Szalony popyt na liczniki Geigera
Gdy w położonej 240 km na północ od Tokio elektrowni atomowej Fukushima I wciąż trwa kryzys, w samej japońskiej stolicy zawrotne rozmiary osiąga popyt na liczniki Geigera, a fabryki nie nadążają z ich produkcją - napisał Reuters.
W dwa miesiące po trzęsieniu ziemi o sile 9 w skali Richtera i towarzyszącej mu fali tsunami japońscy inżynierowie wciąż starają się zatamować wyciek substancji radioaktywnych z Fukushimy i opanować sytuację w poważnie uszkodzonej elektrowni.
Jak pisze Reuters wielu Japończyków przestało już jednak komukolwiek wierzyć i dlatego kupują liczniki, by samemu zweryfikować podawane informacje o poziomie skażenia radioaktywnego.
W dzielnicy Akihabara, tokijskiej mekce handlu elektroniką, wiele sklepów sprzedało wszystkie urządzenia tego typu i nie jest w stanie nadążyć za zapotrzebowaniem.
"Nikt ich nawet nie ogląda, a czasem nawet nie wiedzą jak te urządzenia się nazywają, ale od czasu trzęsienia ziemi ludzie są nimi bardzo zainteresowani - wyjaśnia szef sprzedaży w jednym ze sklepów. - Sprzedajemy ich 100 razy więcej".
We wtorek zarządzająca Fukushimą firma TEPCO potwierdziła, że pręty paliwowe w trzech reaktorach uległy częściowemu stopieniu. Po wypadku radioaktywne substancje wykryto w żywności pochodzącej z rejonu elektrowni, a nawet w wodzie w miejscach tak odległych od Fukushimy jak Tokio.
W produkującej liczniki Geigera fabryce Fuji Electric praca idzie pełną parą. "Produkujemy cztero-, pięciokrotnie więcej liczników Geigera niż normalnie" - zapewnia dyrektor Michihiro Kitazawa.
Większość liczników produkowanych w tej fabryce jest składanych ręcznie. Wytwarza się kilkanaście ich typów, w sumie około 2 tys. sztuk miesięcznie.
Firma podkreśla, że uprościła konstrukcję liczników tak, by każdy mógł ich użyć, ale zapewnia równocześnie, że najważniejsze jest by przeszły one rygorystyczną kontrolę jakości, gdyż większość z nich będzie wykorzystywana przez pracowników elektrowni atomowych i precyzja ich wskazań jest bardzo istotna.