Solidarność padła ofiarą oszustwa

Janusz Śniadek, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, twierdzi, że związek wcale nie jest przeciwny zmianom w prawie pracy. Muszą one jednak iść w parze ze zmniejszeniem fiskalizmu i odbiurokratyzowaniem gospodarki. Rząd, wbrew obietnicom, nie prowadzi takich działań.

Janusz Śniadek, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, twierdzi, że związek wcale nie jest przeciwny zmianom w prawie pracy. Muszą one jednak iść w parze ze zmniejszeniem fiskalizmu i odbiurokratyzowaniem gospodarki. Rząd, wbrew obietnicom, nie prowadzi takich działań.

"PB": Kiedy wybuchną kolejne petardy pod Kancelarią Premiera?

Janusz Śniadek, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ Solidarność: Nie chcę określać daty, ale prawdopodobnie do tego dojdzie. Nie jest jednak celem związku kreowanie takich sytuacji. Petardy pod Kancelarią Premiera to raczej owoc niespełnionych oczekiwań, a przede wszystkim lęków i obaw o miejsca pracy.

"PB": Jakie są wobec tego postulaty Solidarności wobec rządu?

JŚ: Poszczególne manifestacje odbywają się pod hasłami branżowymi. Większość z nich jest niczym innym, jak żądaniem spełnienia obietnic złożonych w kampanii przed wyborami parlamentarnymi czy już w trakcie sprawowania rządów. Muszę przy tym odnieść się do dyskusji przy wprowadzaniu zmian do kodeksu pracy. Przylepiano nam gębę, że związki były im przeciwne. To nieprawda. Mówiliśmy: kodeks na końcu. Będziemy o tym rozmawiali, zaakceptujemy zmiany, ale zróbmy to na końcu. Cały czas podejrzewaliśmy, że możemy paść ofiarą oszustwa. I tak się stało.

Reklama

"PB": Na czym polega to oszustwo?

JŚ: Wprowadzono zmiany w kodeksie pracy, a zapowiadane dalsze ruchy, czyli zmniejszenie fiskalizmu czy odbiurokratyzowanie gospodarki, pozostały w sferze obietnic. Działania wokół kodeksu były ruchami politycznymi, które pozwalają rządowi uchylić się od innych posunięć. Dialog społeczny staje pod coraz większym znakiem zapytania, skoro jeden z rozmówców jest nierzetelny.

"PB": Czy Solidarność uważa, iż podwyżka podatku dochodowego od osób prawnych w 2003 r. z 24 do 27 proc. była zła?

JŚ: Odeszliśmy od formuły, w której wskazujemy konkretne rzeczy. Chcemy poruszać się na większym szczeblu ogólności. To pracodawcy sformułowali pakiet działań, które będą sprzyjać ożywieniu gospodarczemu, i na pewno mają w związkach sojusznika. W niektórych sprawach marnujemy jednak dużą szansę. W Polsce istnieją obszary patologii i nieuczciwej konkurencji. Zalicza się do nich szara strefa zatrudnienia, w szczególności pracy pozakodeksowej. Dane opublikowane wiosną są jednoznaczne. Spośród 1,5 mln ludzi funkcjonujących na zasadzie samozatrudnienia 95 proc. płaci składki ZUS na poziomie minimalnego ryczałtu. Partycypują oni w kosztach systemu w relatywnie mniejszym stopniu niż inni płatnicy. Jest jeszcze element nieuczciwej konkurencji. Firmy, które stosują formułę samozatrudnienia, mają niższe koszty. Inne przedsiębiorstwa z nimi przegrywają i bankrutują. Oznacza to złamanie konstytucyjnej zasady równości praw podmiotów gospodarczych. Nie rozumiem postawy organizacji pracodawców, którzy to tolerują. Razem powinniśmy walczyć o równe prawa dla podmiotów gospodarczych.

"PB": Jak w takim razie ocenia pan ustawę o restrukturyzacji zobowiązań firm czy inicjatywy regulacji dla przedsiębiorstw o szczególnym znaczeniu dla rynku pracy?

JŚ: Generalnie przychylnie odnosimy się do tych pomysłów. Są one zbieżne z naszymi postulatami. Chcę zwrócić uwagę, że te koncepcje są pewną analogią do tego, co pracodawcy proponowali w odniesieniu do kodeksu pracy. Wprowadzenie możliwości zawieszania pewnych świadczeń w firmie znajdującej się w trudnej sytuacji pozwala uchylić się od części zobowiązań. Firma zmniejsza koszty, tyle że nie w obszarze kosztów pracy, ale podatków.

"PB": A co z dialogiem pracodawców i pracowników? Mówi się, że Komisja Trójstronna tak naprawdę mówi kilkoma osobnymi głosami, również jeśli wziąć pod uwagę samych pracowników i pracodawców.

JŚ: Komisja Trójstronna jest w jakimś sensie dzieckiem Solidarności. W poprzednim parlamencie rzutem na taśmę udało się przeforsować ustawę, która ją umocowała. Niestety, rozpoczęcie prac nastąpiło pod rządami nowej ekipy i pana ministra Hausnera. Funkcjonowanie komisji jest trudne, bo obowiązuje zasada konsensusu, swoistego liberum veto. Uczymy się dialogu,w pewnych trudnych sprawach udało nam się znaleźć kompromis. Dopóki istotnie nie poprawi się sytuacja w Polsce, nie ma mowy o jakimkolwiek zadowoleniu z pracy komisji.

"PB": Zejdźmy niżej. Jak Pan ocenia relacje między pracodawcami a pracownikami w zakładach pracy? Są bardzo drastyczne przykłady ze szczecińskiej Odry czy Ożarowa. Czy winni pobicia menedżerów powinni zostać ukarani?

JŚ: Jestem zdecydowanie przeciwny - i taka jest filozofia Solidarności - stosowania przemocy. Ale system prawny musi dawać poczucie bezpieczeństwa. Zachowania tych ludzi są odruchem desperacji wynikającej z bezradności i lęku. System w Polsce jest tak niewydolny, że nie może wyegzekwować fundamentalnego wręcz prawa do wynagrodzenia. Przypomnę, choć może ktoś się uśmiechnie, że odmowa wypłaty wynagrodzenia jest jednym z pięciu grzechów wymienianych w Biblii jako wołające o pomstę do nieba, na równi z umyślnym zabójstwem. Nie wiem, czy w naszej świadomości funkcjonuje takie porównanie. W USA niepłacenie wynagrodzenia jest jednym z najsurowiej ściganych przestępstw. W Polsce prokuratura nawet jeśli wszczyna postępowania, to umarza je ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu.

Gdy jest ogromne poczucie zagrożenia, musi przynajmniej pojawić się element zrozumienia dla zachowa- tych ludzi. Nie wolno nam poprzestać tylko na słowach potępienia wobec dopuszczających się przemocy. Musimy z równą mocą potępić przyczyny tego zjawiska.

"PB": Czasem wygląda to tak, jakby pracownicy i pracodawcy byli dwiema stronami konfliktu.

JŚ: W innych krajach Europy pozytywne kontakty między pracodawcą a pracownikami są standardem. Istnieją przykłady firm z kapitałem zachodnim, wchodzących Polski, których właściciele wcale nie mają zamiaru sekować związków. Wprost przeciwnie - oczekują ułożenia normalnych stosunków. Zdarza się, że to polscy menedżerowie uważają, iż mają się wykazać eliminując związki. Dzisiaj za działalność związkową wyrzucanych jest z pracy więcej ludzi niż w stanie wojennym, może poza jego początkiem.

Jest potrzebna edukacja, aby dialog był możliwy, a winna jest nie tylko jedna strona. Trzeba także dodać, że spektaktularne miejsca ognisk wcale nie są tak liczne. W regionie gdańskim 30 proc. komisji zakładowych negatywnie ocenia relacje z pracodawcą.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »