Sawicki: Rosjanie zmuszą Putina do zniesienia embarga na jabłka
Rosyjscy konsumenci zmuszą Putina do zniesienia embarga na polskie jabłka - uważa minister rolnictwa Marek Sawicki. Zapowiada, że w czwartek do Komisji Europejskiej wysłana będzie informacja o stratach polskich producentów owoców i warzyw wz. z zapowiedzianym embargiem.
- Wartość eksportu artykułów rolno-żywnościowych do Rosji w ub. roku to prawie 1,3 mld euro. Z tego prawie 1 mld to owoce i warzywa, w tym około połowa to jabłka. Co drugie jabłko w Rosji to jabłko "biało-czerwone". To także uderzy w rosyjskich konsumentów. Wierzę, że wcześniej czy później ich nacisk na Władimira Putina sprawi, że embarga będą zniesione. Rynek rosyjski nie kupi tak szybko ani jabłek, ani kapusty, ani kalafiorów - powiedział Sawicki na konferencji prasowej w czwartek w Strzałkowie (Wielkopolskie).
Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej (Rossielchoznadzor) powiadomiła w środę o wprowadzeniu od 1 sierpnia "czasowego ograniczenia wwozu do Rosji z Polski" owoców i warzyw - m.in. świeżych jabłek, gruszek, wiśni, czereśni, nektaryn, śliwek i wszystkich odmian kapusty (w tym białej, pekińskiej, czerwonej, brukselki). Zakaz dotyczy też polskiej produkcji warzywno-owocowej, wwożonej do Rosji z państw trzecich. Rossielchoznadzor poinformował, że zakaz wprowadzono w związku z "systematycznym naruszaniem przez stronę polską międzynarodowych i rosyjskich wymogów fitosanitarnych przy dostawach polskiej produkcji roślinnej do Rosji".
Szef resortu rolnictwa Marek Sawicki poinformował, że w czwartek do Brukseli wysłany będzie wniosek informujący Komisję Europejską o stratach polskich producentów owoców i warzyw w związku z zapowiedzianym embargiem.
- W tym wniosku informujemy o tym, czego oczekujemy od KE. Nałożone sankcje ekonomiczne na Rosję w pierwszej kolejności uderzają w polskich producentów owoców i warzyw i w konsumentów w Rosji. My oczekujemy oczywiście rekompensat finansowych; jakie one będą, to będzie wymagało negocjacji - podał.
Sawicki podkreślił, że działania Rosji były spodziewane już od wielu miesięcy. - W tym czasie wykonaliśmy dużo pracy o charakterze promocyjnym na rynkach azjatyckich. Rozpoczyna się promocja jabłka w Chinach, chcemy z nim wejść do Wietnamu, Japonii. Będziemy poszukiwali dodatkowych rynków, gdzie będziemy mogli ulokować nasze owoce i warzywa - mówił.
Minister pochwalił pomysł akcji jedzenia jabłek "na złość Putinowi". - Chciałem podziękować dziennikarzom "Pulsu Biznesu" za to, że rozpoczęli akcję "Zjedz jabłko na złość Putinowi". Oczywiście wszystkich tych jabłek, które były eksportowane do Rosji nie zjemy, ale jeśli uda nam się zjeść przynajmniej kilkanaście procent, to będzie to duża ulga dla producentów owoców i warzyw - powiedział.
Jako najbardziej narodowe danie z jabłkami minister - półżartem - wymienił kaczkę po pekińsku. - Drugim jest oczywiście szarlotka - zarówno jako ciasto, jak i ta w płynie. Chyba nie ma takiego Polaka, który by obu tych szarlotek nie próbował - dodał Marek Sawicki.
- - - - - -
Nadużywanie przez Rosję wymogów fitosanitarnych ze względów politycznych jest nie do zaakceptowania - powiedział w czwartek w Oslo minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, odnosząc się do rosyjskiego embarga na owoce i warzywa z Polski.
Sikorski przebywa z dwudniową wizytą w Norwegii. W czwartek rozmawiał ze swoim norweskim odpowiednikiem Borge Brendenem.
- Polskie jabłka, tak jak i norweski łosoś, są najwyższej jakości (...) Nie wierzę, że nagle rosyjscy konsumenci, którzy do tej pory doceniali jabłka z Polski i łososia z Norwegii, nagle uznali je za niespełniające standardów - powiedział Sikorski na wspólnej konferencji prasowej z szefem norweskiej dyplomacji.
Jak ocenił, nadużywanie przez Rosję wymogów fitosanitarnych ze względów politycznych jest "nie do zaakceptowania".
Sikorski wyraził zadowolenie, że Polska i Norwegia podzielają opinie m.in. w sprawie polityki europejskiej, w tym w europejskiej polityce sąsiedztwa. - Podobnie jak Norwegia, chcemy utrzymywać pragmatyczne stosunki z Rosją - podkreślił szef polskiego MSZ.
Ale - jak mówił - nie można było nie zareagować w sytuacji aneksji Krymu przez Rosję i dostarczania separatystom nowoczesnego uzbrojenia. - Takie działania doprowadziły do tragedii samolotu pasażerskiego malezyjskich linii lotniczych - zauważył Sikorski.
Odnosząc się do pakietu sankcji gospodarczych, jakie UE zdecydowała się nałożyć na Rosję, Sikorski mówił, że ich celem nie jest izolacja Rosji, ale "mają przekonać prezydenta Władimir Putina by zastanowił się nad zmianą swojej polityki".
- Polska, ale sądzę, że i Norwegia, będą wśród pierwszych państw, które przyjmą do wiadomości i wykorzystają sytuację, w której Rosja zdecyduje się powrócić na drogę współpracy i przestrzegania prawa międzynarodowego - zapewnił Sikorski.
Sankcje obejmą embargo na broń, ograniczenie dużym rosyjskim bankom, będącym co najmniej w połowie własnością państwa, dostępu do rynków kapitałowych w UE, zakaz sprzedaży zaawansowanych technologii, potrzebnych w wydobyciu ropy naftowej z trudno dostępnych złóż i ropy z łupków, a także zakaz eksportu przedmiotów podwójnego zastosowania (cywilnego i wojskowego) dla rosyjskiego sektora obronnego.
Również szef MSZ Norwegii Borge Brende podkreślił, że to co dzieje się na wschodzie Ukrainy i fakt, że Rosja nadal wysyła broń do prorosyjskich separatystów "jest nie do zaakceptowania". W jego ocenie sankcje, jaki wprowadziły UE i USA, to mocny sygnał, a Norwegia powinna także iść w tym kierunku.
Jak powiedział norweski minister, jego kraj musi teraz formalnie zaakceptować sankcje przygotowane przez UE i stanie się to we współpracy z norweskim parlamentem. - Nie czas na spekulacje, jaka będzie odpowiedź Rosji - dodał.
Brende zauważył, że zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad wschodnią Ukrainą spowodowało zmianę w Europie i "nie możemy udawać, że nic się nie stało".
Jeśli Rosja będzie współpracować przy rozbrajaniu prorosyjskich separatystów, przestanie wysyłać broń i przyłączy się do zawieszenia broni, może to prowadzić do normalizacji stosunków; decyzja zależy od Kremla - przekonywał minister spraw zagranicznych Norwegii.
- - - - -
Sadownicy są oburzeni rosyjskim zakazem eksportu od sierpnia polskich warzyw i owoców na tamtejszy rynek, ale mają nadzieję, że szybko tam wrócą - poinformował prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. Sadownicy liczą na pomoc KE w pokryciu strat.
- Wyrażamy wielkie ubolewanie z zapowiedzi, które przedstawia strona rosyjska, dlatego, że w ciągu minionych kilkudziesięciu lat nawiązywały się bardzo dobre relacje handlowe między Polską a krajami b. Związku Radzieckiego. Szczególnie w ostatnim okresie - powiedział na konferencji prasowej w czwartek Maliszewski.
Przypomniał, że w ubiegłym roku Polska wyeksportowała 1 mln 200 tys. ton jabłek, w tym 900 tys. ton do Rosji. - W tym roku od początku stycznia do teraz wyeksportowano 500 tys. ton owoców i warzyw na rynek rosyjski. Myślę, że jabłka stanowią 80-90 proc. całości - powiedział. Dodał, że polska strona liczyła, iż 600-700 tys. może 800 tys. ton owoców z tegorocznych zbiorów z drugiej części roku trafi na rosyjski rynek.
Jak wynika z danych resortu rolnictwa, w pierwszych pięciu miesiącach eksport jabłek do Rosji wyniósł 345 tys. ton, wartych 122 mln euro.
Rosjanie wprowadzają zakaz - jak poinformowali w komunikacie w środę - w związku z "systematycznym naruszaniem przez stronę polską międzynarodowych i rosyjskich wymogów fitosanitarnych przy dostawach polskiej produkcji roślinnej do Rosji".
- Absolutnie nie zgadzamy się z zarzutami, które formułuje strona rosyjska - mówił w czwartek Maliszewski. Jak podkreślał, zastrzeżenia strony rosyjskiej dotyczyły zaledwie kilku przypadków eksportu towarów, które stanowią promil wymiany handlowej. Zaznaczył, że polscy "sadownicy produkują owoce dobrej jakości, akceptowane zarówno przez nasz rynek wewnętrzny, jak i przez wiele rynków na świecie".
Związek Sadowników RP kwestionuje wyniki, jakie przedstawia Federacja Rosyjska. - Nie możemy zweryfikować kontroli rosyjskich, ponieważ nie podali wyników badań, ani wskazań konkretnych na danych partiach - powiedział prezes.
W ocenie Maliszewskiego embargo na polskie owoce i warzywa ma charakter polityczny.
Zapewnił, że związek sadowników razem z ministrem rolnictwa będzie zabiegał o wsparcie finansowe dla polskich producentów od Komisji Europejskiej.
Jak powiedział, owoce, które nie trafią do Rosji można będzie przekazywać placówkom zbiorowego żywienia, np. szpitalom i stołówkom w szkołach. W ten sposób KE mogłaby zrekompensować część strat.
Poinformował, że polski rząd nie ma możliwości odkupienia od rolników jabłek i ich np. magazynowania. Przypomniał także o aktywności polskich władz, kiedy wykryto bakterię E.coli w naszej żywności. "Bardzo dobrze sprawdziliśmy się na poziomie europejskim (...) i wtedy bardzo duże środki wpłynęły do polskich producentów z tytułu poniesionych strat" - zaznaczył.
Zdaniem prezesa, na embargu straci również rosyjski konsument. - Rosja importuje 1,1-1,2 mln ton jabłek, z czego 800-900 tys. ton pochodzi z Polski. Rosja nie posiada na dziś alternatywy na import jabłek. Poza Polską nie ma na świecie innego dostawcy, który byłby wstanie przedstawić taką ofertę - powiedział.
Pytany o koszty, jakie poniosą sadownicy z powodu embarga, powiedział, że w ciągu ostatnich lat cena za 1 kg jabłek kształtowała się na poziomie 60 gr w trudnych latach, do nawet 2 zł w dobrych. Trudno dokładnie oszacować, jaka to kwota. Ale jak powiedział, można przyjąć średnią ceną 1,2 zł za kg.
W ocenie Maliszewskiego rynek rosyjski nie jest jeszcze stracony dla polskich eksporterów. - Będziemy próbowali na tym rynku dalej prowadzić aktywność, oddziaływać na administrację rosyjską, na biznes rosyjski, na rosyjskich konsumentów. Mam nadzieje, że ten rynek, jeżeli nawet będzie utracony, to na krótko - powiedział.
Przekazał, że w związku zapowiedziami Rosjan, sadownicy zaczęli szukać innych rynków zbytu na polskie jabłka. Potencjalne rynki, które zostały już przeanalizowane, to np. Niemcy, kraje Europy południowej, ale także bogate kraje Afryki północnej, Zatoki Perskiej, Chiny, Wietnam, Indie, a także Emiraty Arabskie, USA czy Kanada.
Jak powiedział, w Polsce rocznie zjadamy ok. 700-800 tys. ton jabłek, co daje ok. 14-16 kg na osobę. - Były takie lata, gdy Polacy zjadali 21 kg jabłek rocznie. Gdyby nam się udało teraz zwiększyć to spożycie o 5 kg, to daje nam to kolejne kilkaset tysięcy ton, które moglibyśmy zagospodarować na rynku polskim - stwierdził.
Prezes związku sadowników pochwalił reakcję społeczną na zaistniałą sytuację. Chodzi m.in. o popularną w internecie akcję, zapoczątkowaną przez dziennik Puls Biznesu "#zjedzjabłko".
Polska jest największym eksporterem jabłek w Europie. Tylko jabłek deserowych nasi sadownicy sprzedają na rynki zewnętrzne blisko 1 mln ton rocznie.