Rywin zniechęcił rząd do prac
Gabinet Marka Belki nie zajął się ustawą, która przyczyniła się do upadku jego poprzednika. Dlaczego branża nie bije na alarm?
Firmy medialne od dawna domagały się jednolitej ustawy regulującej zasady rynku w miejsce obecnej, która powstała w 1992 r. i była już dziewiętnaście razy nowelizowana.
- Minęło 14 lat od powstania rynku medialnego, więc potrzebne jest nowe prawo, które będzie rozwiązaniem systemowym, tworzonym równolegle z innymi, bardzo ważnymi ustawami - prawem autorskim i prawem prasowym - mówi Monika Bednarek, prezes Eurozetu.
Rozbieżne interesy
Jednak ustawa medialna, tzw. duża nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji, musi jeszcze trochę poczekać. Obecny rząd nie zamierza się nią zająć.
- To trudna ustawa, wokół której koncentrują się bardzo poważne interesy społeczne i interesy finansowe wielu podmiotów gospodarczych. Powinna być przygotowywana na początku, a nie na końcu kadencji - mówi Agnieszka Odorowicz, wiceminister kultury.
Zapewne na ostrożność obecnego rządu ma wpływ fakt, że prace nad prawem medialnym sprowokowały aferę Rywina i przyczyniły się do upadku rządu Leszka Millera. Dlatego teraz prace rozpoczynają się od ?Strategii państwa w dziedzinie mediów elektronicznych na lata 2005-2015", dokumentu przygotowywanego przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji (KRRiT), w konsultacji z zespołem rządowym, którego szefem jest Agnieszka Odorowicz. Opóźni to znacznie prace, a obecny rząd ma małe szanse na przyjęcie strategii, nie mówiąc o samej ustawie.
Przedwyborcza arytmetyka
Prawdziwym powodem opieszałości mogą być zbliżające się wybory, w których będzie się liczył każdy głos.
- Ta ustawa to gorący kartofel. Nikt nie chce się za nią zabrać, bo jest tam kilka drażliwych tematów - reklama w mediach publicznych, przepisy dotyczące koncentracji, relacje między KRRiT a Urzędem Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Te tematy są niewygodne przed wyborami - mówi Juliusz Braun, członek KRRiT.
Sprawy te powinny jednak zostać jak najszybciej uregulowane w ramach kompleksowego aktu prawnego.
- Zagadnienia dotyczące rynku mediów powinny być skoncentrowane w jednej, dwóch ustawach, bo wtedy mamy pewność, że ustawodawca widzi całość - mówi Andrzej Zarębski, ekspert medialny.
Koncerny medialne długo nalegały na szybkie przygotowanie takiej ustawy, ale od kilku miesięcy wokół tej kwestii panuje cisza.
- W tej ustawie prawie wszystko rozbija się o kasę, reszta to ozdobniki. Kontrowersje budzą obciążenia związane z prawami autorskimi, gdzie sprzeczne interesy mają nadawcy i środowiska twórcze. Kolejnym punktem zapalnym jest kwestia reklam w telewizji publicznej, które prywatni nadawcy chcą ograniczyć. Trzecia kwestia to zapisy koncentracyjne - umożliwienie firmom łączenia się w większe podmioty wpływa na ich rozwój, co też powiązane jest z pieniędzmi. Wszyscy obawiają się więc, że ustawa wprowadzi niewygodne dla nich przepisy i liczą, że w nowym rozdaniu politycznym będą mogli wprowadzić wygodniejsze dla siebie zapisy - mówi Juliusz Braun.
Z pierwszych zapowiedzi partii, które mają duże szanse na tworzenie przyszłego rządu, wynika, że będą one w dużo większym stopniu niż ich poprzednicy brały pod uwagę opinie firm medialnych.
Nie ma już pośpiechu
Środowisko nadawców przestało naciskać na szybką nowelizację ustawy w momencie, gdy KRRiT odnowiła im koncesje. Zmiana zasad odnawiania koncesji radiowo-telewizyjnych była jednym z ich głównych postulatów. Obecne prawo, nie zapewniające automatycznego przedłużenia koncesji, stanowi spory czynnik ryzyka dla ich działalności.
- Ponieważ koncesje już zostały odnowione na kolejne 10 lat, nikomu się już nie spieszy - twierdzi Juliusz Braun.
Magdalena Wierzchowska