Transport w pandemii, czyli kolejki statków, brak kontenerów i kontenerowców

Ceny frachtu morskiego są już nawet dziesięć razy wyższe niż rok temu. Wpłynęła na to pandemia, zamknięcie części portów, tłok w pozostałych, ożywienie handlu i niedobór kontenerów. Niektóre duże firmy zdecydowały się na zakup własnych kontenerów i wyczarterowanie statków, by uniezależnić się od przewoźników.

Blokady związane z pandemią Covid-19 początkowo doprowadziły do zamykania rynków i spadku zakupów detalicznych. Gdy wirus zelżał i gospodarki zostały odmrożone nastąpiło gwałtowne odbicie w handlu. Do portów zaczęły tworzyć się ogromne kolejki. Na to nałożyły się tymczasowe zamknięcia niektórych portów w związku z pojawiającymi się lokalnie ogniskami choroby oraz problemy z przepustowością pozostałych lokalizacji, które przejmowały ruch.

Dochodziło też do niecodziennych sytuacji - w marcu nastąpiła blokada Kanału Sueskiego w wyniku utknięcia tam kontenerowca, co wywołało kolejne problemy światowej żeglugi. Przebiega tamtędy bowiem trasa morska, przez którą odbywa się 10 proc. światowego transportu towarów. Konsekwencje tej sytuacji odczuwalne były jeszcze przez wiele tygodni po udrożnieniu kanału.

Reklama

Również dziś do przeciążonych portów, głównie w Chinach i USA, ustawiają się kolejki statków. Na rynku brakuje kontenerów i kontenerowców. Problem z przepływem towarów pogłębiają wyzwania związane z transportem drogowym - zarówno Europa jak i Stany Zjednoczone narzekają na niedobór kierowców ciężarówek.

Wszystko to przekłada się na wzrost cen. Wysłanie kontenera 40-stopowego z Azji do Europy kosztuje nawet 17,5 tys. dol., dziesięć razy więcej niż rok temu. George Griffiths z S&P Global Platts cytowany przez BBC mówił, że niektóre firmy pobierają wyższe stawki, by zagwarantować dostawę towaru w ciągu kilku tygodni. Równocześnie importerzy konkurują ze sobą nawzajem, oferując dodatkowe kwoty za szybszy dostęp do kontenerów.

W tej sytuacji niektóre duże firmy próbują rozwiązać ten problem na własną rękę, kupując kontenery i czarterując statki. Na taki krok zdecydował się m.in. Walmart, Home Depot, Canada Dollar i Ikea.

- Zatłoczenie w portach w połączeniu z historycznie wysokim popytem spowodowało brak równowagi na globalnym rynku transportu morskiego - mówił szwedzkiemu dziennikowi Svenska Dagbladet dyrektor ds. dostaw produktów w Ikei, Mikael Redin. Informował, że dochodziło do ograniczenia asortymentu w sklepach. To skłoniło firmę do zajęcia się frachtem. Szwedzi przewożą też coraz więcej towarów koleją z Chin do Europy.

Dollar Tree, firma posiadająca sieć dyskontów z tanimi produktami, ogłaszała z kolei inwestorom, że choć działa na podstawie długookresowych kontraktów przewozowych, zakłada, że przewoźnicy wypełnią tylko 60-65 proc. swoich zobowiązań. Przy czym spółka miała kłopot również z wyczarterowaniem jednostki - jeden ze statków dotarł do niej opóźniony o dwa miesiące ze względu na fakt, że członek załogi zachorował na Covid-19.

Oczekuje się, że w obecnej sytuacji przynajmniej firmy żeglugowe pochwalą się okazałymi zyskami. Ale i wśród przewoźników nie brakuje narzekań. Maersk sygnalizował, że udostępnił więcej statków i kontenerów niż przed pandemią, ale przez opóźnienia i kolejki do potów dochodzi do utraty zdolności przewozowych. Przedstawiciele firmy mówili, że kilkudniowy przestój w jednym porcie może oznaczać finalnie dodanie dwóch tygodni do całkowitego czasu podróży.

Chiny zwiększają produkcję kontenerów, ale wyzwaniem jest pozyskanie dodatkowych kontenerowców. Budowa nowej jednostki zajmuje około dwóch-trzech lat jest niezwykle kosztowna. Tak więc w krótkiej perspektywie raczej nie ma co liczyć na poprawę sytuacji. A będzie goręcej, zbliża się bowiem czas wzmożonego handlu w końcówce roku.   

Coraz częściej pojawiają się apele, by już teraz myśleć o świątecznych prezentach, mimo że od Bożego Narodzenia dzieli nas jeszcze sto dni. Skoro już teraz są ogromne problemy z dostawami, co będzie, gdy wszyscy szturmem ruszą na zakupy? Do tego dochodzą obawy o kolejne fale pandemii, które mogą przekładać się na płynność towarów.

Produkcja drobiazgów, w tym również zabawek, rozwinięta na dużą skalę w Azji, jest zwyczajnie nieopłacalna w innych regionach świata. A to spora część świątecznego asortymentu. Wydaje się, że jesteśmy w żelaznym uścisku. Już teraz sklepy narzekają na niepełne zatowarowanie. A przecież sezon zakupowy dopiero przed nami. Wygląda więc na to, że od razu po skompletowaniu wyprawki szkolnej powinniśmy przystąpić do zakupów świątecznych.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »