Szybka transformacja energetyczna się opłaca, ale wywoła zieloną inflację
Transformacja energetyczna, która powinna nastąpić do 2050 r., aby możliwe było osiągnięcie zerowej emisji netto w gospodarce, nie musi być tak bolesna i kosztowna, jak zakładano. Wiele analiz pokazuje, że w dużej części może się sama sfinansować, przynosząc istotne oszczędności w skali globalnej.
Prognozowane koszty przekształcenia gospodarki w niskoemisyjną mają być ogromne. Według analizy firmy konsultingowej McKinsey będą się wiązać ze zwiększeniem inwestycji w fizyczne aktywa o 60 proc. w stosunku do obecnego stanu. Oznacza to, że do 2050 r. wydatki będą wyższe o 9,2 bln dol. średniorocznie, przy czym 6,5 bln dol. ma być przeznaczone na rozwój infrastruktury. Jednocześnie inwestycje będą generować sprzedaż w wysokości 12 bln dol. rocznie do 2030 r. Jej źródłem będzie przede wszystkim niskoemisyjny transport (nawet 2,7 bln dol.), energetyka (1,5 bln dol.) i zielony wodór, do którego pozyskania wykorzystuje się energię ze źródeł odnawialnych (0,85 bln dol.).
W Europie 15 rodzajów technologii może obniżyć poziom emisji CO2 aż o 70 proc. Największym potencjałem dysponuje obecnie lądowa energetyka wiatrowa i fotowoltaika (25 proc.), ale coraz większe znaczenie mają: bezemisyjny transport, pompy ciepła, paliwa oparte na zielonym wodorze, technologia przechwytywania i magazynowanie CO2 (carbon capture and storage) oraz elektryfikacja przemysłu oparta na odnawialnych źródłach energii.
Firma analityczna BloombergNEF wylicza, że przejście na czystą energię w Europie do 2050 r. to koszt 5,3 bln dol. Przy uwzględnieniu tzw. ekonomicznej transformacji udział paliw kopalnych w produkcji energii zmniejszy się o 28 proc. Nastąpi eliminacja węgla, spadek popytu na ropę o 30 proc. i o 5 proc. w przypadku gazu, który jest kluczowym źródłem energii używanej do celów grzewczych. Może to jednak oznaczać, że paliwa kopalne wciąż będą zaspokajać aż 60 proc. potrzeb energetycznych, czyli tylko o 9 pkt proc. mniej niż obecnie. W scenariuszu zerowej emisji netto analiza zakłada całkowite wyeliminowanie paliw kopalnych, ale do tego konieczne jest upowszechnienie technologii zielonego wodoru i elektryfikacja transportu oparta na energii odnawialnej. Oznacza to obniżenie zużycia ropy o połowę do końca obecnej dekady i istotną redukcję popytu na gaz ziemny. Dodatkowo do 2025 r. musiałby się podwoić udział odnawialnych źródeł energii. Do połowy wieku całkowita wartość zainwestowanych w nie środków powinna wynieść 3,8 bln dol. To ogromne, trudne do poniesienia koszty.
Całkowicie nowe podejście do obliczania kosztów transformacji energetycznej przedstawili niedawno naukowcy z Oksfordu, publikując rezultaty swoich badań w czasopiśmie "Joule". Wykazują, że przejście w 100 proc. na czystą energię do 2050 r. nie tylko jest tańsze niż dalsze wykorzystywanie paliw kopalnych, lecz także daje bilionowe oszczędności i zapewnia szerszy dostęp do energii na świecie. Badacze twierdzą, że przeprowadzane w poprzednich latach badania istotnie przeszacowywały koszty transformacji energetycznej. Opierają się przy tym na analizie tendencji i danych historycznych obejmujących kilkadziesiąt lat oraz wykorzystują matematyczne modele probabilistyczne i różne scenariusze zdarzeń dotyczące około 50 stosowanych technologii. Uwzględniają 45 lat funkcjonowania energii słonecznej, 37 lat wiatrowej i 25 lat technologii magazynowania energii (baterii). Najmniej dokładne, z uwagi na krótki okres rozwoju, są prognozy dotyczące cen energii z elektrolizerów (urządzeń do produkcji zielonego wodoru).
Badacze zauważają, że ceny węgla, gazu i ropy są bardzo niestabilne i trudno przewidzieć ich długoterminowe tendencje. Jeśli jednak uwzględnimy inflację, to okaże się, że kształtują się na podobnych poziomach jak przed ponad 100 laty. Koszty paneli fotowoltaicznych, turbin wiatrowych i baterii, a tym samym pochodzącej z nich energii spadają natomiast o około 10 proc. średniorocznie. Warto przy okazji zaznaczyć, że pierwsze komercyjne zastosowanie paneli nastąpiło już w 1958 r., więc ich obecny koszt jest około tysiąckrotnie niższy.
Prognozując ceny energii odnawialnej, oksfordzcy naukowcy sięgają po mało znane prawo Wrighta, który sformułował je w latach 30. XX w. Przewiduje ono, że gdy wykorzystanie danej technologii na świecie się podwaja, jego koszt maleje o stały procent. Prawo to nie dotyczy jednak technologii wydobywczych, chociażby dlatego, że z uwagi na coraz mniejszą dostępność pokładów paliw kopalnych konieczne są większe nakłady. Naukowcy zastosowali prawo Wrighta do prognozowania kształtowania się cen energii. Wskazali m.in., że przewidywany chociażby przez Międzynarodową Agencję Energetyczną (IEA) spadek kosztów fotowoltaiki w latach 2010-2020 (2,6 proc. średniorocznie) był zaniżony. Amerykańska ustawa Inflation Reduction Act przewiduje 370 mld dol. zachęt dla podmiotów inwestujących w odnawialne źródła energii. Gdyby zastosować prawo Wrighta do amerykańskich inwestycji rządowych, jak to robi centrum Energy Innovation, okazałoby się, że do końca dekady można uzyskać dodatkowe 1053 gigawaty energii wiatrowej i słonecznej, co stanowiłoby 85 proc. całkowitej podaży czystej energii.
Z obliczeń przeprowadzonych przez badaczy z Oksfordu wynika, że potrzebna jest szybka (do 2050 r.) transformacja energetyczna w światowej gospodarce. Zależnie od uwzględnionej wysokości stóp dyskontowych zysk może wynieść od 5 do 15 bln dol. w stosunku do kosztów utrzymywania systemu opartego na paliwach kopalnych. Tańsza energia ułatwi też zaspokojenie popytu na oparte na niej usługi, powyżej 2-procentowego średniego długookresowego wzrostu, z którym mamy do tej pory do czynienia, co wpłynie na poprawę standardu życia. Jednocześnie taki okres transformacji w niewielkim stopniu doprowadzi do powstania aktywów osieroconych (tzw. stranded assets), gdyż do 2050 r. większość z nich będzie u schyłku swojego cyklu życiowego i ulegnie dekapitalizacji.
Według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (Intergovernmental Panel on Climate Change, IPCC) z 2022 r. koszt dekarbonizacji światowego systemu energetycznego w celu utrzymania wzrostu temperatury globu poniżej 2oC w stosunku do ery preindustrialnej wyniesie 1,3-2,7 proc. PKB w 2050 r. Badania naukowców z Oksfordu wskazują, że z 80-procentowym prawdopodobieństwem kosztów tych można uniknąć praktycznie w całości. Jeden z badaczy, profesor J. Doyne Farmer, mówi: "Nasze studium wskazuje, że ambitna polityka może nie tylko zdecydowanie przyśpieszyć przejście na czystą energię z uwagi na potrzebę realizacji pilnych celów klimatycznych, lecz także przynieść biliony oszczędności, dając światu bezpieczniejszą przyszłość".
Inne podejście do kalkulacji kosztów i korzyści związanych z transformacją energetyczną przedstawili niedawno badacze z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w pracy pod tytułem "The Great Carbon Arbitrage" (Wielki arbitraż węglowy). Autorzy skupili się wyłącznie na skutkach rezygnacji z węgla w światowych systemach energetycznych, wskazując, że generuje on dwukrotnie więcej dwutlenku węgla na jednostkę energii niż gaz i 1,5 raza więcej niż ropa naftowa. Korzyści z zaniechania stosowania węgla mogłyby więc być największe. W obliczeniach uwzględnili społeczny (środowiskowy) koszt spalania węgla (social cost of carbon), który w konserwatywnym scenariuszu został ustalony na niższym poziomie (75 dol. za tonę) niż w ETS - unijnym systemie handlu uprawnieniami do emisji CO2 (na koniec sierpnia blisko 100 euro za tonę). Wzięli też pod uwagę rekompensatę za utratę wartości aktywów związanych z wydobyciem i przetwarzaniem węgla (kopalnie, energetyka). Uwzględniając powyższe założenia, spróbowali znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie byłyby korzyści z zastąpienia węgla energią ze źródeł odnawialnych, głównie ze słońca i wiatru.
Przeprowadzona szczegółowa analiza i obliczenia prowadzą autorów do wniosku, że zysk netto z zamiany węgla na źródła odnawialne może wynieść 78 bln dol. do końca stulecia. To około czterech piątych obecnego globalnego produktu narodowego brutto, średnioroczny dodatkowy wzrost PKB o 1,2 proc. do 2100 r. oraz 1,2 proc. globalnej produkcji w ciągu prawie 80 lat.
Potrzebne są jednak potężne inwestycje, by zrealizować taki projekt. Wymagają one finansowania na poziomie 29 bln dol. (wg danych McKinsey). Najwięcej - 46 proc. - przypadłoby ma kraje azjatyckie, 18 proc. na Europę, 26 proc. na Amerykę Północną, Australię i Nową Zelandię, a reszta na Afrykę (8 proc.) i Amerykę Łacińską (2 proc.). Inaczej rzecz ujmując, koszty inwestycyjne w krajach zamożnych wyniosłyby od 0,5 do 3,5 proc. wartości PKB oraz początkowy wkład równy około 6 proc. produktu krajowego brutto.
Oczywiście realizacja takich przedsięwzięć leży poza możliwościami finansowymi rządów, które mogłyby jednak tworzyć odpowiednie zachęty dla kapitału prywatnego, podczas gdy udział sektora publicznego nie przekraczałby 10 proc. Autorzy są zdania, że korzyści z zastąpienia węgla odnawialnymi źródłami energii są tak duże, iż światowi liderzy powinni dążyć do globalnego porozumienia w tej kwestii, nie czekając na dalszy wzrost emisji. Niestety na ostatniej konferencji klimatycznej COP26 w Glasgow pod koniec zeszłego roku zaledwie 40 mniejszych krajów, spośród 197 państw uczestniczących, było zainteresowanych podpisaniem odpowiedniego porozumienia (Global Coal to Clean Power Transition Statement), a teraz byłoby to jeszcze trudniejsze. Paradoks obecnej sytuacji polega jednak na tym, że gdyby kraje, przede wszystkim europejskie (w tym Polska), szybciej wdrażały transformację energetyczną, skutki rosyjskiej polityki nie byłyby tak dotkliwe, a korzyści byłyby większe.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Czynnikiem, który nie został uwzględniony w przedstawionych badaniach, a może ograniczać opisywane w nich korzyści, jest inflacja. Będzie ona ubocznym, zauważalnym skutkiem transformacji energetycznej i już została zdefiniowana jako greenflation (zielona inflacja). Przekonują o tym analitycy z ośrodka badawczego DB Research. Jej źródłem są rosnące koszty materiałów oraz wydatki, m.in. na wdrażanie wymogów regulacyjnych w wielu firmach (konieczność raportowania wielkości emisji). Koszt wprowadzenia technologii energetycznych, który należałoby ponieść do 2030 r., aby 20 lat później osiągnąć cel zero emisji netto, wyniesie 27 bln dol., czyli będzie równy trzykrotności bilansów amerykańskiego Fed i europejskiego EBC od wybuchu pandemii COVID-19. Przyczynią się do tego wzrosty cen miedzi, aluminium, litu i kobaltu, istotnych dla produkcji energii wiatrowej i solarnej oraz samochodów elektrycznych.
Według Banku Światowego, aby zapobiec wzrostowi temperatury globu powyżej 2 stopnie C, potrzebne będą 3 mld ton wymienionych minerałów - pięciokrotnie więcej niż obecnie. To z kolei spowoduje wzrost kosztów ich wydobycia o 1,7 bln dol. Wzrost cen dotknie też inne sektory gospodarki, w których są używane te metale. Stąd wniosek, że cena zielonej transformacji, której zaawansowanie szacuje się na nie więcej niż 10 proc., znacznie silniej niż obecnie przyczyni się do wzrostu inflacji konsumenckiej. Wpływ ten może być jednak osłabiany przez postęp technologiczny oraz wyższą efektywność procesów technologicznych i gospodarczych. Bez odpowiedzi pozostaje natomiast pytanie o reakcję banków centralnych na pojawienie się zielonej inflacji i skala ich interwencji, aby ją ograniczać w sytuacji, gdy transformacja energetyczna będzie priorytetem.
Mirosław Ciesielski, wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i startupów
Zobacz również: