Tłusty czwartek. Drogi gaz i prąd to wyższe ceny pączków – ostrzegają cukiernicy

Choć tłusty czwartek dopiero za miesiąc (przypada 24 lutego 2022 r.), to cukiernicy już teraz głowią się nad tym, jak pogodzić ceną wypieków z oczekiwaniami klientów. Wiadomo jednak, że będzie drożej – za pączka zapłacimy o co najmniej kilkadziesiąt groszy więcej niż w ubiegłym roku.

Żeby upiec tradycyjne pączki, potrzebne są m.in. mąka, jaja i tłuszcz. Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego w grudniu 2021 roku cena mąki była o 11,3 proc. wyższa w porównaniu z grudniem 2020 roku, jaja zdrożały o 11,5 proc., a oleje i tłuszcze o 21,1 proc. To jednak nie ceny półproduktów, a wysokie rachunki za prąd i gaz, które w nowym roku otrzymali cukiernicy, zdecydują o tym, że w tłusty czwartek pączki będą droższe niż przed rokiem.

Reklama

Nowe rachunki za prąd i gaz

- W naszej branży wszystko nie zdrożało aż tak mocno, jeżeli chodzi o półprodukty, np. mąka - która zdrożała najwięcej - ale nie jest droga sama w sobie. Natomiast to co ja widzę w ostatnich trzech miesiącach, to jest wzrost cen prądu u mnie. To jest wzrost o 40 proc. porównując ostatni rachunek, który płaciłem, a rachunek za wrzesień-październik. To są już wydatki rzędu kilku tysięcy złotych - mówi Interii Michał Woliński, właściciel cukierni Pączkarnia z Tradycją z punktami w Warszawie i Grodzisku Mazowieckim.

- Podejrzewaliśmy, że ceny w tym roku będą zwyżkowały, ale nie aż tak - wskazuje z kolei Jan Klimek, prezes Katowickiej Izby Rzemieślniczej, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego i właściciel Ciastkarni Jan Klimek w Chełmie Wielkim na Śląsku. Jak wyjaśnia w szczególnie trudnej sytuacji są mikroprzedsiębiorstwa, w tym bardzo często małe piekarnie rodzinne, które dostały już nowe - znacznie wyższe - rachunki za prąd i gaz. - Zwracają się do nas przedsiębiorcy, którzy płacili za gaz 4 tys. złotych, a teraz mają zapłacić 19,5 tys. złotych miesięcznie, a to jest firma rodzinna, gdzie dwie osoby pieką, a dwie sprzedają. Dla nich to jest nie do wytrzymania - opowiada cukiernik i członek organizacji zrzeszających rzemieślników.  

On sam zapłaci za prąd 300 proc. więcej. W jaki sposób przełoży się to na ceny? - Prowadzę firmę rodzinną od 48 lat i mogę sobie pozwolić na to, że u mnie te ceny może nie wzrosną tak bardzo, ponieważ nie muszę płacić za czynsz - firma jest w moim domu. Muszę policzyć cenę surowca i cenę mediów, które już poszły w górę, a które rzutują na cenę pączka. U mnie pączek kosztował 3 zł. Być może podniesiemy cenę o 20 gr, 30 gr czy może 50 gr. Na pewno nie będziemy podnosili ceny do 5-6 zł, bo to jest bez sensu - wskazuje przedsiębiorca.

O wpływie cen gazu i prądu na cenę pączka mówi też Grzegorz Antolak, właściciel Cukierni Antolak w Warszawie. - Wszystko zdrożało łącznie z nośnikami energii i gazu, co na pewno odbije się na cenie pączka. Na pewno nie zdrożeje dwukrotnie tak jak wszystko, ale będę musiał podnieść cenę. Takie rozstrzygnięcia zapadną w tym tygodniu, bo już pospływały wszystkie rachunki. Surowce podrożały już jesienią ubiegłego roku. Pączek na pewno zdrożeje przynajmniej o 20 proc. - szacuje.

"Nie chcemy wyprzedzać inflacji"

- W zeszłym roku w tłusty czwartek zaczynaliśmy od ceny 3,50 zł za podstawowe, popularne smaki pączków typu róża, nadzienie wieloowocowe. W tym roku to będzie 4 zł. Może moglibyśmy jeszcze bardziej podnieść cenę, ale nie chcemy wyprzedzać inflacji. Nie możemy iść równo z inflacją. Przedsiębiorcy muszą być trzy kroki za nią i stworzyć pewien bufor bezpieczeństwa - mówi Woliński.

To powód, dla którego on sam zmienia cenniki z kilkumiesięcznym opóźnieniem. - Teraz podnosiliśmy ceny w dwóch naszych punktach, choć mogliśmy to zrobić już w listopadzie - wskazuje.

Woliński przyznaje, że takie działanie odbija się na jego marży. - Liczymy się z tym, ale dla nas bardzo ważne jest, żeby klient nie myślał, że dla nas cena i zysk są najważniejsze; że jeżeli inflacja w danym miesiącu wyniosła kilka procent, to my od razu o tyle samo podniesiemy ceny. Uważam, że pieniądze w biznesie muszą się zgadzać, bo inaczej biznes nie ma sensu, ale zadajmy sobie pytanie, czy pieniądze w biznesie są najważniejsze... Nie sądzę - uważa cukiernik.

Oprócz wzrostu cen półproduktów i rachunków za media, rosną także wynagrodzenia pracowników.  - To częściowo załatwił Polski Ład. Oczywiście ja za to płacę trochę większe podatki, ale w umowie ogólnospołecznej jako przedsiębiorca godzę się na to, bo traktujemy pracowników jako naszą jedną wielką rodzinę i zależy nam na tym, aby oni byli zadowoleni. W kontekście tłustego czwartku trzeba też powiedzieć o stawkach godzinowych, które wzrosły o ok. 5-10 proc. Tłusty czwartek rządzi się w branży cukierniczej swoimi prawami i mamy dużo pracowników dorywczych na umowach o dzieło lub zlecenie na 48 godzin pracy, czyli na środę przed tłustym czwartkiem i na sam tłusty czwartek - tłumaczy Woliński.

"Duma, przyjemność, zysk i spokój"

W opinii cukiernika inflacja jest nieunikniona i stanowi warunek bogacenia się społeczeństwa. - Chcieliśmy Ameryki i Wielkiej Brytanii, to mamy. Żeby piekarz lub cukiernik zarabiał 1,5 tys. funtów, czyli ok. 7,5 tys. złotych, to automatycznie chleb nie może kosztować 2 zł. Nikt nie dziwi się w Wielkiej Brytanii, że chleb kosztuje 2 funty, tylko że w przeliczeniu na naszą walutę to 10 zł. Mam nadzieję, że u nas chleb nie będzie tyle kosztować, ale jeżeli zamożność rośnie, mamy do czynienia z rozwojem gospodarczym i niskim bezrobociem, to musimy się liczyć ze wzrostem cen podstawowych artykułów spożywczych i z tym, że chleb będzie niedługo po 5 zł, a za pączka zapłacimy minimalnie od 5 zł do 10 zł, gdzie dzisiaj kosztuje u nas od 4 zł do 7 zł - wskazuje Woliński.

Nieco inne podejście do sytuacji gospodarczej w kraju ma Jan Klimek. Wraz z organizacjami rzemieślników, w których działa, postuluje przesunięcie wejścia w życie Polskiego Ładu o rok. Wskazuje również, że obecne zawirowania i wysokie rachunki za prąd i gaz tworzą ryzyko przejścia wielu mikrofirm do szarej strefy.

- Mówi się, że są cztery najważniejsze potrzeby rzemieślnika. To jest duma, przyjemność, zysk i spokój. Każdy rzemieślnik jest dumny z tego, że ma swoją firmę i zna się na swoim rzemiośle. Po drugie, ma przyjemność z tego, że odnajduje się na rynku. Trzeci element to zysk, nie tylko finansowy, bo cieszymy się z tego, co nam życie daje. Czwarta najważniejsza potrzeba przedsiębiorcy to jest spokój. Ten kto zaznał w życiu niepokoju, ten wie, czym jest spokój. A my dzisiaj mamy zafundowany niepokój. Myślimy o tym, jak uzdrowić nasze firmy. Firma jest zdrowa, gdy jest zadowolony klient, zadowolony pracownik i kontrolowany jest przepływ kapitału. Tego nie mamy. Dzisiaj nasze firmy są chore - uważa Klimek.

I dodaje, że polskie firmy zaczną przegrywać z firmami zagranicznymi, które są zdrowe. - To wcale nie oznacza, że nastąpi zapaść na polskim rynku. Rynek się zapełni tylko już nie naszymi produktami, a przedsiębiorcy prawdopodobnie będą otwierali magazyny dla towarów, które będą przychodziły z Zachodu - podsumowuje.

Dominika Pietrzyk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »