Trzeba się narobić, by... nic nie zrobić
Potwierdziło się ostatecznie to co podejrzewaliśmy od dawna, i co jest zresztą zgodne z logiką: ministerstwo skarbu nie chce niczego prywatyzować.
No bo jakże by inaczej. Niegdyś to ministerstwo nazywało się przekształceń własnościowych. Też nie była to nazwa jednoznaczna ale, w domyśle, prawie wszyscy pod przekształceniami rozumieli prywatyzację. Ale, już sześć lat temu, z początkiem 1997 roku, zmieniono nazwę resortu na ministerstwo skarbu. Stało się tak za sprawą naszego faworyta i ulubieńca, wicepremiera Marka Pola, który wtedy, jako specjalny pełnomocnik, reformował centrum. Chciał zapewne dobrze, a wyszło - jak zawsze.
Pierwszym ministrem, już skarbu, został ludowiec Mirosław Pietrewicz. W pamięci urzędników ministerstwa zapisał się tym, że nic nie prywatyzował, każda decyzja przychodziła mu wyjątkowo opornie (mówiło się, że ciągle zapomina długopisu do podpisywania decyzji), a idei prywatyzacji był wyjątkowo niechętny. I nie ma się czemu dziwić. On jako pierwszy zrozumiał istotę sprawowanego urzędu. Minister skarbu to jakby strażnik skarbu, a jaki strażnik jest na tyle głupi, by pilnowany przez siebie skarb pomniejszać. Przecież, jeżeli wykaże się taką nieroztropnością to skarb stopnieje i... strażnik stanie się zbędny. Później, w następnych rządach, z rozumieniem istoty stanowiska strażnika skarbu bywało różnie (głównie za sprawą niektórych niesfornych wiceministrów, a szczególnie jednej pani wiceminister, która uparła się sprzedać wszystkie banki), ale teraz wszystko już wróciło do normy; nie prywatyzujemy. I już.
Wiernym wyznawcą tej zasady jest obecny minister, Piotr Czyżewski. Co prawda, pod naporem z jednej strony ministra finansów, który krzyczy: kasa Misiu, kasa, a z drugiej zwolenników prywatyzacji, robi jakieś plany, ale tylko po to, by się z nich po jakimś czasie wycofać. Tak jest chociażby z PKO BP dla którego, jak się okazuje, nie sposób wybrać doradcy prywatyzacyjnego, tak będzie z księżycowymi planami prywatyzacyjnymi na rok przyszły zakładającymi m.in. od 6 do 11 ofert publicznych. A kto je wykona? Bo przecież nie minister Czyżewski.