Skupili kolekcjonerskie akcje i mają problem

Na początku marca Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zdecyduje, co dalej z zamkniętym już śledztwem w sprawie spółki Giesche - zapowiedziała rzeczniczka prokuratury. W związku z usiłowaniem wyłudzenia 341 mln zł zarzuty usłyszało sześć osób.

Na początku marca Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zdecyduje, co dalej z zamkniętym już śledztwem w sprawie spółki Giesche - zapowiedziała rzeczniczka prokuratury. W związku z usiłowaniem wyłudzenia 341 mln zł zarzuty usłyszało sześć osób.

Tarnobrzeska prokuratura zamknęła śledztwo 5 stycznia. Zgodnie z procedurą miała 14 dni na przygotowanie decyzji merytorycznej: czy sporządzić akt oskarżenia, podjąć śledztwo na nowo lub je umorzyć. Jak powiedziała w czwartek PAP zastępca prokuratora okręgowego w Tarnobrzegu Anna Romaniuk, zawiłość sprawy pod względem prawnym oraz ilość materiałów dowodowych spowodowały jego wydłużenie.

Zaznaczyła, że 14-dniowy termin nie jest obligatoryjny, tylko instrukcyjny, a na wydłużenie wpływ miała także choroba prokuratora prowadzącego.

W śledztwie sześciu osobom postawiono zarzuty usiłowania wyłudzenia 341 mln zł na szkodę Skarbu Państwa, reprezentowanego m.in. przez prezydenta Katowic. Podejrzani to: Marek N., Marek K., Paweł R., Jacek S., Leszek P. i Tomasz G.

Reklama

Według prokuratury, ponad pięć lat temu weszli oni w posiadanie przedwojennych, historyczno-kolekcjonerskich akcji tej spółki i uznali się za sukcesorów jej praw majątkowych. Na tej podstawie rozpoczęli starania o zwrot majątku lub odszkodowania. Występowali do prezydenta Katowic, spółdzielni mieszkaniowej, a w końcu składali także pozwy do sądu. Romaniuk zaznaczyła, że ich żądania zamykały się w kwocie co najmniej 341 mln zł.

Zdaniem śledczych, podejrzani działali w ten sposób w okresie od kwietnia 2005 do listopada 2009 r. na terenie Katowic, Gdyni i Warszawy. W tych miastach zbierali m.in. potrzebne do swojej działalności materiały.

Mężczyźni zostali zatrzymani na początku 2010 roku na terenie Trójmiasta i Warszawy przez funkcjonariuszy katowickiej Delegatury ABW. Żaden z podejrzanych nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Grozi im do 10 lat pozbawienia wolności.

Wydział Gospodarczy Sądu Rejonowego Katowice - Wschód bada na wniosek miejscowej Prokuratury Okręgowej, czy osoby, które ponownie zarejestrowały w Krajowym Rejestrze Sądowym przedwojenną spółkę Giesche, były upoważnione do zwołania walnego zgromadzenia akcjonariuszy.

Pełnomocnik spółki zakwestionował terminowość złożenia skargi w tej sprawie przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach.

"Jeśli sąd uzna, że termin upłynął, nie rozpatrzy jej. Jeśli natomiast została złożona w terminie, będzie można przejść do kwintesencji sprawy - oceny, jaki charakter miały akcje, którymi posługują się przedstawiciele spółki. Konieczne być może okaże się także przesłuchanie świadka, który im je sprzedał. Po przeprowadzeniu tego postępowania okaże się, czy możliwe jest podważenie wpisu przerejestrowania do Krajowego Rejestru Sądowego" - powiedział PAP prezes Sądu Rejonowego Katowice - Wschód Jacek Sobczyński.

Zaznaczył, że sprawa jest "skomplikowana i wielowątkowa", zaś pełnomocnik spółki jest niezwykle aktywny i kwestionuje niemal wszystkie wnioski prokuratury.

Zdaniem Sobczyńskiego, obecne kłopoty ze spółką Giesche to efekt zaniedbań z okresu PRL. "To kolejny przypadek zaniechania państwa polskiego w minionej epoce, które było tak ufne w to, że może wszystko, że zaniedbało dokonania wpisów w księgach wieczystych" - powiedział.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »