Skąd te 5 zł na stacji benzynowej?

Za litr najpopularniejszej benzyny czy oleju napędowego płacimy na stacjach już ponad 5 zł. Oznacza to, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy ceny wzrosły odpowiednio o 7-10 proc. i 8-11 proc. Nie powinno to jednak być szczególnym zaskoczeniem dla kierowców, bo o spodziewanym wzroście cen w tym roku analitycy mówili już pod koniec ubiegłego. W grudniu eksperci serwisu e-petrol.pl przewidywali, że pierwsza połowa 2018 roku upłynie pod znakiem rosnących cen przy dystrybutorach, a "oddech" może przynieść dopiero drugie półrocze.

Warto w tym miejscu wyjaśnić, na jakiej podstawie analitycy konstruują swoje prognozy, czyli od czego w największym stopniu zależą ceny na stacjach. Na czoło wysuwa się tu kilka czynników, z których dwa najważniejsze wynikają wprost z globalnych tendencji. Co oczywiste, chodzi przede wszystkim o cenę surowca. I dla obecnych wzrostów właśnie ona ma główne znaczenie.

Wpływ geopolityki

- Wzrost cen paliw na stacjach to efekt wzrostu cen ropy na rynkach światowych - wyjaśnia Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen. Dodaje, że w ciągu zaledwie miesiąca baryłka podrożała o 7-8 dolarów. Za baryłkę ropy gatunku Brent na giełdzie w Londynie trzeba teraz zapłacić już 80 dolarów. Oznacza to, że surowiec jest najdroższy od 2014 roku. Eksperci wskazują na przyczyny tego wzrostu.

Reklama

- Nowego impulsu wzrostowego w przypadku cen surowca dostarczyły wczorajsze dane nt. jego zapasów w USA. Dane te wskazały niespodziewanie na spadek - napisali w piątek w swoim komentarzu analitycy z Raiffeisen Polbanku.

Zapasy w USA spadają już drugi tydzień z rzędu, tymczasem popyt na ropę naftową rośnie, bo niepewna sytuacja na Bliskim Wschodzie stanowi poważny czynnik ryzyka dla odbiorców tego surowca. Ponadto inwestorzy najwyraźniej przygotowują się już do ponownego wprowadzenia amerykańskich sankcji na Iran. Ich reakcja byłby pewnie jeszcze bardziej nerwowa, gdyby nie analizy Goldman Sachs, z których wynika, że wydobycie z amerykańskich złóż łupkowych będzie w stanie zapełnić lukę powstałą po wprowadzeniu ograniczeń w handlu USA z Iranem. Adam Czyżewski wskazuje również na załamanie się przemysłu naftowego w Wenezueli, która jest jednym z ważniejszych eksporterów ropy na świecie.

W centrum uwagi amerykańska waluta

W tego typu momentach globalnych niepokojów w górę idzie zazwyczaj kurs dolara. I to jest drugi czynnik, na który trzeba zwrócić uwagę, gdy mówi się o wzrostach cen na stacjach benzynowych. Ropą handluje się płacąc właśnie w amerykańskiej walucie, nasze rafinerie sprzedają zaś gotowe produkty za złote. W tej sytuacji każde wahnięcie kursów tych walut wcześniej, czy później przekłada się na ceny przy dystrybutorze. W ciągu ostatniego miesiąca dolar zdrożał z 3,35 zł do blisko 3,65 zł. Im droższy jest dolar, tym droższe jest paliwo, choć wzrost cen benzyny i oleju napędowego nie jest wprost proporcjonalny do umocnienia się amerykańskiej waluty.

Kolejne elementy składające się na ceny detaliczne paliwa to marże producenta oraz sprzedawcy, a także podatki i inne opłaty. Marża rafineryjna wynosi zazwyczaj ok. 0,5 zł na litrze, natomiast detaliczna jest bardziej zróżnicowana (waha się zwykle od 1,5 proc. do ok. 6 proc.). Jednak sprzedawcy, aby złagodzić skutki wzrostu cen, paliwo w hurcie idzie w górę, obniżają z reguły swój zarobek. Gdyby nie to, ceny przy dystrybutorze byłyby jeszcze wyższe i mógłby spaść wolumen sprzedaży.

Pozostają podatki, czyli opłata paliwowa, akcyza na paliwo oraz VAT. Ich udział to odpowiednio: ok. 2 proc. ceny, 18 proc. oraz 19 proc. Oczywiście kierowcy narzekają na wysoki, jak się mówi, udział podatków w ostatecznej cenie litra benzyny czy oleju napędowego. Jednak jeśli spojrzeć na to, jak duża jest łączna danina, jaką w cenie paliwa płacą Polacy, to okaże się, że jest to jeden z najniższych poziomów w Europie.

Jak szacuje Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw jest to u nas ok. 2,62 zł na litrze, a mniej - równowartość 2,32 zł - płacą w Unii Europejskiej jedynie Bułgarzy. Wyższe podatki w paliwie obowiązują nawet w Rumunii, na Węgrzech, czy w państwach bałtyckich. Czesi muszą uiścić w litrze paliwa równowartość 3,09 zł, Chorwaci - 3,4 zł, a Słowacy - 3,45 zł. Znacznie większe podatki pobiera się w państwach Europy Zachodniej, a rekord należy Holandii, gdzie przy zakupie 1 litra paliwa oddaje się fiskusowi równowartość 4,58 zł, czyli prawie dwa razy tyle co w Polsce.

Oczywiście przeciętne wynagrodzenie w Europie Zachodniej pozwala zrobić na stacji paliwowej większe zakupy, niż za średnią płacę w Polsce. Jednak i u nas zatankować możemy znacznie więcej, niż jeszcze kilka lat temu. Andrzej Szczęśniak wyliczył, że na początku tego roku za średnią miesięczną pensję Polak mógł nabyć prawie 980 litrów paliwa. To aż o jedną trzecią więcej niż cztery lata temu, kiedy było to 732 litrów. Ilość paliwa, jakie Polacy są w stanie kupić za przeciętne wynagrodzenie wzrosła w ostatnich latach w znacznie większym stopniu niż we wcześniejszym okresie.

wg

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ceny benzyny | benzyna paliwo podwyzki | benzyna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »