Świadkowie ws. Giesche: Akcje można było kupić w skupie makulatury

Warszawski Sąd Okręgowy przesłuchał w poniedziałek kolejnych świadków w procesie właścicieli akcji przedwojennej spółki Giesche. Kolekcjonerzy papierów wartościowych potwierdzili, że akcje spółki można było dostać w skupie makulatury.

Sprawa dotyczy powstałej w latach 20. XX w. śląskiej spółki Giesche, nigdy niewykreślonej z rejestru handlowego. Przed wojną wszystkie akcje spółki Giesche należały do amerykańskiej spółki Silesian-American Corporation. Po wybuchu wojny majątek spółki został przejęty przez Niemców, a potem, w latach 50. znacjonalizowany przez rząd PRL, jako majątek poniemiecki. W latach 60. została zawarta umowa między rządem Stanów Zjednoczonych i rządem PRL, dotycząca roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych, na podstawie której rząd PRL wypłacił Stanom Zjednoczonym 40 mln dolarów odszkodowania za znacjonalizowane mienie.

Reklama

Kilka lat temu akcje tej firmy kupiło na rynku kolekcjonerskim pięciu mieszkańców Pomorza. Następnie reaktywowali oni spółkę i wystąpili do Skarbu Państwa, miasta Katowice, Katowickiego Holdingu Węglowego i Hutniczo-Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej w Katowicach z żądaniem odszkodowania lub zwrotu majątku firmy wartego 341 mln zł. Ich żądania w stosunku do Katowic dotyczą ok. 30 proc. zurbanizowanej powierzchni miasta.

W poniedziałek zeznawał m.in. prezydent Katowic Piotr Uszok. Wyjaśnił, że w 2006 r. do urzędu miasta zaczęły napływać od spółki Giesche wnioski o wypisy z rejestru gruntów i o uzgodnienie treści ksiąg wieczystych. Przyznał, że spółka złożyła wnioski w stosunku do pojedynczych działek, ale z opinii kancelarii prawnej wynikało, że jej żądania mogą potencjalnie dotyczyć ok. 30-proc. zurbanizowanej części miasta - ok. 10 tysięcy budynków. "Realizacja roszczeń - tłumaczył prezydent - wiązałaby się z wypłatą potężnych odszkodowań ze strony miasta i Skarbu Państwa".

Z częściowych oszacowań, przeprowadzonych na zlecenie prezydenta wynika, że zgłoszone roszczenia mogłyby sięgać 200 mln zł. Prezydent stwierdził, że wywołało to niepokoje mieszkańców, którzy domagali się wyjaśnienia kwestii prawnych, zagrożeń, jakie mogą wynikać z ewentualnego przejęcia tych nieruchomości i podjęcia działań, które zablokowałyby możliwość przejęcia nieruchomości.

Uszok wyjaśnił, że był przekonany, że reaktywowana spółka Giesche działa nielegalnie, dlatego poinformował ABW i Ministerstwo Sprawiedliwości.

Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zarzuciła wszystkim wspólnikom reaktywowanej spółki próbę wyłudzenia i usiłowania oszustwa wobec Skarbu Państwa. Z aktu oskarżenia wynika, że "wymyślili oni i chcieli zrealizować oszukańczy mechanizm, polegający na wykupieniu z rynku kolekcjonerskiego akcji spółki Giesche, reaktywowaniu spółki i występowaniu z roszczeniami odszkodowawczymi za przejęte po wojnie mienie spółki".

W poniedziałek jeden z kolekcjonerów zeznał, że on sam nie miał akcji spółki, ale wie, że pojawiły się na rynku kolekcjonerskim w latach 80. lub 90. i można je było kupić w skupie makulatury.

Drugi kolekcjoner - Piotr B. zeznał, że miał jedną akcję spółki Giesche. Kupił ją w latach 90. za około 200-300 zł w antykwariacie, ale wie, że w połowie lat 80. akcje można było kupić w skupie makulatury. Po 2005 r. zgłosił się do niego - jak zeznał - jeden z oskarżonych - Jacek S. i zaoferował mu za tę akcję 10 tys. zł. Kolekcjoner przyznał, ze początkowo dziwiła go zaoferowana cena, ale uznał, że akcja musi być "kultowa" dla kolekcjonerów, skoro ma bardzo wysoki nominał - 1 milion zł.

Kolekcjoner sprzedał akcję Jackowi S., ale wkrótce anulował transakcję, bo S. zażądał pisemnej umowy sprzedaży. Kolekcjoner stwierdził, że jest to naruszenie warunków umowy, oddał pieniądze i odzyskał akcję.

Piotr B. powiedział też, zna treść polsko-amerykańskiej umowy, bo choć nie została opublikowana w Dzienniku Ustaw, udostępniło mu ją przed laty Ministerstwo Gospodarki. Wie też, że w ramach tej umowy wypłacono odszkodowanie za majątek spółki Giesche, bo taką informację dostał od Departamentu Sprawiedliwości USA.

Zdaniem kolekcjonera, spółka mogła nadal istnieć, bo nie została wykreślona z rejestru. Poinformował, że on sam brał udział w nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu innej spółki, również przedwojennej i wykonywał prawa z posiadanych akcji, ale ostatecznie - jak wyjaśnił - nie doszło do reaktywowania tej spółki.

Następna rozprawa w sprawie spółki Giesche 20 listopada.

Z końcem tego roku stracą moc wszystkie wpisy w przedwojennych rejestrach sądowych, a wpisane do rejestrów spółki, spółdzielnie, stowarzyszenia i fundacje nie będą mogły dłużej prowadzić działalności gospodarczej lub statutowej. W praktyce jednak będą o tym rozstrzygać sędziowie, jeżeli na sądowe wokandy nadal będą wpływać sprawy dotyczące przedwojennych firm, spółdzielni, stowarzyszeń czy fundacji. Nadal bowiem mogą toczyć się spory o ich majątek i długi. Obecnie nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, co z majątkiem i zobowiązaniami po tych podmiotach.

Do końca grudnia 2013 r. możliwe jest również przerejestrowanie przedwojennej spółki z Rejestru Handlowego B (RHB) do Krajowego Rejestru Sądowego. W praktyce jednak nie zawsze jest to możliwe, bo - jak zauważył Przemysław Szymczyk z kancelarii Wardyński i Wspólnicy - w czasie wojny zaginęły lub zostały zniszczone akcje, które są podstawą odbycia zgromadzenia wspólników (ew. akcjonariuszy), a tym samym powołania organów spółki i podjęcia uchwały dotyczącej przerejestrowania. Spółka nieprzerejestrowana z RHB nie będzie mogła dochodzić roszczeń od Skarbu Państwa, czyli np. odzyskać majątku posiadanego przed 1939 r.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

PAP
Dowiedz się więcej na temat: spółki | akcje | Giesche | akcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »