Toksyczne lobby dusi Europę

Wśród wielu problemów współczesnego świata ograniczenie emisji gazów cieplarnianych zostało mianowane najbardziej globalnym problemem. Tak naprawdę pod szyldem walki z emisją szkodliwego dla klimatu CO2 prowadzone są działania, które mają niewiele wspólnego z rozwiązywaniem problemu, a służą jedynie interesom różnych lobby, które chcą na tym temacie zarabiać ogromne pieniądze.

Społeczność międzynarodowa, poszczególne kraje i ich rządy, a nawet miasta, społeczności lokalne i organizacje pozarządowe podejmują od wielu lat wysiłki na rzecz ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, powstających na skutek spalania paliw kopalnych, które przedostając się do atmosfery, przynoszą negatywne skutki dla naszego klimatu. Najgroźniejszym z tych skutków jest podnoszenie się średniej globalnej temperatury, czyli tzw. efekt cieplarniany.

Ogólne zaangażowanie

Politycy i naukowcy ostrzegają, że jeśli nie rozpoczniemy bezpardonowej walki z emisją gazów cieplarnianych, skutki tego zjawiska mogą być dla naszego klimatu, jeszcze bardziej katastrofalne. Dlatego obecnie mówi się już otwarcie, że musimy znacznie ograniczyć emisję gazów cieplarnianych. Do tego zobowiązuje nas m.in. przyjęty w 1997 r. Protokół z Kioto.

Reklama

O ograniczeniu emisji mówi także Europejski System Handlu Emisjami - dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie rozwoju odnawialnych źródeł energii. Swoistą presją na prowadzenie takiej polityki jest tocząca się na ten temat w Europie i na świecie dyskusja, której celem ma być osiągnięcie nowego porozumienia klimatycznego pomiędzy państwami. Temu m.in. poświęcony był zorganizowany w ubiegłym roku w Warszawie szczyt klimatyczny (19. Sesja Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie klimatu), w którym udział wzięli wszyscy sygnatariusze Protokołu z Kioto.

Walka o mniejsze limity

W sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych mówi się dzisiaj jasno, że aby powstrzymać katastrofalne skutki zmian naszego klimatu, należy ograniczyć ich emisję do roku 2020 o 40 procent (w porównaniu do roku 1990). Tak czy inaczej Polska jest krajem, który zmuszony jest zmierzyć się z problemem ograniczenia emisji swoich gazów cieplarnianych. Jednak to, czego oczekuje od nas Bruksela w tym zakresie, może okazać się po prostu nierealne z wielu względów, ale jeden z nich to na pewno możliwości finansowe Polski, drugi - surowcowe uwarunkowania.

Właśnie z powodu tych dwóch czynników musimy walczyć w Brukseli m.in. o mniejsze limity dopuszczalnej emisji zanieczyszczeń dla polskich przedsiębiorstw.

Problem ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, w tym przede wszystkim dwutlenku węgla (CO2), nie dotyczy tylko polskiego przemysłu. Dotyczy również milionów polskich obywateli ogrzewających swoje mieszkania.

Kraków poligonem doświadczalnym

Chcąc wyjść naprzeciw światowym oczekiwaniom w zakresie emisji gazów cieplarnianych, krakowscy samorządowcy postanowili realnie zabrać się za ten problem. Nic zresztą dziwnego, albowiem Kraków jest w czołówce europejskich miast o najbardziej zanieczyszczonym powietrzu. Władze miejskie wpadły na pomysł uchwały określającej rodzaj dopuszczonych do stosowania paliw, by w ten sposób ograniczyć ilość emitowanych w wyniku ich spalania cząstek stałych (dymów) nad miastem.

25 listopada 2013 r. radni Sejmiku Województwa Małopolskiego podjęli uchwałę, w której jako paliwa dopuszczone do stosowania w celu ogrzewania lokali i budynków i przygotowania ciepłej wody użytkowej uznano: gaz ziemny i pozostałe węglowodory gazowe przeznaczone do celów opałowych oraz olej opałowy i napędowy, przeznaczony do celów opałowych.

Zakazano używania węgla i drewna, jako paliw energetycznych, dopuszczono jedynie okazjonalne korzystanie z opalanych drewnem kominków. Okres przejściowy dotyczący wprowadzenia uchwały w życie krakowscy samorządowcy określili na pięć lat. W świetle uchwały, mieszkańcy mieli dostosować się do nowych przepisów do 1 września 2018 r.

Naruszenie konstytucyjnych zasad równości

Przyjęcie uchwały przez krakowskich samorządowców uruchomiło w mieście wielki spór. Dotyczył on przede wszystkim kwestii spalania węgla i drewna, i tego, czy powinno znaleźć się ono na liście paliw dopuszczonych do stosowania. O ile spalenie węgla może wzbudzać sprzeciw zwolenników ograniczania emisji spalin, o tyle sprawa spalania drewna, nawet w jego postaci przetworzonej (brykiety, pelety), nie jest już tak oczywista. Nawet w ocenie ekologów drewno jest najbardziej powszechnym i odnawialnym źródłem energii.

W wielu krajach Europy Zachodniej prowadzone są kampanie na rzecz spalania drewna i odbywają się akcje promowania kominków. Austria jest tego najlepszym przykładem. Tymczasem w Krakowie postanowiono pójść w zupełnie odwrotnym kierunku, o dziwo opakowując forsowane rozwiązanie w szaty bardzo ekologicznej uchwały. Spór na ten temat toczył się w Krakowie jeszcze przez wiele miesięcy, także na drodze sądowej. Uchwałę zaskarżyły bowiem dwie mieszkanki miasta.

Jedna domagała się zaostrzenia przepisów i rozszerzenia zakazu o palenie drewnem w kominkach, druga skarżąca uważała, że przepisy uderzają w interes najbiedniejszych krakowian, którzy ogrzewają domy i mieszkania tanim węglem. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie uchylił uchwałę sejmiku województwa małopolskiego, która wprowadzała zakaz palenia w piecach węglem i drewnem.

Krakowski sąd stwierdził, że uchwała sejmiku narusza konstytucyjne zasady równości, praworządności i wolności gospodarczej. Dodatkowo w uchwale nie określono, kogo dokładnie ma ona dotyczyć. Poza tym w ocenie sądu wprowadzenie takiej uchwały w życie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu energetycznemu kraju. Ale wyrok sądu nie oznacza jeszcze końca sporu w Krakowie.

Kto pójdzie drogą Krakowa?

W ostatnich miesiącach podobne inicjatywy zgłaszane były w wielu innych polskich miastach. Jednak na razie nie zostały sformalizowane w postaci podobnych uchwał, jak miało to miejsce w Krakowie. Ale tego rodzaju inicjatywy nie są tylko emanacją tego, co obecnie na świecie się mówi i robi w aspekcie ograniczania emisji gazów cieplarnianych i podnoszenia obowiązujących standardów w tym zakresie.

O wiele bardziej w grę wchodzą tutaj działania różnego rodzaju lobby, które zakładają sobie osiągnięcie wymiernych korzyści w przypadku tego rodzaju rozwiązań. To niezwykle brutalna gra, za którą stoją wielkie pieniądze i wielkie interesy. Nie liczą się w niej uwarunkowania, czy też zwykły realizm.

Skazani na krajowe zasoby

Tak naprawdę nie stać nas na takie rozwiązania. Musimy, przynajmniej na razie, korzystać przede wszystkim z tego, co mamy u siebie. Węgiel i drewno to nadal podstawowe surowce energetyczne, z których na co dzień korzysta zdecydowana większość Polaków. Nic zresztą dziwnego, są one dużo tańsze od gazu i innych węglowodorów, jakie mogą być wykorzystane do celów opałowych. W przypadku węgla byliśmy kiedyś prawdziwą światową potęgą w wydobyciu i nadal mamy złoża, które nie tylko mogą zaspokoić w pełni krajowe potrzeby tego surowca, lecz także mogą być przedmiotem eksportu.

To prawda, że spalanie węgla powoduje emisję, m.in. dwutlenku siarki, tlenków azotu, tlenku węgla (CO), pyłów i wielu innych szkodliwych związków, ale o wiele bardziej zasadne wydaje się inwestowanie w nowoczesne systemy jego spalania. W przypadku drewna również jesteśmy potentatem w Europie. Należymy do grupy krajów o największej powierzchni lasów (po Francji, Niemczech i Ukrainie). A dodatkowo prowadzimy bardzo rozsądną politykę w zakresie zalesiania, której efekty już widać (Krajowy Program Zwiększania Lesistości przewiduje, że do 2020 r. zalesione będzie 33 proc. powierzchni Polski).

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Polskie zasoby drewna są dwukrotnie wyższe od unijnej średniej (w przeliczeniu na hektar drzewostanu). Jego dostępność i cena sprawiają, że jest ono nadal energetycznym paliwem z którego korzystają Polacy i to paliwem, ekologicznym. W polskim budownictwie jednorodzinnym coraz powszechniejsze jest instalowanie opalanych drewnem kominków jako źródeł ciepła.

Jeśli więc zabieramy się w Polsce za ograniczanie emisji gazów cieplarnianych, to lepiej i taniej byłoby, abyśmy nadal korzystali z naszych rodzimych surowców, inwestując w systemy grzewcze - piece i kominki. O tym bowiem, co wyrzucają nasze kominy, w jeszcze większym stopniu decyduje to, jak spalamy wkładane do nich paliwo.

dr Leszek Pietrzak

Autor jest historykiem, przez wiele lat pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, następnie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był również członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI.

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: CO2 | globalne ocieplenie | emisja CO2 | dusić | duszone
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »