Traktat Nicejski przesądza terminarz rozszerzenia UE
Wczorajsze podpisanie Traktatu Nicejskiego przez ministrów spraw zagranicznych państw unijnej "piętnastki" nie wywołało większych emocji, jako że było tylko dopełnieniem formalności. Wszystkie podstawowe zapisy traktatu zostały wynegocjowane w czasie szczytu Rady Europejskiej, zakończonego pamiętnymi nocnymi obradami z 10 na 11 grudnia 2000 r.
Sam Traktat Nicejski - podobnie jak jego poprzednik Amsterdamski - jest tylko nowelizacją podstawy prawnej istnienia UE, czyli Traktatu o Unii Europejskiej z Maastricht. Przekładając na polski język legislacyjny - w swojej zasadniczej części stanowi "ustawę o zmianie ustawy". Dla nas najważniejsze znaczenie mają załączniki, a w szczególności oznaczona numerem 2 "Deklaracja w sprawie rozszerzenia Unii Europejskiej". To w tym załączniku przyznano Polsce - od dnia naszego wejścia do UE - 50 mandatów w Parlamencie Europejskim, 27 ważonych głosów w Radzie Unii Europejskiej oraz 21-osobowe reprezentacje w Komitecie Ekonomiczno-Społecznym i Komitecie Regionów (wszędzie tyle samo, ile Hiszpanii).
Sprawdzianem gotowości UE do rozszerzenia będzie długość procedury ratyfikacyjnej Traktatu Nicejskiego. Układ założycielski z Maastricht, podpisany 10 grudnia 1991 r., wszedł w życie 1 listopada 1993 r. - a więc po prawie dwóch latach. Nowelizacja amsterdamska oczekiwała ponad półtora roku, od 2 października 1997 r. do 1 maja 1999 r. Na zatwierdzanie Nicei członkowie UE z góry rezerwują sobie aż dwa lata! No, może się trochę sprężą i sfinalizują ratyfikacje do jesieni 2002 r.
Możliwość zmiany wpisanej do załącznika daty - na przykład na 1 stycznia 2004 r. - jest całkowitą abstrakcją, choćby ze względu na procedurę ratyfikacyjną. Nikomu z "piętnastki" nawet nie przyjdzie do głowy zgłoszenie takiej propozycji, zarówno na czerwcowym szczycie w Gšteborgu, jak i za następnych półrocznych prezydencji - Belgii, Hiszpanii, Danii czy Grecji. I tak brzmi najprawdziwsza prawda Traktatu Nicejskiego.