Szef Volkswagena o fabryce w Chinach: Nie widziałem oznak pracy przymusowej

Szef chińskiego oddziału Volkswagena Ralf Brandstaetter odwiedził fabrykę w regionie Sinciang i oświadczył, że nie widział tam oznak pracy przymusowej. Niemiecki koncern przekazał, że nie planuje wycofania się z tej fabryki.

Grupy obrońców praw człowieka, politycy i niemiecki związek zawodowy IG Metall krytykowały Volkswagena za obecność w regionie Sinciang w związku z doniesieniami o powszechnych represjach i wykorzystywaniu pracy przymusowej, które według ONZ mogą stanowić zbrodnie przeciwko ludzkości. Pekin temu zaprzecza.

Umowy zobowiązują jednak VW do prowadzenia fabryki wspólnie z chińską firmą SAIC, z którą łączy go spółka joint venture, do 2030 roku, a niemiecki koncern nie planuje wycofywać się z regionu - oświadczył główny lobbysta firmy Thomas Steg po wizycie Brandstaettera w fabryce.

Reklama

Brandstaetter, który kieruje chińskimi działaniami VW od połowy ubiegłego roku, odwiedził zakład w dniach 16-17 lutego. Przekazał, że rozmawiał tam z siedmioma pracownikami, w tym Chińczykami, Ujgurami i Kazachami, z pomocą tłumacza wybranego przez VW lub po angielsku. Zapewnił, że wizyta nie była nadzorowana przez chińskie władze.

- Mogę rozmawiać z ludźmi i wyciągać własne wnioski. Mogę weryfikować fakty (przedstawione przez chińskiego partnera SAIC - red.), i tak właśnie zrobiłem. Nie znalazłem żadnych sprzeczności - powiedział Brandstaetter, dodając, że była to jego pierwsza, ale nie ostatnia wizyta w fabryce.

VW poszukuje nowych partnerów na całym świecie

VW oświadczył, że rząd w Pekinie w 2012 roku zaproponował mu budowę zakładu w Sinciangu, ale nigdy nie znaleziono dowodów na pracę przymusową wśród osób zatrudnionych w fabryce. Oceniał również, że jej obecność ma pozytywny wpływ na miejscową ludność. Zaprzeczył też, że chińskie władze groziły zakazem produkcji w kraju, jeśli zakład w Sinciangu nie będzie utrzymany.

Steg przyznał jednak, że atmosfera w Sinciangu zmieniła się od czasu rozmów o budowie fabryki, a władze stosują "znacznie bardziej represyjne podejście", odkąd w 2015 roku w regionie wprowadzono prawo antyterrorystyczne po serii brutalnych zamachów przypisywanych ujgurskim bojownikom.

- VW poszukuje nowych partnerów na całym świecie, częściowo w celu zmniejszenia zależności od chińskiego rynku, ale zerwanie umowy łączącej go z SAIC jest wykluczone - zaznaczył Steg.

Produkcja w fabryce w Sinciangu spadła jednak w związku z niedoborami półprzewodników i lockdownami covidowymi, które do niedawna zakłócały branżę motoryzacyjną w Chinach. Liczba pracowników zmniejszyła się o 65 proc. od czasu sprzed pandemii i wynosi obecnie około 240, z czego 17 proc. to Ujgurzy - podał Reuters.

- Zakład w przeszłości montował samochody Santana, ale teraz zajmuje się tylko końcowymi instalacjami i kontrolą jakości pojazdów wyprodukowanych w innych fabrykach oraz przygotowuje je do przekazania dilerom, którzy sprzedają je w regionie - powiedział Brandstaetter.

VW liderem chińskiego rynku motoryzacyjnego

Zdaniem analityków z chińskich fabryk należących do niemieckiego koncernu w zeszłym roku wyjechało aż 3,18 mln samochodów. Zgodnie z prawem lokalnym prawem, wszystkie sprzedawane w Państwie Środka pojazdy muszą powstać w chińskich fabrykach,  dlatego preferowany jest model joint-venture.

Według CarNewsChina.com Volkswagen jest liderem na chińskim rynku motoryzacyjnym. W styczniu sprzedaż aut z grupy VW osiągnęła 148 tys. pojazdów, wyprzedzając  drugi w zestawieniu koncern BYD (ponad 133 tys. rejestracji) i trzecią Toyotę (niespełna 114 tys. rejestracji). 

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »