Sukces na złość Rosji

Czechy wyrosły na największego obok Niemiec odbiorcę polskiej żywności. Rosja na własne życzenie spadła z drugiego miejsca na szóste.

Hossa w eksporcie polskiej żywności rozkwitła. Nie zaszkodził jej ani wysoki kurs złotego, ani rosyjskie embargo na mięso, nabiał i świeże produkty ogrodnicze. Okazuje się, że amatorów polskiej żywności przybywa w większości krajów Europy i wielu innych krajach świata.

Dwa miliardy na plusie

Z raportu ?Polski handel zagraniczny artykułami rolno-spożywczymi w 2006 r.? opracowanego przez Zespół Monitoringu Zagranicznych Rynków Rolnych Fundacji Programów Pomocy dla Rolnictwa (FAMMU-FAPA, wynika, że miniony rok był rekordowy pod względem eksportu żywności. Rekordowa była nie tylko jego wartość, która wzrosła o 21 proc. - do ponad 8,5 mld EUR, ale także wysokość osiągniętej nadwyżki handlowej, która skoczyła do 2,1 mld EUR.

Reklama

To jednak nie wszystko. Okazuje się, że bardzo ciekawe zmiany zachodzą w strukturze naszego eksportu. Dużym zaskoczeniem jest fakt, że na drugiego po Niemczech, największego odbiorcę polskiej żywności wyrosły Czechy. Eksport naszej żywności do Czech (głównie produkty ogrodnicze, mięsne, cukiernicze, mleczarskie i używki) wzrósł w 2006 r. aż o 44 proc. i przekroczył 557 mln EUR. Tym samym niewielkie Czechy wypchnęły z drugiego miejsca na liście największych rynków eksportowych samą Rosję, która za sprawą ograniczeń nałożonych na import polskiej żywności spadła aż na szóste miejsce. Rosję przegoniły też Wielka Brytania (wzrost zakupów w Polsce o 36 proc.), Holandia (24 proc.) i Włochy (33 proc.). Rosyjskie embargo sprawiło, że eksport polskiej żywności do tego kraju spadł z 0,5 mld EUR w 2005 r. do 431 mln EUR w 2006. Podczas gdy Rosja jako jeden z nielicznych krajów na świecie ograniczyła zakupy polskiej żywności, zwiększyły ją m.in. takie potęgi jak Chiny (wzrost o 82 proc.) i Niemcy (16 proc.). Mocno zwiększył się też eksport do Irlandii (74 proc.) czy Litwy (56 proc.).

Mięso dalej na topie

Choć Polska wyrasta na liczącego się eksportera żywności w Unii Europejskiej to jednak nie możemy jeszcze wpadać w euforię. Potentatem jeszcze nie jesteśmy. Oto bowiem dużo mniejsze od Polski kraje, takie jak Dania, Holandia czy Belgia wciąż biją nas na głowę pod względem wartości eksportu rolno-spożywczego. W efekcie pod tym względem zajmujemy w UE dziewiątą pozycję.

Eksperci są jednak optymistami. Biorąc pod uwagę wielki potencjał produkcyjny Polski i wciąż liczne przewagi kosztowo-cenowe ich zdaniem eksport będzie się dalej zwiększał.

- Tempo wzrostu eksportu raczej jednak nie będzie już tak wysokie jak w pierwszych trzech latach po wejściu do Unii Europejskiej. Na pewno realny jest wzrost na poziomie około 10 proc. rocznie - ocenia prof. Roman Urban, z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Jednym z ważnych motorów wzrostu eksportu ma być w dalszym ciągu polskie mięso, które zwłaszcza w przypadku drobiu, jest dużo tańsze niż w wielu innych krajach Europy. Nic dziwnego, że w 2006 r. eksport mięsa czerwonego wzrósł o 40 proc. i to mimo rosyjskiego embarga.

Więcej znaków zapytania dotyczy eksportu wyrobów mleczarskich, którego wzrost w 2006 r. mocno wyhamował. Producenci są jednak dobrej myśli.

- Nasze mleko w proszku sprzedaje się na pniu, w dodatku jego ceny na rynku światowym w tym roku poszły w górę. Eksportujemy też coraz więcej śmietany - mówi Tadeusz Nadrowski, prezes SM Ostrołęka.

Artykuły mleczarskie są w tym roku w cenie m.in. za sprawą suszy w kilku krajach produkujących duże ilości mleka.

Wiktor Szczepaniak

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: mięso | Rosja | eksport | złość | Czechy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »