresu przejściowego, co pozwoliłoby Polsce o zabieganie o jego wydłużenie nawet o 15 lat, zamiast proponowanych dziś pięciu lat.
Jednocześnie dziennik zwraca uwagę, że wątpliwości KE budzą proponowane w projekcie ustawy koszyki aukcyjne, która dają rządowi kontrolę nad podziałem pieniędzy w ramach wsparcia. Jak pisze "Rz", być może Komisja zgodzi się na to rozwiązanie, ale warunkiem będzie dopuszczenie do aukcji także więcej mocy niskoemisyjnych.