To będzie zupełnie inny kryzys

Ten kryzys będzie zupełnie inny. Po zdrowotnym nadchodzi gospodarczy. Epidemia zadała potężny cios turystyce i transportowi, a osłabi także światowy handel, produkcję i konsumpcję. Niektóre rządy już próbują temu zaradzić. Nasz też będzie musiał zmierzyć się z sytuacją.


- Najważniejsze, żeby ludzie nie umierali tylko dlatego, że nie mają pieniędzy na leczenie - mówi dyrektor zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego Kristalina Georgiewa cytowana na stronach tej instytucji.  

Straty idą w miliardy

Po pierwsze zatem, ochrona zdrowia, a sam kryzys zdrowotny to już ogromne koszty. Nawet rządy krajów, w których system opieki zdrowotnej opera się na prywatnych ubezpieczeniach muszą zdecydować się, by wziąć na siebie koszty walki z epidemią. W USA Izba Reprezentantów zatwierdziła w minioną środę 8,3 mld dolarów na nadzwyczajne wydatki związane z leczeniem i zapobieganiem infekcjom.

Reklama

W innych krajach to także dodatkowe wydatki na wyposażenie szpitali, organizację oddziałów zakaźnych, także "polowych", zorganizowania miejsc kwarantanny, testy, respiratory, leki, procedury medyczne, zapłatę za dyżury, zapewnienie opieki pacjentom, transport, ubrania ochronne dla personelu. Nasze Ministerstwo Zdrowia nie podaje na razie ani szacunków kosztów, ani też źródeł, z jakich uruchamia i będzie uruchamiać coraz większe pieniądze. Na ochronie zdrowia koszty się jednak nie kończą.

Pierwsze szacunki strat gospodarczych idą już w setki miliardów dolarów. Natychmiast po wybuchu epidemii zaczęła je ponosić turystyka. Sieć Hilton już zamknęła 150 hoteli w Chinach i podała, że  spodziewa się strat 25-50 mln dolarów w EBITDA, jeśli epidemia potrwa 3-6 miesięcy.

To tylko niewielka kropla w morzu strat, bo sami Chińczycy w 2018 roku na turystykę wydali 277 mld dolarów. Ogromna część z tych pieniędzy przejdzie branży na całym świecie koło nosa. Drugi w kolejce jest transport. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) podało niedawno, że linie lotnicze mogą stracić łącznie 113 mld dolarów, jeśli wirus będzie się nadal rozprzestrzeniał.

Równocześnie zamiera transport handlowy. Międzynarodowa Izba Żeglugi ocenia, że epidemia zmniejszyła handel światowy o ponad 350 tys. kontenerów. Według Komisji Europejskiej w ostatnich czterech tygodniach do europejskich portów zawinęło o 49 proc. mniej kontenerowców z Chin. Polscy przewoźnicy transportu drogowego - a mają oni ok. jednej trzeciej europejskiego rynku - powiedzieli Interii, że odczuwają spadek zapotrzebowania na swoje usługi o ok. 20 proc.

Globalny ubezpieczyciel należności handlowych Euler Hermes szacuje, że straty w handlu towarami i usługami mogą sięgnąć 320 mld dolarów na kwartał wskutek zakłóceń w działalności gospodarczej, jakie są widoczne do tej pory. To tyle, ile w całym 2019 roku światowy handel poniósł wskutek całorocznej "wojny" pomiędzy USA i Chinami. Ale w kolejce do strat ustawiają się kolejne branże.

- Najbardziej paląca jest potrzeba pomocy przedsiębiorstwom, których przychody załamią się na parę tygodni, a to wystarczy, żeby mogły zbankrutować i zwalniać ludzi. Chodzi o to, by zaradzić na chwilowy szok w przychodach i zaburzenie w przepływach finansowych - mówi Interii Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

Kto może uratować gospodarkę

Ekonomiści zwracają uwagę, że ten kryzys gospodarczy będzie zupełnie inny, niż te, które znaliśmy do tej pory. "Szoki" następują i po stronie podaży, i po stronie popytu, a niektóre z nich wzmacniają się wzajemnie. Działania banków centralnych, które były najważniejszą linią obrony podczas kryzysu sprzed 12 lat, mogą niewiele pomóc. Trzeba działać dużo bardziej selektywnie i punktowo. I mieć na uwadze złożoność "szoków".  

"Nawet pomimo spadku popytu w niektórych sektorach, popyt gwałtownie rośnie w innych, co podnosi ceny, a przez to może wykluczać nabywców" - napisał Kaushik Basu, badacz z amerykańskiego Instytutu Brookings.

"Następstwem kryzysu zdrowotnego będzie poważny kryzys gospodarczy przejawiający się w szokach podaży i popytu, innych niż w poprzednich kryzysach. Potrzebne są ukierunkowane polityki wspierające gospodarkę, sprzyjające utrzymaniu nietkniętej sieci relacji ekonomicznych i finansowych: między pracownikami a przedsiębiorstwami, kredytodawcami i kredytobiorcami oraz dostawcami i odbiorcami końcowymi" - napisała na stronach MFW Gita Gopinath, dyrektor Departamentu Badań tej instytucji.

"Chodzi o to, by sieci te mogły się zregenerować po zniknięciu epidemii. Celem jest zapobieżenie temu, by kryzys trwale wyrządził szkody ludziom i firmom - poprzez utratę miejsc pracy i bankructwa" - dodała.

Jakich "szoków" można spodziewać się po stronie podaży? Kwarantanna i choroby pracowników, opieka na dziećmi, kiedy zamykane są szkoły i przedszkola - to mniejsza produkcja i to we wszystkich sektorach. Spadek może nastąpić także np. w przetwórstwie żywności i handlu detalicznym. Ale do tego dochodzą też ograniczenia sanitarne, mające równocześnie zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby. Blokady miejscowości, ograniczenia w przemieszczaniu się ludzi - wszystko to oznacza ograniczenie skali prowadzonego biznesu.

Do tego mogą dojść braki w dostawach od kontrahentów, którzy z takich samych powodów zmniejszają produkcję. A to może spowodować zmniejszenie płynności finansowej firm w zasadzie we wszystkich sektorach.

Po stronie popytu analiza MFW zwraca uwagę na utratę dochodów przez prowadzących działalność gospodarczą i możliwość utraty pracy w wyniku bankructwa firmy. Słowem - na  zwiększoną niepewność konsumentów powodującą, że będą starać się wydawać mniej. Choćby na wypadek, gdyby pracodawca nie mógł wypłacić pensji.

Dodajmy, że taki "szok" przeżywają już pracownicy hoteli, restauracji czy kawiarni w Mediolanie lub w Wenecji. Ale może dotknąć pracowników we wszystkich sektorach. Do tego - jak zwraca uwagę MFW - prawie pewne jest ograniczenie inwestycji i to wszędzie na świecie.

Konieczne pakiety stymulacyjne

Konsekwencją tego może być wzrost kosztów finansowania i dla ludzi, i dla przedsiębiorstw. Banki - słusznie zresztą - podejrzewają, że konsumenci i firmy mogą nie być w stanie spłacić swoich kredytów. Jeden ze światowych gigantów Bank of America podał właśnie, że odmówił finansowania największej na rynku brytyjskim fuzji przedsiębiorstw.

"Wyższe koszty finansowania zewnętrznego ujawnią słabości finansowe, które nagromadziły się w latach niskich stóp procentowych, prowadząc do podwyższonego ryzyka" - zauważa analiza MFW. Ale teraz zakręcenie kurka z kredytem mogłoby jeszcze bardziej pogorszyć koniunkturę wynikającą z samych wstrząsów podaży i popytu.

Fundusz uważa, że nadzory na rynkiem finansowym mogłyby tymczasowo i na czas określony złagodzić kryteria dotyczące terminów spłaty kredytów, jakimi kierują się banki. Tak stało się we Włoszech, gdzie zapowiedziano zawieszenie spłat kredytów hipotecznych do końca epidemii. Według źródeł agencji Bloomberg niemieckie Ministerstwo Finansów, tamtejszy nadzór BaFin i Bundesbank spotkały się we wtorek, by omówić, jak złagodzić  zasady tworzenia przez banki odpisów w przypadku opóźnień w spłacie kredytów.

Rządy do tej pory rozmaicie zareagowały na możliwość zapaści gospodarczej spowodowanej epidemią. W Chinach, gdzie wybuchła, siedem z 31 rządów prowincji zobowiązało się wydać łącznie 24,5 biliona juanów, czyli ok. 505 mld dolarów na projekty infrastrukturalne. Rząd w Pekinie pozwolił prowincjom wyemitować obligacje specjalnego przeznaczenia o wartości ponad 1,8 biliona juanów na przedsięwzięcia gospodarcze.

To przykład "tradycyjnego" pakietu stymulacyjnego, który nie raz był już uruchamiany w Chinach. Ale są też działania bardziej punktowe. Chiny tymczasowo zawiesiły pobór składek na ubezpieczenie społeczne od przedsiębiorstw. W przypadku osób zwolnionych z pracy ubezpieczenie na wypadek bezrobocia można tymczasowo zwiększyć lub przedłużyć okres jego trwania.

Rządy w krajach dotkniętych epidemią zmniejszają obciążenia przedsiębiorstw. Chiny obniżyły podatki dla firm w najbardziej wrażliwych regionach i sektorach, w tym w transporcie, turystyce i hotelarstwie. Tymczasowo zawiesiły też pobór składek na ubezpieczenie społeczne od przedsiębiorstw. Korea wprowadziła zwolnienia z podatku dochodowego i z podatku VAT dla firm we wrażliwych branżach. Chiny, Włochy i Wietnam wprowadziły ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw, które straciły płynność.

Działania rządów nie ograniczają się kwestii podatkowych. Korea utworzyła specjalne gwarancje kredytowe dla małych i średnich przedsiębiorstw dotkniętych kryzysem. Krótkoterminowe gwarancje kredytowe w celu podtrzymania płynności to jedno z posunięć najbardziej zalecanych przez MFW. Chiny przyspieszają także wypłatę zasiłków dla bezrobotnych i rozwijają siatkę zabezpieczenia społecznego. Korea zwiększyła zasiłki dla poszukujących pracy i rozszerzyła je na gospodarstwa domowe o niskich dochodach.

Rząd Włoch przyjął w zeszłym tygodniu pakiet przeciwdziałania kryzysowi o wartości 7,4 mld euro. Obejmuje on m.in. wydłużenie terminów, w jakich przedsiębiorstwa na dotkniętych epidemią obszarach mają płacić podatki. Powstał także fundusz mający rekompensować wynagrodzenia zwalnianym pracownikom. Korea wprowadziła natomiast subsydia płacowe dla drobnych przedsiębiorców.

MFW radzi także, żeby rządy przekazały odpowiednie fundusze samorządom lokalnym, by te mogły ponosić wydatki na opiekę nad osobami objętymi kwarantanną. Ostatecznie trudno spędzić dwa tygodnie w odosobnieniu bez zakupów jedzenia, więc o takich sytuacjach ktoś także powinien pomyśleć. Takie działania podjęto już zresztą w Chinach i w Korei.

Fundusz zaleca też, by w krajach, gdzie płatne urlopy chorobowe i wychowawcze nie są  standardem, rządy powinny rozważyć sfinansowanie takich świadczeń, by umożliwić chorym pracownikom lub ich opiekunom pozostanie w domu bez obawy utraty pracy.

To wszystko jednak tylko lokalne działania, w których rządów nikt nie wyręczy, o ile oczywiście nie chcą, żeby zapaść gospodarcza się pogłębiła. Ale trzeba wziąć też pod uwagę transgraniczne powiązania gospodarcze, a także finansowe i towarowe. I tu potrzebna jest skoordynowaną reakcja międzynarodowa, do której Fundusz wzywa.

Trzeba będzie nowelizować budżet

Czy polski rząd zareaguje na sytuację w kraju w myśl tych zaleceń? I jak oceni ryzyko osłabienia polskiej gospodarki przez skutki epidemii? Rząd włoski zwrócił się już do Komisji Europejskiej o zgodę na zwiększenie deficytu do 2,5 proc. PKB. Na razie widać, że pole manewru jest niewielkie. 500+ i inne wydatki socjalne znacznie je ograniczyły.

Budżet państwa ma być w tym roku "zrównoważony", ale to dlatego, że zaplanowano w nim  nadzwyczajne dochody - z opłaty "przekształceniowej" OFE (coraz bardziej wątpliwej wobec spadków na giełdzie), sprzedaży częstotliwości dla łączności 5G oraz ze sprzedaży praw do emisji CO2. A w dodatku z powodu epidemii inne wpływy do budżetu będą stać pod wielkim znakiem zapytania.

- Bez nowelizacji budżetu nie da się w tym roku utrzymać "zerowego" deficytu, tym bardziej, że wzrost gospodarczy będzie słabszy, a być może także niższa inflacja - mówi Rafał Benecki.

Ale jeśli rząd w tym roku jeszcze bardziej zwiększy wydatki, w przyszłym deficyt wystrzeli, gdyż dodatkowych dochodów nie będzie. Dlatego jeśli w tym roku zwiększy deficyt, dziura w całych finansach publicznych w 2021 roku może przekroczyć 3 proc. PKB.      

- Kłopot z tym, że przestrzeń fiskalna została wykorzystana przez rozwiązania, które były wprowadzone za wcześnie i były nadmierne. Szacujemy, że jest jeszcze przestrzeń na mniej niż 0,5 punktu proc. PKB, czyli ok. 12 mld zł, z czego 2,75 mld zł ma iść na "fundusz medyczny" - dodaje Rafał Benecki.

Jacek Ramotowski 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »