Tomasz Prusek: Odbudowa Ukrainy. Co musi zrobić Polska, by nie stracić?
Udział Polski w powojennej odbudowie Ukrainy powinien być przedstawiany nie tylko w czysto ekonomicznych kategoriach pod płytkim hasłem: "ile nasze firmy mogą na tym zarobić", ale przede wszystkim geopolitycznych: jak zbudować na naszej wschodniej granicy silne gospodarczo i instytucjonalnie państwo, które będzie powiązane z Unią Europejską i światowym porządkiem bezpieczeństwa. Nasi politycy i przedsiębiorcy wiążą z odbudową Ukrainy wielkie nadzieje biznesowe, ale to trudne zadanie i oby na tym się nie skończyło, jak dwie dekady temu w Iraku...
Choć wojna w Ukrainie trwa już ponad rok i każdy dzień przynosi nowe wiadomości z frontu, to przecież każda wojna kiedyś musi się skoczyć. Na razie nie wiemy, na jakich stanie się to warunkach, ani kiedy, niemniej rozważania o odbudowie Ukrainy są jak najbardziej zasadne i - biorąc pod uwagę niezwykłą siłę i determinację Ukraińców w obronie niepodległości i tożsamości narodowej - nie ma co czekać do zakończenia działań wojennych, ponieważ zniszczenia kraju są tak dotkliwe, że odbudowa powinna ruszyć natychmiast, w zasadzie jeszcze w trakcie wojny.
Tak, aby pokój dla narodu ukraińskiego nie okazał się początkowo dodatkowym czasem cierpienia, a nawet i rozczarowania z powodu katastrofalnych warunków życia w zniszczonym wojną kraju. Ukraina ma za sobą część wolnego świata, która wielokrotnie udowadniała w momentach próby, że potrafi się zjednoczyć przeciwko agresorowi (agresorom) nie tylko wysyłając sprzęt wojskowy i amunicję, ale także po zwycięstwie zapewnić wsparcie kapitałowe dla odbudowy, czego dowodem był po II wojnie światowej chociażby amerykański Plan Marshalla dla Europy.
Napoleon Bonaparte mówił, że do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Parafrazując jego słowa można powiedzieć to samo, tyle że w odniesieniu do zapewnienia pokoju, w tym powojennej odbudowy. Pewne jest jedno: potrzeby będą gigantyczne z uwagi na skalę zniszczeń np. w infrastrukturze i kurczenie się gospodarki - spadek PKB w Ukrainie w 2022 roku sięgnął ok. 30 proc.
Można się spotkać z szacunkami mówiącymi nawet o kwocie pół biliona dolarów potrzebnej do odbudowy Ukrainy. Zatem podstawowe pytanie brzmi: kto i w jakich ilościach może zapewnić kapitał dla Ukrainy? I oczywiście jakie interesy przy tej okazji zechce zrealizować, gdy nastanie czas pokoju, a do głosu dojdzie mordercza wolnorynkowa konkurencja i kierowanie się żądzą zysku. Paradoksalnie, trudne dla Ukrainy będzie - umowne - wygranie pokoju w kontekście gospodarczym i instytucjonalnym, ponieważ interesariuszy podążających za kapitałem będzie mnóstwo i każdy będzie chciał coś uszczknąć z tortu.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Rozważając rolę jaką może odegrać Polska i nasze firmy w odbudowie Ukrainy warto podkreślić kilka elementów. Przede wszystkim nasze położenie geograficzne, które predestynuje nas - tak jak dzieje się to w ramach wsparcia militarnego - do odegrania ponadprzeciętnej roli w tym procesie. Tego nikt nie zmieni. Jednak sprowadzenie Polski do pełnienia roli podstawowej bazy przeładunkowej i zaplecza dla odbudowy sąsiedniego państwa to zdecydowanie za mało jak na ambicje polityczne i ekonomiczne, które można już głośno usłyszeć w naszym kraju. Mamy być jednym z kluczowych partnerów w odbudowie, a do tego potrzebne są duże pieniądze. I z tym może być poważny problem, bo - w przeciwieństwie do bogatych państw Zachodu - kapitału brakowało u nas już przed II wojną światową, a potem mieliśmy pół wieku PRL-u...
Brakowało kapitału wcześniej, nie mamy i teraz w ilości, która dawałby nam swobodę w decydowaniu o przepływach nie pojedynczych milionów czy nawet miliardów euro, ale znacznie większych kwot. I naprawdę między bajki można włożyć propagandowe zapewnienia, że jesteśmy nie tylko najlepsi w Europie czy świecie pod wieloma względami i - umownie - "na wszystko nas stać", czego świetnym przykładem jest ruszający właśnie program budowy elektrowni atomowych. Po prostu nie stać nas ani na samodzielne zapewnienie finansowania tak kosztownych inwestycji. A mówimy tylko o kilku blokach atomówek, a nie o powojennej odbudowie kraju większego niż nasz nie tylko pod względem powierzchni, ale także liczby ludności. Ukraina była przed rozpadem Związku Radzieckiego jedną z najbogatszych jego republik, a jej PKB na początku lat 90. zeszłego wieku, gdy rozpoczynała się w naszym regionie transformacja gospodarcza był porównywalny z Polską. Nie bez racji jeden z przywódców sowieckich w latach 20. poprzedniego wieku mówił, że jeśli rewolucja straci Ukrainę, to nowe państwo bolszewickie się nie utrzyma.
Ukraina była i jest państwem o ogromnym potencjale, zatem tym bardziej do odbudowy będzie potrzebować morza kapitału. I co ważne, liczyć się będą nie relacje wsparcia/inwestycji liczone do naszego krajowego PKB, aby pokazać nasze zaangażowanie, ale kwoty nominalne. Jak powiedział w kontekście odbudowy Ukrainy trafnie jeden z czołowych naszych ekonomistów: "wyższość moralna nam nie wystarczy". Liczyć się będzie czysty kapitał, a ten w odpowiedniej ilości dostarczyć będą mogły jedynie państwa, mające go zakumulowany od dziesiątek, jak nie setek lat: USA, Niemcy czy Francja.
W tym miejscu dochodzimy do kluczowej kwestii: w jaki sposób i w przez kogo będzie płynąć kapitał na Ukrainę? Rozwiązania są dwa, ale tylko jedno jest potencjalnie korzystne dla Polski. Wychodząc z założenia, że "kapitał ma narodowość", to jeśli będzie płynąć bilateralnie między np. USA czy Niemcami do Ukrainy, to można iść o zakład, iż kontrakty realizowane będą przez firmy z krajów-donatorów, a szansa dla naszych będzie polegać jedynie na ewentualnym podwykonawstwie lub uczestniczeniu w łańcuchu dostaw, ale - mówiąc już w kategoriach czysto biznesowych - marże z tego są niewielkie, bo śmietankę spijają generalni dostawcy/wykonawcy.
Nie ma się na co oburzać, bo także wsparcie bilateralne ze strony Polski będzie miało dokładnie taki sam schemat: kontrakty i zlecenia dostaną nasze rodzime firmy, wszak trudno sobie wyobrazić, aby - szczególnie przy obecnej ostrej antyniemieckiej retoryce politycznej rządzących - z pieniędzy polskich firm czy rządu skorzystałyby np. firmy niemieckie. Lecz schemat odbudowy Ukrainy może być także inny - multilateralny, czyli agregowany przez wielkie, ponadnarodowe instytucje np. Bank Światowy, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju czy Europejski Bank Inwestycyjny.
W takim scenariuszu rosną szanse, że nasze firmy uzyskają dostęp do upragnionego kapitału międzynarodowego i będą uczestniczyć za te środki w odbudowie ukraińskiej infrastruktury czy przemysłu. Choć i tutaj nie można mieć złudzeń, że państwa zainteresowane w tym procesie mają swoich politycznych przedstawicieli w każdej z tych instytucji, którzy przecież wiedzą skąd pochodzą... Stąd wcale nie dziwią zabiegi ze strony krajowych polityków, aby właśnie w Polsce powstała międzynarodowa agencja koordynująca pomoc w odbudowie Ukrainy i bynajmniej nasze położenie geograficze nie jest tutaj najważniejsze, ale potencjalny wpływ na podział kapitału jakim będzie dysponować.
Jaki model ostatecznie zobaczymy: bilateralny czy multilateralny? Prawdopodobnie... mieszany. Część z setek miliardów dolarów wsparcia pojdzie w schemacie C2C (państwo do państwa), a część przez ponadnarodowe instytucje. Kluczem - ważnym szczególnie dla Polski - będzie proporcja między tymi dwoma strumieniami kapitału. Im mniejszy będzie multilateralny, tym mniejsze korzyści dla Polski. Ktoś może jednak zadać zasadne pytanie: czy Polska z uwagi na ogromną pomoc, także humanitarną, udzielaną Ukrainie w trakcie wojny nie powinna mieć jednak jakiejś pozycji uprzywilejowanej w tym procesie odbudowy? Niestety, choć postulat wydaje się zgodny z powszechnym rozumieniem sprawiedliwości, tak to nie działa we współczesnym świecie. I tego dowodzą nasze doświadczenia sprzed dwóch dekad, gdy Polska wiernie stojąc u boku swoich najważniejszych sojuszników podczas wojny w Iraku miała potem wielkie ambicje skorzystania przy odbudowie tego również zniszczonego kraju, a ostatecznie generalnie obeszliśmy się smakiem. Na koniec okazało się, że skoro nie mieliśmy do zaoferowania kapitału i technologii, a jedynie nasze zasługi na polu bitwy, to biznesowo miejsce zajęli inni.
W rozważaniach nad modelem odbudowy Ukrainy duże znaczenie będzie mieć sposób, w jaki przez zagranicznych donatorów traktowane będą władze ukraińskie, czyli mówiąc wprost: ile będą miały one do powiedzenia jeśli chodzi o podział środków i wybór partnerów. To niezwykle ważne pytanie o podmiotowe traktowanie władz odbudowywanego kraju. Jak na razie z przebiegu wojny widać, że władza polityczna w Kijowie jest silna, podmiotowa i tam podejmowane są kluczowe decyzje. Jednak w okresie pokoju można spodziewać się bardzo silnej presji na Ukrainę ze strony poszczególnych donatorów kapitału, aby w ten, a nie inny sposób pokierować kapitałem. Może mieć to związek nie tylko ze wspomnianym wcześniej twierdzeniem, że "kapitał ma narodowość", ale także obaw o to, aby pieniądze zostały wydane celowo i transparentnie.
Niestety, doświadczenia Ukrainy z ostatnich trzech dekad pod względem walki z korupcją, nepotyzmem i oligarchizacją gospodarki są niepokojące. I donatorzy mogą się po prostu obawiać, że jeśli nie będą mieć ścisłego nadzoru nad wydawaniem pieniędzy, to ochrona przed korupcją może stanąć pod znakiem zapytania. A na pewno nikt nie życzyłby sobie w państwach-donatorach, aby opinią publiczną wstrząsały doniesienia o sprzeniewierzaniu środków pomocowych, bo byłoby to nie do zaakceptowania politycznie. Zatem z niebezpiecznym problemem korupcji i szarej strefy Ukraina będzie musiała sobie poradzić sama, a prawdziwym testem będzie przebieg odbudowy. W przeciwnym razie i obdarowani, i donatorzy będą tracić twarz, a powstanie silnego, transparentnego i demokratycznego państwa za naszą wschodnią granicą stanie pod znakiem zapytania.
Dlatego trzeba zrobić wszystko na poziomie krajowym i międzynarodowym, aby nie było jak w słynnym powiedzeniu: miało być lepiej, a wyszło jak zawsze... Sprawna i transparentna odbudowa Ukrainy to warunek pokoju geopolitycznego nie tylko w wymiarze regionalnym, ale i globalnym. Dlatego państwom wpierającym obecnie politycznie i militarnie naszego niezłomnego sąsiada w obronie niepodległości powinno na tym zależeć, bo nie chodzi tylko o pieniądze...
Tomasz Prusek, publicysta ekonomiczny oraz prezes Fundacji Przyjazny Kraj.
Tytuł oraz śródtytuły pochodzą od redakcji