Seks na kartki - nie samym chlebem...

Liberalne czeskie społeczeństwo w zaskakujący sposób reaguje na nową formę płatności, jaką od niedawna akceptują praskie prostytutki. Ekwiwalentem za ich "pracę" bywają bony towarowe.

Nie tylko chlebem człowiek żyje

Jak podaje "Gazeta Wyborcza", sytuacja przypomina polską rzeczywistość sprzed kilkunastu lat. Szefowie niektórych państwowych zakładów płacą pracownikom bonami, które upoważniają do wykupienia obiadu albo zrobienia sporych zakupów w spożywczym. Okazuje się, że wystarczy też na trochę przyjemności w towarzystwie przedsiębiorczych mieszkanek Pragi.

Taki mechanizm to efekt inicjatywy dwóch pań, które w lokalnej prasie ogłosiły, że są gotowe świadczyć swoje usługi w zamian za "stravinki", czyli bony spożywcze. Jako, że popyt okazał się spory, rynek podchwycił pomysł i bony stały się walutą, już nie tylko w branży seksbiznesu. Kupon to równowartość od kilkudziesięciu do około 210 złotych.

Reklama

Okazuje się, że płacenie "stravinkami" jest atrakcyjne z kilku względów. Nie sposób je było, dotychczas, wydać na coś innego niż jedzenie, a ponadto łatwiej zataić fakt korzystania z usług prostytutki, jeśli taka wizyta nie pozostawia śladu na wyciągu bankowym. W końcu trudno żonie sprawdzić, czy mąż rzeczywiście zjadł danego dnia obiad.

Tylko za korony jest OK

Rząd Czech planuje uczynić z tej "pracy" pracę, czyli zalegalizować - za przyzwoleniem społeczeństwa - seksbiznes. Ma to, według szacunków, przynieść dochody z opodatkowania 25 tysięcy czeskich prostytutek w wysokości miliarda koron rocznie. Tym bardziej nieoczekiwana jest reakcja opinii publicznej, która w sondażu internetowym określiła to jako "złą i deprawującą praktykę". Respondenci oceniają zatem nie sam sposób zarabiania na życie, ale charakter środka płatniczego. Jest to ciekawy przyczynek do trwającej ciągle debaty o prawnej przyszłości tej branży.

W ten przewrotny sposób dokonał się powrót do systemu wymiany barterowej, gdzie towarem płaci się za towar. Kartki żywnościowe trafiają oczywiście do wtórnego obiegu. Tak oto w środku kapitalistycznego kraju mamy do czynienia z kuriozalną namiastką reglamentacji. Z tą różnicą, że "wtedy" nikt nie wpadł na to, żeby rozprowadzać kartki na seks.

INTERIA.PL/GW
Dowiedz się więcej na temat: bony | seks | kartki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »