Tanie chińskie samochody elektryczne w USA? Producenci się nie poddają

Samochody elektryczne z Chin o niskich cenach szybko zdobywają popularność w Europie i mogą zyskać popularność także w amerykańskich garażach. Tymczasem administracja Joe Bidena stawia na promowanie szybkiego przyjęcia pojazdów elektrycznych, jednocześnie dążąc do zmniejszenia zależności USA od chińskich łańcuchów dostaw.

Eksperci twierdzą, że nie ma sposobu, aby spełnić zaproponowane przez administrację normy emisji pojazdów bez dostępnych dla przeciętnego Amerykanina pojazdów elektrycznych o przystępnych cenach.

Aktualnie średnia cena samochodu elektrycznego w USA wynosi blisko 55 tys. dolarów, co otwiera duże pole dla samochodów chińskich marek takich jak BYD, Xpeng Motors i Li Auto.

Sprzeczność i równowaga?

John Bozzella, dyrektor generalny Alliance for Automotive Innovation, grupy branży motoryzacyjnej z siedzibą w Waszyngtonie, uważa, że istnieje wewnętrzna sprzeczność między celami administracji Bidena, polegającymi na promowaniu pojazdów elektrycznych przy jednoczesnym zmniejszaniu zależności USA od chińskich łańcuchów dostaw pojazdów elektrycznych.

Reklama

Stany Zjednoczone nie posiadają wystarczającej ilości krajowych surowców i komponentów, aby sprostać zaproponowanemu szybkiemu wzrostowi sprzedaży pojazdów elektrycznych, argumentuje Bozzella w niedawno opublikowanym poście na blogu, a to skazuje USA na stosunki handlowe z Chinami. Co więcej, jeżeli Stany Zjednoczone będą działać zbyt wolno w zakresie elektromobilności, wówczas rynek automatycznie otworzy się na import chińskich pojazdów w przystępnej cenie.

- Problemem będzie znalezienie punktu idealnej równowagi. Zbyt szybkie działanie, ale i zbyt wolne sprawią, że to Chiny zdobędą przewagę - napisał Bozzella.

Z drugiej strony, przedstawiciele administracji Bidena twierdzą, że ich polityka, oparta w dużej mierze na ulgach podatkowych dla konsumentów i producentów, wcale nie ma na celu wyłączenia Chin z rynku. Chodzi raczej o wsparcie w uczynieniu krajowych pojazdów elektrycznych bardziej konkurencyjnymi cenowo w stosunku do chińskich samochodów.

Podbicie Europy i USA ekonomiczną koniecznością?

Chiny stały się największym na świecie rynkiem pojazdów elektrycznych, odpowiadającym za około 60 proc. światowej sprzedaży samochodów elektrycznych. Na tamtejszym rynku popularnością cieszą się rodzime marki takie jak BYD i Geely, a także amerykańska Tesla. 

Teraz, gdy rynek chiński staje się coraz bardziej nasycony, tamtejsi giganci branży pojazdów elektrycznych szukają nowych rynków zbytu.

W Europie, gdzie w 2035 roku zaplanowano zakaz pojazdów z silnikiem spalinowym, import z Chin ma szansę na osiągnięcie 20 proc. sprzedaży pojazdów elektrycznych do 2025 roku, z modelami takimi jak budżetowy pojazd elektryczny Ora Funky Cat od Great Wall Motor.

W USA chińskie samochody napotykają na większe trudności: podatek celny w wysokości 27,5 proc., nałożony jeszcze przez administrację Trumpa, i ulgi podatkowe, które zachęcają do produkcji samochodów elektrycznych na terenie USA, wprowadzone przez prezydenta Bidena. Chińscy producenci samochodów jednak się nie poddają.

Nasilają się naciski

William Li, dyrektor generalny chińskiej firmy EV, Nio, niedawno powiedział w wywiadzie dla "Financial Times", że USA powinny zapewnić równy dostęp chińskim samochodom EV na amerykańskim rynku, argumentując, że producenci nie powinni być ofiarami politycznych napięć między USA a Chinami.

Nio, które niedawno zatrudniło amerykańskiego lobbystę, jeszcze nie wyeksportowało samochodów do USA i zmaga się z problemami na rynku krajowym po otrzymaniu 3 mld dolarów pomocy od chińskich władz w 2020 roku.

- Mimo przeszkód rynek USA jest zbyt duży, aby chińscy producenci samochodów mogli go zignorować - powiedział Tu Le, założyciel firmy doradztwa zarządzania Sino Auto Insights, w rozmowie z Axios.

W rzeczywistości, niektóre samochody produkowane w Chinach są już sprzedawane w USA pod zachodnimi markami, w tym Buick Envision, Polestar 2 i wkrótce Lincoln Nautilus. Ponadto, chińska firma BYD jest już największym producentem elektrycznych autobusów w Ameryce Północnej.

Sytuacja na rynku pojazdów elektrycznych stanowi kolejny element coraz bardziej skomplikowanych relacji między USA a Chinami.

Katherine Tai, przedstawicielka handlu Stanów Zjednoczonych, powiedziała w zeszłym miesiącu, że rozumie obawy związane z wzrastającym importem pojazdów elektrycznych z Chin, ale nie zachęca urzędników do podjęcia działań przeciwko temu importowi. 

- To bardzo trudna sytuacja dla decydentów politycznych - powiedziała Ilaria Mazzocco z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych. - Starasz się chronić swój przemysł, ale nadal obowiązują niektóre reguły, takie jak zasady WTO, które kształtują globalny handel - dodała. 

Co będzie dalej?

Volkswagen inwestuje w chiński startup motoryzacyjny Xpeng i będzie z nim współpracować w celu budowy samochodów elektrycznych z marką VW, ale z oprogramowaniem Xpeng i technologią autonomicznego prowadzenia, jak ogłoszono w ubiegłą środę.

Nissan inwestuje aż 663 mln dolarów w nową jednostkę EV Renault. Krok ten pozwoli Nissanowi skoncentrować się na radzeniu sobie z coraz bardziej ponurą perspektywą dla zagranicznych producentów samochodów - jak określiła to agencja Reuters.

Co dalej? Chińscy producenci samochodów prawdopodobnie będą podążać tym samym scenariuszem, co japońskie i koreańskie marki dziesięciolecia temu. Chodzi o to, by wykorzystać import, znaleźć luki i nisze rynkowe, szybko się uczyć, a następnie poszerzyć działalność, zakładając fabryki na amerykańskiej ziemi.

Krzysztof Maciejewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | USA | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »