Silesia, czyli wspólny bilet?
Po raz pierwszy porozmawiali o tym poważnie w zimie 2005 roku. Jedyną formą "metropolizacji aglomeracji górnośląskiej", jak mówili, było stworzenie dobrowolnego związku międzygminnego - o niczym innym przy obowiązującym stanie prawnym nie było co marzyć.
Można było jedynie lobbować na rzecz ustawy o metropoliach...i zadbać o szum medialny.
Konsultacje i prace nad statutem zajęły kilkanaście miesięcy; ostatecznie samorządowcy śląskich miast podpisali umowę o dobrowolnej współpracy pod koniec stycznia 2007 roku - i tak w światło dzienne ujrzał projekt zwany Górnośląskim Związkiem Metropolitalnym. W jego skład weszło ostatecznie 14 z 17 zainteresowanych miast: Katowice, Gliwice, Zabrze, Bytom, Piekary Śląskie, Siemianowice, Świętochłowice, Ruda Śląska, Chorzów, Tychy, Mysłowice, Jaworzno, Sosnowiec i Dąbrowa Górnicza; nie znalazło się w niej miejsce, ze względu na to, że nie mają statusu gmin, dla Będzina, Czeladzi i Knurowa.
Musiały minąć kolejne 4 miesiące, zanim związek został wpisany do rejestru międzygminnych związków w resorcie spraw wewnętrznych i administracji mógł formalnie rozpocząć działalność. Ale wcześniej przez media, również elektroniczne, przetoczyła się burza pt. Supermiasto.
Silesia kontra Nowe Katowice
Jak skrupulatnie wyliczono, nowa metropolia byłaby największym polskim miastem. Ze swoimi ponad dwoma milionami mieszkańców zdystansowałaby 1,7 milionową Warszawę, powierzchniowo przebijając ją ponad dwa razy.
Dyskutowano również o nazwie, bezpłciowa i za normalna "Aglomeracja Śląska" oraz zbyt "katowickie" Nowe Katowice zdecydowanie przegrały w tej konkurencji z Silesią, oczywistą i rozpoznawalną nawet za granicami łacińską nazwą Śląska.
Zastanawiano się, jak w ramach jednej struktury funkcjonować miałyby tak tradycyjnie zantagonizowane miasta jak Katowice czy Sosnowiec. Pozostałe miasta województwa rozważały publicznie, czy projekt Silesii nie zmarginalizuje ich pozycji w regionie; pojawiły się głosy za ponownym utworzeniem województw częstochowskiego i bielskiego, a samorządowcy z Rybnika przymierzali się do powołania aglomeracji rybnickiej. Na jednym z portali wybierano nawet logo dla nowego supertworu.
Ostatecznie jednak zbyt wiele się wydarzyło, by pomysł o metropoliach prawnie mógł stać się ciałem. Wpisania do rejestru Górnośląskiego Związku Metropolitalnego właściwie nie zauważono, a Silesia to dla wielu dalej głównie centrum handlowe w Katowicach. Albo kopalnia w Czechowicach-Dziedzicach.
Wiele hałasu o nic?
Jak tłumaczyli autorzy projektu, używając zamiennie pojęć aglomeracja i metropolia (choć nie są tożsame, jak podkreślali), Silesia nie byłaby supermiastem, a związkiem miast, z których każde zachowałoby w pełni swoją autonomię. Byłaby tworem pośrednim między województwem a miastem, umożliwiającym wspólne przedsięwzięcia w zakresie transportu publicznego, administrowania niektórymi drogami (np. Drogową Trasą Średnicową) planowania i zagospodarowania przestrzennego itp. Metropolia miałaby jednak przede wszystkim zupełnie inną siłę przetargową jako rejon dla inwestycji czy przy występowaniu o unijne dotacje.
Górnośląski Związek Metropolitalny zaczął skromniej - od projektu wspólnej karty usług publicznych zastępującej bilety komunikacji miejskiej, wejściówki na basen i opłatę parkingową - nawiasem mówiąc to pomysł skopiowany z rozwiązania zastosowanego w pozametropolitalnym "małym" Rybniku.
Przedstawiciele wojewody śląskiego mówią dziś, że Górnośląski Związek Metropolitalny to fragment programu pilotażowego, realizowanego w ramach prac nad ustawą metropolitalną, który ma opowiedzieć, jak ma przebiegać reforma samorządu odnośnie aglomeracji.
A nieślązacy i tak wiedzą, że jak już wjadą na Śląsk, to końca miasta nie widać. Konkretnie którego, to nie wiedzą. Silesii?
G.P.