Rzońca z RPP: Na szczęście politycy trzeźwieją po wyborach

Mam nadzieję, że Mateusz Morawiecki jako wicepremier i minister rozwoju nie dopuści do rozdawnictwa pieniędzy z budżetu - ocenia Andrzej Rzońca, członek Rady Polityki Pieniężnej w rozmowie z Pawłem Czuryło.

Paweł Czuryło, Interia.pl: W którym miejscu cyklu koniunkturalnego jesteśmy obecnie? GUS podał w piątek, że PKB w III kwartale w Polsce wzrósł o prawie 3,5 proc.

Andrzej Rzońca, członek RPP: - Jeśli spojrzeć na czynniki krajowe, to można wręcz oczekiwać dalszego przyspieszenia wzrostu polskiej gospodarki, ponieważ gospodarstwa domowe mają z czego finansować dalszy wzrost konsumpcji, a przedsiębiorcy mają z czego finansować inwestycje. Mamy dziś bardzo dobrą sytuację na rynku pracy: rośnie zatrudnienie, bezrobocie jest niższe niż średnio w UE i bliskie historycznemu minimum. Fundusz płac rośnie realnie w tempie 5 proc., a dynamika płac może jeszcze przyspieszać, bo rynek pracy coraz bardziej staje się rynkiem pracownika. Liczba wakatów w porównaniu do liczby bezrobotnych jest najwyższa w historii - wyższa nawet niż w czasie boomu z lat 2007/2008. Jednocześnie wykorzystanie zdolności wytwórczych w przedsiębiorstwach przekracza wieloletnią średnią, co wskazuje na potrzebę zwiększenia tych zdolności, a więc inwestycji. Przedsiębiorstwa mają na to pieniądze: są bardziej zyskowne i mają większą płynność niż przeciętnie w przeszłości. Gdyby zaś chciały inwestować na kredyt, to on z kolei jest rekordowo tani i szeroko dostępny. Banki akceptują niemal wszystkie wnioski kredytowe przedsiębiorstw.

Reklama

Opisał Pan czynniki krajowe, a jak wygląda - Pana zdaniem - otoczenie polskiej gospodarki i gdzie można znaleźć jakieś ryzyka?

- Na świecie jest wiele punktów zapalnych. Choćby w Chinach mamy mnóstwo nierównowag, z których nie będzie łatwo wyjść. Możliwe, że po drodze pojawią się jakieś turbulencje. Można zapytać dlaczego zwracam uwagę na Chiny, skoro odpowiadają one tylko za 1 proc. polskiego eksportu.

- Pamiętajmy jednak, że trafia tam 7 proc. niemieckiego eksportu, a jak wiadomo polska gospodarka jest z nim mocno związana.

- Sytuacja w Chinach wpływa też na ceny surowców, wpędzając w kłopoty ich eksporterów, np. Brazylię, czy Rosję. Nam generalnie niskie ceny surowców sprzyjają, bo dużo więcej ich importujemy niż eksportujemy, ale dla części polskiej gospodarki, np. górnictwa, ceny te są katastrofą. W górnictwie w okresie wcześniejszego boomu surowcowego postępowano tak, jak w tych gospodarkach wschodzących, które dzisiaj ocierają się o kryzys: zamiast przygotować rezerwy na gorsze czasy przejedzono wszystkie nadzwyczajne dochody.

W polskim eksporcie dominującą rolę odgrywa strefa euro i generalnie Unia Europejska. Stamtąd nie przyjdą już zagrożenia?

- Sytuacja w strefie euro się poprawia, niemniej nie jest niezależna od tego, co dzieje się na świecie. Koniunktura w największej gospodarce światowej, czyli w USA także się poprawia, ale tempo poprawy jest tam słabsze niż w poprzednich okresach ożywienia po II wojnie światowej. To wynik słabości strony podażowej amerykańskiej gospodarki, a nie niedostatku popytu. Wykorzystanie zdolności wytwórczych rośnie od początku tego ożywienia niemal najszybciej w historii. Stagnacja w produktywności sygnalizuje, że wzrost w USA nie powróci prędko do tempa sprzed kryzysu. Dodatkowo podwyżki stóp procentowych, które Fed może zacząć w grudniu, mogą być zapalnikiem kryzysów w części gospodarek wschodzących. W przeszłości niemal zawsze niosły one taki skutek.

- Tymczasem strefa euro ma nierozwiązane wewnętrzne problemy. Grecja, która wedle ubiegłorocznych prognoz miała w tym roku wyjść z kryzysu i stać się najszybciej rosnącą gospodarką w strefie euro, po dojściu do władzy skrajnych populistów ponownie się w nim pogrążyła. Szczęśliwie jest to mała gospodarka, której problemy nie zagrażają już stabilności finansowej innych krajów członkowskich. Nie można tego powiedzieć np. o Francji, która też należy do słabych ogniw strefy euro. Z jednej strony, ma ona najbardziej rozdęte państwo socjalne w strefie euro, a z drugiej, nie jest zdolna do jego zreformowania. Rezultat jest taki, że gospodarczo oddala się od Niemiec. Warto tutaj wspomnieć, że po uwzględnieniu różnicy w poziomie cen dochód na mieszkańca w niemal wszystkich regionach Francji jest niższy niż na Mazowszu. Oczywiście dochód na mieszkańca na Mazowszu jest podbijany przez Warszawę, która stała się najzamożniejszym dużym miastem w tej części Europy poza Monachium. Niemniej porównanie to pokazuje, jaką drogę przeszliśmy przez ostatnie 25 lat i gdzie jesteśmy.

Skoro polska gospodarka rozwija się stabilnie w tempie ponad 3 proc. przy obecnej wciąż deflacji, a za pewien czas wrócimy z dynamiką cen na drugą stronę, to jakie wyzwania stoją przed polityką pieniężną nad Wisłą?

- Moim zdaniem kolejna RPP powinna myśleć o normalizacji stóp procentowych, czyli o ich stopniowym podwyższaniu. Jeśli uda się uniknąć wstrząsów w otoczeniu, to bez dostosowania polityki pieniężnej nasza gospodarka zacznie być wytrącana z niemal idealnej równowagi, w której się dzisiaj znajduje, bo jej wzrost będzie za szybki w porównaniu do fundamentów. Pojawi się presja płacowa, która osłabi kosztową konkurencyjność krajowych przedsiębiorstw. Szybko będzie pogarszać się saldo obrotów bieżących. Znowu pojawi się boom na rynku mieszkaniowym, po którym zawsze przychodzi załamanie.

- Pamiętajmy też, że mamy wciąż problem z finansami publicznymi. Nawet gdyby nowy rząd utrzymał deficyt w finansach publicznych poniżej 3 proc. PKB, będziemy obserwowali stopniowy, ale systematyczny wzrost długu publicznego w relacji do PKB. Utrzymanie deficytu poniżej 3 proc. PKB będzie wymagało obniżenia dynamiki konsumpcji w sektorze publicznym poniżej wieloletniej średniej. Tymczasem, choć kampania wyborcza się skończyła, nadal słyszymy o nowych wydatkach publicznych, a nie o szukaniu oszczędności. Jeśli obietnice przedwyborcze będą realizowane, to deficyt budżetowy wzrośnie, a tempo narastania długu przyspieszy. Nie chcę nawet myśleć, co stanie się z finansami publicznymi przy ewentualnych wstrząsach na świecie.

Nowy wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki w swoich wcześniejszych wypowiedziach podkreślał jednak znaczenie kontroli wydatków...

- Po tym, co usłyszałem w kampanii wyborczej, ta kandydatura złagodziła trochę moje niepokoje jako obywatela. Do tej pory Polsce udawało się unikać festiwalu nieodpowiedzialności po wyborach i mam nadzieję, że tak stanie się i teraz. Zdarzało się już, że politycy opowiadali androny w kampanii, ale na szczęście potem zawsze szybko "trzeźwieli" i nie fundowali krajowi "kaca". Dlatego mam nadzieję, że nierównowaga w finansach publicznych będzie ograniczana. Dużą wartością w ostatnich kilku latach była kontrola wzrostu wydatków publicznych i to powinno być zachowane. Dzięki tej kontroli udało się przywrócić relację wydatków publicznych do PKB do poziomu z 2000 roku. Tylko przy obniżaniu się tej relacji jest szansa na trwałą redukcję ciężarów podatkowych.

Pan mówi o konieczności stopniowego podwyższania stóp procentowych, a politycy zwycięskiej partii o konieczności dalszego ich obniżania...

- Na szczęście nie do polityków należy określanie wysokości stóp. Mam nadzieję, że wyłącznym kryterium przy wyborze nowych członków RPP będzie ich wyróżniająca się wiedza z zakresu finansów - tak, jak wymaga tego Konstytucja. Warto przypominać politykom, że polskie społeczeństwo na tle innych ma bardzo wysoką awersję do inflacji. Na świecie widmo kryzysu zazwyczaj wywołuje spadek oczekiwań inflacyjnych, a u nas jak tylko pojawiają się informacje o zjawiskach kryzysowych, to oczekiwania inflacyjne rosną. Po prostu wciąż dobrze pamiętamy złe doświadczenia z wysoką inflacją. Niska inflacja, którą cieszymy się dopiero od 14 lat, powinna być pielęgnowana.

Co może robić najmłodszy w historii członek RPP, 38-letni ekonomista, po zakończeniu kadencji w radzie?

Zobaczymy. Do emerytury mam bardzo daleko - niezależnie od tego, czy w sprawie wieku emerytalnego zwycięży interes kraju, czy populizm. Na pewno sporą część mojej aktywności będą zajmowały badania, bo to sprawia mi frajdę. To będzie niejako przedłużenie działalności z ostatnich 6 lat, które dawały mi dodatkowo poczucie oddziaływania na rzeczywistość. Miałem też okazję poznać bankierów centralnych z innych krajów i ich sposób myślenia. Mogłem konfrontować swoją wiedzę z praktyką, a praktykę w kraju porównywać z praktyką innych banków centralnych. To była duża przygoda. Życzę przy tej okazji następcom, aby udało im się przekazać kolejnej Radzie gospodarkę równie zrównoważoną, jak teraz.

Rozmawiał Paweł Czuryło, Interia.pl

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »